Kijów
-
Czas więc szukać następnego sklepu i oby nie było tam popierdolonych sklepikarzy z karabinami.
-
Tym razem udało Ci się, po kilku minutach, znaleźć sklep! I przy okazji nie wykrwawiłeś się po drodze, a żaden Zombie nie zleciał się, zwabiony świeżą krwią, jaka przesiąkała Ci rękaw ubrania i powoli skapywała po ręce na ziemię. Cóż, masz inne priorytety niż jakaś tam, potencjalnie zagrażająca życiu, rana, trzeba przecież napędzić samogonu dla ukraińskich towarzyszy.
-
Wszedł do środka i natychmiast się gdzieś ukrył na wszelki wypadek, gdyby w środku był ktoś pokroju tego popierdolonego sklepikarza z karabinem.
-
– Uraaal… – pociągnął z nostalgią. – Stamtąd jesteśmy.
-
Zohan:
- Aż tak tak źle, że przyjechaliście aż tu?
Antek:
Ukryłeś się za ladą, gdzie były gnijące zwłoki jakiejś osoby, stopień rozkładu utrudnia powiedzenie czegokolwiek więcej, a jednocześnie możesz być raczej pewien, że ten trup już nie wstanie. -
Wyszedł zza lady i rozejrzał się, co w tym sklepie jest.
-
Jak na typowo ukraiński sklep przystało: Puste półki. Ale pomiędzy tym śmieciem udało Ci się wygrzebać sporo jedzenia, niestety głównie zgniłego czy zepsutego. Z tego chyba bimbru nie będzie, ale w sumie to Wy tego pić nie będziecie, prawda?
-
- Czyli srogi wpierdol… Trzeba szukać dalej. - pomyślał, a po chwili wyszedł i zaczął szukać kolejnego sklepu.
-
– Wszędzie jest źle, ale tam jest gorzej… Wspomnienia zabijają człowieka.
-
Antek:
//Ale wiesz, że słowa “głównie” i “w całości” czy “kompletnie” to nie jest to samo, prawda?//
Zohan:
- Nie myśl sobie, że u nas jest lepiej… Kiedyś na Ukrainie był burdel, teraz jest jeszcze gorzej. To chyba już jakaś narodowa tradycja, że ludzie się u nas zżerają. -
// No tak, jestem ślepy i niewyedukowany i za to przepraszam. //
Czas się więc udać z powrotem do swojego towarzysza i spróbować zrobić samogon z tego, co znalazł. -
Choć jego zdolności były niemalże legendarne, to wątpliwe, żeby zrobił samogon z landrynek, kilku cytryn, dwóch opakowań ryżu, trzech paczek makaronu i dwóch butelek gazowanej wody.
-
//mmm, hołodomor//
– I nie zanosi się na to, żeby było gdziekolwiek lepiej, bo jak już wybiją tę zarazę, to będą dalej walczyć między sobą o władzę na świecie.
-
Pomachał do swojego towarzysza, gdyż chciał z nim przedyskutować kwestię samogonu i czy dałoby się go zrobić z tego, co znalazł.
-
Zohan:
- Człowiek lepszy, on Ci chociaż da jakąś szansę, Zombie nie.
- A dupa tam. Ludzie to niekiedy większe potwory niż te zgniłki, sam widziałem.
W międzyczasie dostrzegłeś swojego kompana, który machał CI, najwyraźniej powróciwszy z wyprawy po składniki do pędzenia bimbru.
Antek:
Rozmawiał obecnie z kilkoma żołnierzami, ale może Cię zobaczył. -
– Jest i on. – powiedział sam do siebie i mu pomachał, aby podszedł do niego.
-
Tak więc podszedł, trochę nerwowo ze względu na to, co znalazł.
- Powiedz mi, przyjacielu, czy uda ci się zrobić samogon z landrynek, kilku cytryn, dwóch opakowań ryżu, trzech paczek makaronu i dwóch butelek wody gazowanej? - szepnął do towarzysza. -
Odciągnął go na bok i powiedział na tyle cicho, aby żołnierze go nie usłyszeli:
– Sam nie wiem. Można spróbować coś zrobić na bazie cytryn i landrynek, ale to chyba za mało. – spojrzał na jego zakrwawione ramię. – Co ci? -
- A, to. Powiedzmy, że ukraińscy sklepikarze nie są zbytnio gościnni. - zażartował, choć pewnie by zginął, gdyby nie uciekł z tego sklepu.
-
– Zdejmij ten bandaż, obejrzę co ci się stało.