Kijów
-
Zohan:
- Zaczynaj.
Antek:
- Lepiej spierdalaj, pókim dobry, bo amunicji mam od cholery i w końcu któraś kulka Cię trafi! - odparł tamten w sklepie, choć było widać, że blefuje, bo gdyby miał tyle amunicji, ile mówi, to teraz, zamiast rozmawiać, raz za razem naciskałby spust swojego karabinu, byleby tylko przegnać Cię stąd lub zabić. -
- Widać, że blefujesz, tępy chuju. - odparł i strzelił dwa razy w stronę debila z karabinem.
-
I ponownie spudłowałeś, a on odpowiedział ogniem, tym razem celnej, choć wciąż Cię nie trafił, był tylko nieco bliżej celu.
-
Czas podejść trochę bliżej. Podczas gdy jego adwersarz przeładowywał, on podbiegł bliżej (+/- 10 metrów), ukrył się i znowu strzelił dwa razy w stronę wroga.
-
W tym tempie zmarnujesz cały magazynek, ale chyba przydusiłeś go w ten sposób nieco do ziemi, bo nie strzelał, chyba schował się w obawie przed kolejnym postrzałem.
-
Wykonał tą samą czynność, co wcześniej, oprócz oddania strzałów, gdyż rzeczywiście może zmarnować magazynek.
- I co, kutasiarzu? Poddajesz się, czy dalej będziesz zgrywać cwaniaka? - zapytał swojego adwersarza. -
- Po moim trupie! Wypierdalaj albo pożałujesz! To mój sklep, sam go zbudowałem, sam w nim pracowałem i nikt mi go nie odbierze! Ani banda zdechlaków, ani jakiś gówniarz z pistoletem, któremu pojebała się droga na Ural czy Kaukaz! - wydarł się, w ostatnim zdaniu nawiązując pewnie do Twoich czekanów.
-
- Tobie to przed śmiercią za chwilę popierdolą się ceny twoich kurewskich produktów, ukraiński szmulu. - odparł i powtórzył swój manewr czekając, aż debil z karabinem w końcu wystrzeli.
-
I wystrzelił. Im bliżej podchodziłeś, tym większy cel stanowiłeś, a on chyba nie był taki głupi, jak na to liczyłeś, podpuszczał Cię jedynie, abyś podszedł jak najbliżej. A gdy odległość była tak mała, że nie mógł chybić, nacisnął spust, a Ty poczułeś ogromny ból w ramieniu, przez który pistolet wypadł Ci z rąk, a ubranie zaczęło powoli zmieniać barwę na czerwoną…
-
- Jebany, jednak wpadłem w jego pułapkę! - pomyślał zdenerwowany i wyciągnął bandaż, żeby szybko opatrzeć ranę na ramieniu. Gdy to już zrobił, wyciągnął pistolet i oddał strzał w kierunku tego jebanego sklepikarza.
-
W tym tempie któryś z Was w końcu wytraci się z amunicji, a Ty możesz się jeszcze przy okazji wykrwawić. Może to dobry moment na odwrót? Po co marnować czas i amunicję tutaj, ryzykując jeszcze życiem, zamiast szukać łatwiejszych celów?
-
W takim razie pora spierdalać stąd. Lepiej mieć jeszcze trochę amunicji i postrzelone ramię, niż umrzeć i to w taki sposób.
-
//kurrrde, dużo mnie ominęło.//
– Wiecie gdzie leży Perm?
-
Zohan:
- Ural? - odpowiedział jeden z żołdaków, a sądząc po niepewnym tonie tego pytania, chyba strzelał.
Antek:
Najwidoczniej tamtemu kończyła się amunicja, zrobiło mu się Ciebie żal lub uznał, że skoro Cię przepędził, to jego zadanie skończone, dlatego nie wypalił Ci w plecy, choć mógł. Grunt, że udało się uciec poza jego zasięg wzorku i donośności broni. -
Czas więc szukać następnego sklepu i oby nie było tam popierdolonych sklepikarzy z karabinami.
-
Tym razem udało Ci się, po kilku minutach, znaleźć sklep! I przy okazji nie wykrwawiłeś się po drodze, a żaden Zombie nie zleciał się, zwabiony świeżą krwią, jaka przesiąkała Ci rękaw ubrania i powoli skapywała po ręce na ziemię. Cóż, masz inne priorytety niż jakaś tam, potencjalnie zagrażająca życiu, rana, trzeba przecież napędzić samogonu dla ukraińskich towarzyszy.
-
Wszedł do środka i natychmiast się gdzieś ukrył na wszelki wypadek, gdyby w środku był ktoś pokroju tego popierdolonego sklepikarza z karabinem.
-
– Uraaal… – pociągnął z nostalgią. – Stamtąd jesteśmy.
-
Zohan:
- Aż tak tak źle, że przyjechaliście aż tu?
Antek:
Ukryłeś się za ladą, gdzie były gnijące zwłoki jakiejś osoby, stopień rozkładu utrudnia powiedzenie czegokolwiek więcej, a jednocześnie możesz być raczej pewien, że ten trup już nie wstanie. -
Wyszedł zza lady i rozejrzał się, co w tym sklepie jest.