Warszawa
-
— Plany się nie zmieniają, ale bądźmy nadzwyczajnie czujni i jak najszybciej się stąd oddalmy. Nie patrz na niego i chodź.
-
Pokiwał głową.
- Taaa. - wydusił tylko, ale widocznie nie miał zamiaru się kłócić i choć zdawał się przyrośnięty do ziemi ze strachu, to nie miałeś wątpliwości, że szybko opuści to miejsce, jak najdalej od dzieła tego czegoś lub kogoś i samego stworzenia, które to zrobiło. -
Ruszył tam, gdzie mają się spotkać z Zygmuntem, i ma oczy dookoła głowy, ale dużo bardziej się pilnował niż zwykle.
-
Było cicho i spokojnie, jak to zwykle tu bywa, nie jest to miasto, które słynie z hord charczących Zombie, wyjących Mutantów albo regularnych bitew między różnymi frakcjami ocalałych. Może właśnie dlatego tak wyraźnie usłyszałeś coś jakby śpiew, który niósł się pośród ruin i opuszczonych budynków?
- Słyszałeś? - zapytał idący obok Robert, upewniając cię, że nie masz żadnych omamów. Lub macie je obaj, w najgorszym wypadku. -
Przytaknął i zaczął się rozglądać za jakimś bezpiecznym miejscem. Jeżeli był to śpiew, to przypominał on bardziej kobiecy czy męski?
-
Początkowo obstawiałeś to pierwsze, dopiero po wsłuchaniu się zdałeś sobie sprawę nie tylko z tego, że śpiewa to jednak mężczyzna, ale i że znasz ten śpiew. Nie żebyś kojarzył same słowa, ale od razu do głowy przyszło ci, że podobnie śpiewał ksiądz podczas mszy, choć tamten, którego miałeś okazję słuchać, miał lepszy głos. Jeśli chodzi o bezpieczne miejsce to w zasadzie nic tu nie było w stu procentach bezpieczne, do dyspozycji miałeś różne budynki, opuszczone lub w mniejszym czy większym stopniu zrujnowane.
-
Najważniejsze jest, żeby nie być na widoku, bo jeszcze zostaną ukrzyżowani albo zgwałceni, mimo że Maciej ma na karku ponad trzydzieści lat, a nie dziesięć. Wybrał najbliższy budynek i w jak najlepszym stanie, który najpierw sprawdził, czy nie ma tam żadnego półżywego gówna i dopiero wtedy mógł przeczekać ten śpiew i upewnić się, że tego śpiewaka nie ma w pobliżu.
-
Przez to, że echo odbijało się od ścian budynków, nijak mogłeś określić, jak daleko jest ten, który śpiewa, choć z grubsza wiedziałeś, gdzie można się go było spodziewać. Wiedziałeś więc, z której strony może nadejść, ale nie byłeś pewien czy zbliża się do was, oddala czy może stoi w miejscu.
-
Poczekał jeszcze z półgodziny albo i godzinę. Jeżeli w tym czasie te kościele śpiewy nie przestały się nieść po Warszawie, będzie musiał chyba w końcu ruszyć ten swój zad i jak najszybciej dostać się do umówionego miejsca.
-
Niestety, ktokolwiek śpiewał, nie miał zamiaru jeszcze przestać. Ty zaś musisz albo iść niemalże prosto na niego, licząc na to, że unikniesz konfrontacji lub wyjdziesz z niej zwycięsko, a jeśli nie, to będziesz musiał nadłożyć drogi, aby mieć pewność, że tamten śpiewak cię nie dostrzeże.
-
— Streszczamy się szybko i po cichu. W razie czego strzelaj z kuszy, ale tylko wtedy, gdy bezpośrednio będzie nam cokolwiek zagrażać. Gotowy?
Właściwie to nawet go nie obchodziło, czy Robert jest gotowy. Im szybciej spotkają się z Zygmuntem, tym będzie lepiej dla nich. Zygmunt miał swoją sforę psów, samochód i broń palną, a ci dwaj tylko kuszę, kilka bełtów do niej, klucz francuski, noże i właściwie tyle. -
//To ruszyłeś teraz czy czekasz, aż tamten potwierdzi, że jest gotowy? I którą trasę wybierasz?//
-
//Ruszył tą samą drogą co wcześniej. I nie, nie czeka, aż tamten potwierdzi. //
-
@Kubeł1001 napisał w Warszawa:
Niestety, ktokolwiek śpiewał, nie miał zamiaru jeszcze przestać. Ty zaś musisz albo iść niemalże prosto na niego, licząc na to, że unikniesz konfrontacji lub wyjdziesz z niej zwycięsko, a jeśli nie, to będziesz musiał nadłożyć drogi, aby mieć pewność, że tamten śpiewak cię nie dostrzeże.
//Jedna droga albo druga, jeśli nie powiesz, która konkretnie to sam wybiorę.//
-
//A, dłuższą.//
-
Obaj więc ruszyliście, a obrana trasa zaczęła po jakimś czasie przynosić efekty, bo śpiew stawał się coraz cichszy, więc oddalaliście się od tego, kto śpiewał. Przy okazji, najpewniej o tym nie wiedząc, ten ktoś wyświadczył wam niemałą przysługę, bo na swojej drodze nie spotkaliście żadnego Zombie, wszystkie, które to słyszały i były w okolicy, ruszyły w jego kierunku, choć chyba nie ma co się o niego martwić, jeśli to on tak załatwił tamte Wampiry… Tak czy siak, mijając lub sprawnie zabijając jedynie kilka Pełzaczy i Szwendaczy, dotarliście w końcu na umówione miejsce. Czułeś się obserwowany niemalże od razu, gdy się zbliżyłeś, a to nie bez przyczyny, w końcu dostrzegłeś wałęsające się po okolicy psy, a w końcu samochód i samego Zygmunta, który musiał czekać na was już jakiś czas.
- Co tak długo? Zaspaliście? -
//Z ciekawości co takiego śpiewało? Co by się stało gdyby obrał drugą drogę?//
-
//PW, nie będę mu nic zdradzać.//
-
— Nie spaliśmy prawie nic, bo wampiry postanowiły zrobić sobie kolację w środku nocy. A teraz… kurwa, jakiś cep śpiewał te modły, co w kościele się słyszało, więc schowaliśmy się gdzieś na chwilę. Nie schowalibyśmy się, gdybyśmy z Robertem nie znaleźli jednego z wampirów przybitego do ściany tak, jak Jezus był przybity do krzyża. Gacie już na dzisiaj mam wystarczająco obsrane. — wytłumaczył mu się dlaczego się spóźnili.
-
Pokiwał głową. Wyraz twarzy, zwykle spokojny, obojętny, niemalże kamienny, zmienił mu się na chwilę, ale tylko na chwilę, ledwo to zauważyłeś i wątpiłeś żeby Robert, który po wspominkach ostatnich wydarzeń zaczął rozglądać się nerwowo wokół, zwrócił na to uwagę.
- W tym mieście od zawsze działy się chore rzeczy, apokalipsa nie pomaga… - powiedział w końcu i na chwilę odszedł, idąc do samochodu. Gdy wrócił, miał w dłoniach stylową skórzaną kurtkę, gwarantującą nie tylko dobry wygląd, ale i pewną ochronę przed zadrapaniami i ugryzieniami Zombie. Zauważyłeś, że była poplamiona czymś, co mogło być zaschniętą krwią lub błotem, ale nie byłeś pewien. Mogły to też równie dobrze być obie te rzeczy na raz.
- Poznajesz? - rzucił krótko, wręczając ubranie Robertowi. Ten przyglądał się jakiś czas kurtce i w końcu pokiwał głową, wyraźnie pobladły.
- Skąd… skąd to masz?
- Moje psy znalazły to jakieś pół kilometra stąd. Jeśli należało do jakiegoś z twoich starych kumpli to mi przykro, zdarłem to z w miarę świeżego trupa z podciętym gardłem. Nie miałem okazji zrobić wiele więcej, ci, którzy to zrobili, mogli czaić się w pobliżu, a do tego zleciały się Zombie na wyżerkę.