Kijów
-
Antek:
- Starszyna Nikita Niczporuk, do usług. - odparł akurat ten żołnierz, które zagadnąłeś. - Ja dowodzę tym oddziałem, nasz bezpośredni przełożony jest w bazie, ale mam z nim kontakt telefoniczny. O co chodzi?
Zohan:
Odpocząć jak najbardziej, należało Ci się w końcu. A jeśli chodzi o rozmowę, to nie miałeś wielu potencjalnych kompanów, sami ukraińscy żołnierze, którzy jedli polowe racje żywnościowe, grali w karty, pilnowali okolicy na wartach, czyścili broń czy rozmawiali. -
Ukłonił się i zdjął swoją maskę przeciwgazową.
- Tak więc ja i mój towarzysz mieliśmy przygotować Państwu samogon w zamian za paliwo. Otóż udało nam się znaleźć coś, co mogłoby Was zainteresować. Niedaleko od stacji benzynowej powinno być centrum handlowe, które moglibyście wykorzystać jako bazę. Niestety, centrum to jest zajęte przez jakąś bandę dresiarzy, choć moglibyśmy wspomóc Was w wyczyszczeniu centrum handlowego z wrogów. - odrzekł, choć nie oczekiwał jakiegoś większego sukcesu z tej rozmowy. -
Przysiadł się do tych, co żrą racje, i sam zaczął konsumować puszkę fasoli. Zapytałby tych żołdaków o ich obecną sytuacje, ale wątpi, że mu odpowiedzą.
– Byliście kiedyś w Permie? – zapytał ich. -
Antek:
- Kurwa, pół życia przepierdoliłem na wsi, a drugie pół w kamaszach, także mów do mnie jak do prostego człowieka, tak? - odparł, nieco zirytowany, ale bardziej rozbawiony tymi określeniami jak “państwu” czy “otóż”. - Taaa… Były jakieś pogłoski, ale cholera wie, kto to jest. A ja mam tylko rozkaz siedzieć na dupie i pilnować naszych płynnych zapasów. Mogę pogadać z szefem, ale potrzeba więcej szczegółów, jakichś informacji… Bo byliście w pobliżu tego centrum?
Zohan:
- A gdzie to jest? - podpytał jeden z nich swojego kompana, ale ten tylko wzruszył ramionami. Dwaj pozostali natomiast nie zdradzali żadnego zainteresowania rozmową, po prostu dalej jedli i nawet nie podnieśli na Ciebie wzorku. -
- Ano byliśmy. Chłopcy w pasiakach nie pierdolą się w tańcu, sądząc po tym, że byli uzbrojeni w Kałachy.
-
– Przy Uralu, ale w europejskiej części Rosji. Ponad dwa tysiące kilometrów. Albo i trzy. Sam już nie pamiętam. Kawał drogi.
-
Antek:
- Dowódca wspominał coś, że od dawna stara się rozgryźć, kim są, kto ich finansuje i zbroi, i czemu się tu panoszą. To ma pewnie coś wspólnego z oddziałami Czerwonych, dobrze wyposażonymi, regularnie walczącymi z naszymi w mieście i okolicach. Mówi się, że chcą przejąć miasto, a jak na moje, to tamci w dresach to jacyś ich bojówkarze, mięso armatnie czy coś w tym guście.
Zohan:
- No to na kiego się pytasz, czy byliśmy, jak chyba wiadomo, że nie byliśmy, skoro to taki kawał drogi? -
- Patrząc po tym, że oni też próbowali nas zajebać, to najwidoczniej mamy wspólnego wroga. Zresztą, będziecie z tego mieli niezłe korzyści, bo nie dość, że możecie osłabić Czerwonych, bądź ich bojówkarzy, to jeszcze zdobędziecie nową bazę.
-
– Bo macie szczęście, że nie jesteście w żadnej Moskwie, Ufie, Permie czy innym rosyjskim mieście. Czerwoni to skurwysyny i pies ich jebał. Nawet w takim Permie, który jest w chuj daleko od Kijowa, na początku apokalipsy już zaczęli kłaść swoje czerwone łapy na cudzych rzeczach.
-
Antek:
- Powiedzmy, że choć częściowo się z Tobą zgadzam. Masz świadomość, że nie ufamy Wam na tyle, prawda? Równie dobrze to oni albo nawet Czerwoni mogli Was podstawić, żeby wciągnąć jak najwięcej naszych żołnierzy w pułapkę.
Zohan:
- No kurwa, teraz też nic nowego nie powiedziałeś. - fuknął żołnierz.
- Przed apokalipsą Krym, a jak wszystko zaczęło się jebać, to wiadomo, że nasz kraj radził sobie gorzej, to próbowali zabrać więcej naszych terenów. Dobrze, że Czerwoni jebnęli i zaczęli tłuc się między sobą, bo teraz to wszyscy bylibyśmy martwi albo czerwoni. - zawtórował mu drugi. Pozostali skończyli posiłki i przysłuchiwali się Wam z rosnącym zainteresowaniem. -
- Ano mam tego świadomość. To już od Was zależy, czy zdecydujecie się na atak na galerię, o której mówiłem, czy nie.
-
– Krym był zawsze rosyjski. Nie tatarski, nie ukraiński, a rosyjski! – potrząsnął głową. – Teraz to i tak nie ma znaczenia. Świat poszedł w pizdu i tyle nam po tym wszystkim.
-
Antek:
- A co Wy chcecie w zamian? Bo bezinteresowność jest już na wymarciu.
Zohan:
- Ta, teraz może i tak, ale jak już poradzimy sobie z tymi zgniłkami to odbudujemy nasz kraj. -
- To się zgadza, że bezinteresowność jest gatunkiem wymarłym. Wcześniej chcieliśmy paliwa, to teraz też poprosimy o paliwo, a przy okazji o jakieś racje żywnościowe i zapasy wody.
-
– Nie odbudujecie, bo wam inni ludzie w tym przeszkodzą. Prędzej powstanie jakiś wieeelki rząd światowy, który złapie wszystkich za mordy i zmusi do niewolniczej pracy w imię odbudowy ludzkości.
-
Antek:
- Brzmi uczciwie, o ile nas nie wystawicie. Zgodzę się, pod warunkiem, że idziecie na szpicy, a jeśli zauważę, że coś kombinujecie, moi ludzie będą mieli pełne prawo, żeby zastrzelić Was na miejscu. Pasuje?
Zohan:
- Pożyjemy, zobaczymy. - odparł smętnie żołnierz, któremu Twoja wizja niezbyt się podobała. Pewnie dlatego, że była bliższa prawdy niż ta jego. -
- Prędzej zginiemy idąc na szpicy, niż zdążymy was wystawić. Pasuje.
-
Skinął głową i pozwolił Ci odejść, samemu kierując się do najbliższego budynku, zapewne aby skontaktować się ze swoim przełożonym.
-
– Tak… Pożyjemy, zobaczymy.
Dokończył swoją puszkę fasoli, wziął kilka łyków wody i zabrał się za czyszczenie kałacha, pistoletu i bagnetu. O broń trzeba dbać! -
Gdy już wyszedł, Michaił zaczął rozglądać się za swoim towarzyszem.