Kijów
- 
— Ta, pewnie było to słychać w całym wypizdowie zwanym Kijowem. Pies jebał tą całą naszą podróż do Czarnobyla. — powiedział cicho do Michaiła. 
- 
- No i chuj, utknęliśmy w Kijowie. - odpowiedział szeptem. - Przeszukajmy to piętro i miejmy już to za sobą. 
- 
— Będziemy mieć piętro za sobą, ale tych Ukraińców już nie. Jeżeli niczego nie znajdziemy, to na pewno się na nas wkurwią i pewnie zapierdolą moją kochaną Wołgę. 
- 
- Lepiej, żebyśmy coś kurwa znaleźli. Ruszajmy. - odparł szeptem do towarzysza i ruszył naprzód. 
- 
Jakby udzielając Wam pozwolenia, dowódca Ukraińców dopiero teraz, po fakcie, krzyknął: 
 - Przeszukajcie tamto piętro i spróbujecie znaleźć inną drogę na dół! Jeśli się Wam nie uda, to wróćcie tutaj! My przeszukamy parter.
 - A po starszyna tak się drze? - usłyszeliście jeszcze pytanie jednego z szeregowych żołnierzy.
 - Właśnie rozpierdolili schody, to mi się nie wolno drzeć? Jeśli ktoś miał nas usłyszeć, to usłyszał. Do roboty.
- 
— Patrz pod nogi, bo ja już się prawie wpierdoliłem w dziurę, jak próbowałem się dostać do tej galerii. — polecił swojemu znajomkowi i zaczął przeszukiwać piętro. 
- 
- Tak jest, panie lejtnancie! - odparł żartobliwie i rozpoczął przeszukiwanie piętra. 
- 
Jeśli liczyliście na bogate łupy, to sporo się przeliczyliście, bo takich tu nie było. A w sumie to żadnych tu nie było, piętro ogołocono równie sprawnie, jak parter. Ale na pewno nie było aż tak opustoszałe, bowiem widzieliście ślady stóp odciśnięte na warstwach kurzu w niektórych miejscach, które wyglądały na dość świeże. 
- 
- A jednak moje podejrzenia okazały się słuszne. Zastanawiam się, czy nie powinniśmy pójść za śladami; być może znajdziemy tych dresiarzy. - powiedział do swojego towarzysza. - Chcesz to sprawdzić? 
- 
— Albo jakieś inne cholerstwo. Chuj wie. 
 Ślady stóp wskazują na to, że szła jedna osoba czy więcej?
- 
Jedna, ale podejrzewałeś, że mogli mieć takie same buty i chodzić po swoich śladach, aby zmylić ewentualnych napastników, choć z drugiej strony nic nie wskazywało na to, aby byli tak inteligentni. 
- 
— Oczy dookoła głowy i patrz nawet na sufit. 
 Ruszył powoli wzdłuż śladów, nasłuchując i oglądając całe otoczenie.
- 
Ruszył powoli za towarzyszem, rozglądając się, czy wokół nich nie dzieje się nic podejrzanego. 
- 
W końcu usłyszeliście coś, a dokładniej słowa. Nie wiedzieliście, jakie dokładnie, rozmawiający byli daleko przed wami, ale wiedzieliście już, że to najpewniej ze swoimi starymi znajomymi macie do czynienia. 
- 
Odwrócił się do towarzysza i położył palec na ustach, aby ten nic nie gadał. Ruszył powoli przed siebie, patrząc na pod nogi, aby nie wleźć na coś, co mogłoby narobić hałasu. 
- 
Wyjął swój karabin i obserwował, czy dresiarze nie atakują jego towarzysza. 
- 
Dostrzegliście dwóch spośród dresiarzy, ubranych i uzbrojonych podobnie jak tamci ostatnio. Dzieliło was od nich może z dwanaście metrów, stali na rogu korytarza prowadzącego wgłąb centrum, rozmawiając o czymś cicho, ale sądząc po tonie głosu i gestykulacji, dość nerwowo, zwłaszcza, że przy okazji wypalali papierosa za papierosem. 
- 
Zbliżył się bliżej, uważając na każdy swój krok. Nie chcę zwrócić na siebie uwagi, bo chce trochę ich podsłuchać. Jeżeli ciche podkradnięcie się nie uda, a tamci zaczną strzelać, to on też odpowie ogniem. 
- 
Kontynuował obserwowanie sytuacji i jeśli wywiąże się strzelanina, to on wspomoże swojego towarzysza w walce z dresiarzami, odpowiadając wrogowi ogniem. 
- 
- … pierdolnie aż miło. - powiedział jeden, pospiesznie kończąc papierosa. Choć był poddenerwowany i sięgnął po broń, to zdaje się, że żadnego z was nie usłyszał ani nie zauważył. 
 - Ta, dobrze się będzie stąd zmyć, nim pierdolnie. Fucha dobra, biorę od nich nagrodę, pohulam sobie trochę i lecę znowu, sama przyjemność, a jak dobrze dają zarobić.
 - Ja to już nie mam zamiaru. Jakieś chuje sprzątnęły Jurija i dwóch innych na patrolu, a potem ktoś zaatakował warty przed wejściem.
 - Myślisz, że to dlatego spierdalamy?
 - No a jak? Dobra, chodź.
 Po tych słowach jeden z dresiarzy odwrócił się i odszedł, oddalając od was, a pozostały rozejrzał się jeszcze nieufnie, ale widocznie i on nie dostrzegł niebezpieczeństwa, bo przynaglany przez towarzysza również się oddalił.
 


