Warszawa
-
- Niby tak, ale skąd wiesz, że jutro nie przyjdzie tyle Zombie, że nas wszystkich zeżrą albo przepędzą? Czasem lepiej nie czekać. A przynajmniej tak słyszałem, mnie moja kobieta zostawiła na jakiś rok przed tym pierdolnikiem.
-
– A widziałeś ją po tym, jak ludzie zaczęli pożerać siebie nawzajem?
-
- Nie i szczerze mam ją gdzieś. Niby wiem, że ludzie powinni sobie pomagać, bo bez tego wyginiemy, ale jakoś jej by mi nie było szkoda.
-
– Gdybyś z nią dłużej byś był, to możliwe, że teraz byś się gdzieś szwendał i niekoniecznie jako żywy. Dosyć już tych smutków, bo się porzygam. – nałożył sobie mięsa na talerz. – Szkoda, że bananów i pomarańczy nie ma.
-
- Mamy owoce i warzywa, ale jeszcze nie dojrzały, a nawet gdyby, to plony są liche, to nie jest ziemia pod uprawę. A taką egzotykę można dostać już chyba tylko na wybrzeżu, zwłaszcza w Gdańsku.
-
– Pewnie są w chuj drogie te egzotyczne rzeczy, ale kalarepa też dobra.
Jadł, dopóki nie czuł, że jest pełny. Lepiej żałować, że się zjadło za dużo niż za mało, a tym bardziej, że nie może to wszystko się zmarnować. -
No i nigdy nie wiesz, czy jutro tej kryjówki szlag jasny nie trafi i nie będzie więcej takich okazji.
Robert wzruszył ramionami i dalszy posiłek minął Wam w milczeniu. W końcu czułeś się na tyle pełny, że nie było szans, abyś zmieścił w siebie cokolwiek, nawet deser. Pomijając fakt, że takich tu chyba nie serwują. -
Gdyby serwowali, to by sobie nie wybaczył tego do końca życia, że się nażarł przed podaniem deseru. Poklepał się po brzuchu i odszedł od stołu, a potem wyszedł na zewnątrz i udał się do swojego mieszkania czy tam domku.
-
Trafiłeś tam bez problemu, jakoś nikt z całej społeczności Cię nie zaczepiał, to pewnie jeszcze kwestia kilku dni, może tygodnia, aż przyzwyczają się do Twojej obecności i może nawet zaczną Ci ufać.
-
Plus jest taki, że nikt mu nie zawraca teraz dupy i ma trochę spokoju. Skoro mógł się tutaj umyć, to zapewne da się jakoś uprać ubrania. Poczekał, aż Robert wróci i wtedy go zapytał:
– A ubrania gdzie pierzecie? -
- Woda, miska, tarka, trochę mydła i lecisz. Nie ma tak dobrze, że ktoś Ci jeszcze fraki wypierze.
-
Zdjął z siebie brudne ubrania i zaczął je prać, dopóki nie pozbył się zakrzepłej krwi, brudu i innych syfów. Gdy to skończył, poszedł spać.
-
Gdy się obudziłeś, wszystko jeszcze nie wyschło, ale nic dziwnego, na zewnątrz wciąż było ciemno. Spałbyś jeszcze przynajmniej dwie godziny, a może i więcej, gdyby nie natarczywe pukanie do drzwi Twojego pokoiku.
-
Przetarł swe oczy, aby lepiej widzieć i podszedł do drzwi, które następnie otworzył.
– Kogo w środku nocy niesie, kurwa? – bąknął podirytowany tym, że musiał się zerwać z łóżka. -
Zastałeś tam nikogo innego, jak Roberta, kompletnie przytomnego, najwidoczniej był już jakiś czas na nogach. Ubrany był w ten sam kombinezon roboczy, co zwykle, ale przy pasie miał więcej narzędzi, w tym takich, które mogłyby posłużyć jako broń, a w rękach skrzynkę z kolejnymi oraz łom.
- Zbieraj się, za pół godziny wyjeżdżamy. Jest robota poza bazą. -
– Robota poza bazą? A, aha. – zdziwiło go to trochę, bo Robert mówił, że nie będzie ruszał dupy i siebie narażał. Najwidoczniej jest to coś bardzo ważnego. Ubrał się, zjadł coś, napił się i zabrał ze sobą swój klucz.
-
On mógł mówić jedno, ale był tu tylko zwykłym robolem, tak jak i Ty, więc pewnie rozkaz z góry nie pozwalał wymigać się od pracy nawet mechanikowi, jednemu z ostatnich w tej osadzie. Wyrobiłeś się dokładnie w pół godziny, Robert czekał na Ciebie na zewnątrz. Próbował zapalić papierosa, ale przez trzęsące się ręce szło mu to dość opornie, ale odprężył się trochę, gdy wreszcie mu się to udało. Gdy wyszedłeś na zewnątrz, mechanik powoli ruszył w kierunku wyjścia z bazy.
-
– Czym się tak stresujesz? – zagadał do niego. Albo jest to coś poważnego, albo rzadko kiedy wychodzi na zewnątrz.
-
- Nie przepadam za robotą w terenie. W warsztacie też można zginąć, ale prędzej wyobrażam sobie, jak łeb urywa mi wybuch jakiejś części niż jak żywcem zżerają mnie trupy.
-
– Najlepiej będzie, jak będziesz się trzymać blisko mnie. Ja trochę pożyłem po drugiej stronie i potrafię sobie poradzić.