Kijów
-
Sierżant i jego ludzie zajęli miejsca na pace pojazdu, konwój czekał już właściwie tylko na Was.
-
Zatem wskoczył na pakę pojazdu.
-
Również wszedł na pakę pojazdu.
- Oby ci skurwiele w dresach słabo się przygotowali pod obronę. - pomyślał. -
Tego można przekonać się tylko w jeden sposób. Nieniepokojona, kolumna pojazdów podjechała tak blisko centrum handlowego, jak się dało. Nie pod samo centrum, rzecz jasna, bo Ukraińcy aż tak Wam nie ufali, obawiali się zasadzki czy kanonady już od wejścia, więc resztę drogi musicie pokonać pieszo, do tego na szpicy, będziecie w końcu ich przewodnikami.
-
Przeżegnał się, choć nigdy tego nie robił, a on i wiara były jak kot i mysz. Ale kto wie, może to będzie jego ostatni dzień życia i skończy z dziurą w czole? Zszedł z paki i ustawił się na przodzie i czekał, aż sierżant powie, żeby on i Michaił prowadzili.
-
Również zszedł z paki i odbezpieczył Kałasznikowa.
- Przezorny zawsze ubezpieczony. - odparł sam do siebie, a następnie odwrócił się w stronę Pawła.
- Miło było cię znać, staruchu. Zobaczymy, czy przeżyjemy ten atak na centrum. -
Starszyna nie dał Wam czasu na zbyt wiele sentymentów, a jedynie wskazał dłonią na centrum. W sumie nie potrzebowaliście więcej gestów czy wyjaśnień.
-
Odbezpieczył kałasznikowa i odsunął zamek. Lepiej będzie, jeżeli zrobi te dwie czynności teraz niż marnować te trzy sekundy przed strzałem. No i ruszył w kierunku centrum handlowego.
-
Również ruszył w kierunku centrum handlowego, przy okazji rozglądając się po okolicy, czy nie ma w pobliżu dresiarzy.
-
Doszliście bezpiecznie w okolice głównego wejścia, a choć trupy stamtąd posprzątano, to świeże plamy krwi, ślady eksplozji granatów i mniejsze fragmenty ciała, rozerwanego przez wybuch, wciąż były na miejscu. Niedługo mogą zlecieć się do tego jakieś zdesperowane Zombie, ale póki co byliście tylko Wy i Ukraińcy, jakieś trzydzieści metrów za Wami.
-
Zszedł ze środka ulicy (o ile w ogóle tak szedł) i szedł bardziej bokiem, co jakiś czas chowając się za jakąś osłonę.
-
Również szedł bokiem, kierując się w stronę głównego wejścia. Jeśli udało mu się tam dotrzeć, odsunął się na lewo od głównego wejścia do centrum handlowego, gdyż głupotą byłoby od razu wejście do środka, bo nie wiadomo, czy zaraz by nie oberwał kulą w dziąsło.
-
Nie powitał Was huraganowy ogień, ale raczej wątpliwe, żeby tamci nie spodziewali się, że zostaną zaatakowani, skoro rozwaliliście im dość widowiskowo kilku kumpli jeszcze nie tak dawno temu.
-
Wychylił delikatnie łeb za osłony i wytężył swoje stare gały. Może dostrzeże jakiegoś dresa w środku tego centrum? Jeżeli nie dostrzegł nikogo, to znowu powtórzył tą samą czynność ze zbliżaniem się i chowaniem się za osłonę.
-
- Ty, jak tamte pojeby zaczną do nas strzelać, to mam na wszelki wypadek rzucić granat dymny?
-
Zaleźliście tak niemalże pod same szklane drzwi. Dalej nie, bo skończyły się Wam potencjalne osłony, ale tak czy siak nikt nie strzelał, a sami nie widzieliście nikogo w środku.
-
Albo pułapka, albo spierdolili. Zignorował słowa towarzysza i uniósł lewą łapę do góry, aby Michaił i reszta Ukraińców się zatrzymała, i skupił się na podłodze. Jeżeli zaminowali wejście, to na pewno są jakieś linki albo coś, co mogłoby podejrzanie wyglądać.
-
Zgodnie z rozkazem swojego towarzysza, zatrzymał się i czekał na sygnał, że można już iść do przodu.
-
Jeśli była tu jakaś pułapka, to nie w takiej formie, bo żadnych linek czy czegoś w tym guście nie wypatrzyłeś.
-
Zrobił kilka kroków do najbliższej osłony i zagwizdał.