Dallas
-
- Jak dobiegnę to będę cię kryć. - odparł i poczekał chwilę, po czym puścił się biegiem. Szczęśliwie dotarł do drzwi bez żadnego draśnięcia, więc od razu wycelował swoją broń w tłum Bestii, pokazując ci uniesiony w górę kciuk na znak, że możesz biec.
-
Więc wystartował i biegł tyle na tyle, ile miał sił w nogach.
-
Szczęśliwie tamci zorientowali się o twoim manewrze dopiero wtedy, kiedy byłeś już niemalże za osłoną, więc nie byli w stanie zrobić ci krzywdy, chociaż faktem jest, że próbowali.
- Dobra, to co teraz? -
Nie odpowiedział mu wcale, a pierwsze co zrobił, to przeszperał w dom w poszukiwaniu kogoś. Ten dom to jest chyba właściciela farmy, no nie? Jeżeli znajdzie jego córkę albo jego samego, to będzie lepiej.
-
Zastałeś tu więcej ludzi, niż się spodziewałeś. Dzieci zgromadzono w jednym pomieszczeniu, gdzie starały się wzajemnie uspokoić i nie przeszkadzać reszcie. Kobiety zajmowały się rannymi, a tych nie brakowało, rozłożono ich na stołach, kanapach, łóżkach i innych nadających się do tego meblach. Mężczyzn widziałeś kilku, nie licząc rannych, pilnujących wejścia. O mało was nie postrzelili, ale widocznie ulżyło im, że to wy. Innych nie widziałeś, kowboja i jego córki też tu nie było.
-
Teraz to raczej mu się nie uda dobiec do któregoś z samochodów i stąd spierdolić. Za duże ryzyko, a jakakolwiek rana i bycie poza ranczem oznacza prawdopodobnie śmierć.
— Jax, siedzimy tu póki co. Nie zdołamy dobiec do samochodów. -
- Zajebiście. - mruknął. - Po prostu zajebiście. Wiedziałem, że to się tak skończy! Znowu wpakowałeś nas w jakieś gówno! I wiesz co? Teraz się już z tego nie wywiniemy!
Nie żeby miał rację, bo ciężko wam było przewidzieć tę sytuację, zwłaszcza, że jeszcze niedawno nawet nie słyszeliście o czymś takim, jak Bestie. Cóż, chłopak musi się wyżyć, a lepiej tak, niż jakby miał zrobić coś głupiego. -
— A ile ty masz, kurwa, lat, że ja muszę za ciebie podejmować decyzje? Masz język, więc mów, co ci nie pasuje albo czego nie chcesz, do cholery! Cały czas robiłem wszystko, abyśmy nie zdechli gdzieś na drodze, żebyśmy nie spali, kurwa, w samochodzie, a ty teraz mnie obwiniasz o to, że jakieś pokurwieńce zaatakowały ranczo?! No kurwa, no ja pierdolę.
-
- Weź spierdalaj, idę kogoś zastrzelić, lepiej nie wyłaź teraz z domu. - odparł i rzeczywiście poszedł schodami na górę, skąd słyszałeś wystrzały obrońców.
-
//Wybacz za te długie przerwy, brak odpisów itd. Mam po prostu dużo na głowie przez zbliżającą się maturę.//
Nie chce teraz iść na górę, tam gdzie jest jego kumpel, z którym się pokłócił. Tamten musi ochłonąć i dać upust swoim emocjom, Thomas zresztą też.
Skoro wejścia pilnuje dwóch chłopów, to może się przyda przy opatrywaniu rannych? Gówno wie z pierwszej pomocy, a tym bardziej nikogo nie zszyje, ale przytrzymać jakiegoś delikwenta zawsze może.
— Pomóc w czymś? — zapytał jedną z kobiet. -
//o, Zohan. Też zdajesz w tym roku?//
-
// Pamiętajcie o tym, aby pomodlić się przed lustrem o 30% na maturze z matematyki. //
-
//Tak, w tym roku zdaję. Rozszerzam angielski i matmę, ale chyba mnie popierdoliło z tą matmą.
@theslowestfootintheeast 30% z podstawy jest łatwe do zdobycia, z rozszerzeniem gorzej :v // -
// Ja rozszerzam polski, historię i angielski. Angielskiego i polskiego nie boję się, ale z historii strasznie liczę na 70+ procent. A co do podstawy z majcy się zgodzę, stałe 50% u mnie na próbnych. //
-
- Bez obrazy, ale chyba zajmiemy się nimi same. - odparła, doceniając chęci, ale widocznie obawiając się braku twoich umiejętności. Może też ci nie ufała, bo byłeś tu wciąż nowy, albo zwyczajnie bała się, że przez brudne łapy do ran wda się zakażenie. - Szef jest na górze, lepiej z nim pogadaj.
-
No to trzeba do szefa. Zostawił kobietki z rannymi i udał się na górę, gdzie poszukał szefa. Oby tym razem nie miał spiny z Jaxem, bo nie jest na to pora.
-
Był tu gdzieś, to na pewno, ale nie w zasięgu twojego wzroku, więc raczej nie przyjdzie wam się znowu wykłócać. Kowboja znalazłeś przy jednym z okien, skąd strzelał do wrogów ze swojego karabinu.
-
Przyległ do któreś ze ścian, aby nikt go nie trafił przez okno, i zapytał kowboja:
— Jest coś do zrobienia oprócz bronienia tego domu? -
//Mój błąd, zapomniało mi się na śmierć.//
- Potrzeba mi kilku gierojów, z którymi wyjdziemy na zewnątrz i weźmiemy ich w dwa ognie. - odparł. - Chętny? -
— Z większą ilością amunicji bardzo chętnie się tego podejmę.