Nowe Gilgasz
-
Xavier Waasi
Na to odpowiedzieć mogą jedynie oczy, o ile te zobaczą zagrożenie, które zapewne też tutaj jeszcze jest. Mniejsza, było gdzie ruszyć dalej? -
Wielkie wrota, a za nimi albo kolejna pułapka lub przeszkoda, albo sam Vigo i koniec walki.
-
Xavier Waasi
Gdyby nie otwarł drzwi, nigdy by się nie dowiedział. Pora więc na otworzenie wrót i spotkanie z przeznaczeniem. -
Był to kawał wrót, musieliście spróbować otworzyć je wspólnie i po jakimś czasie się udało. Przywitał Was długi i jasno oświetlony pochodniami na ścianach korytarz, a także odległy dźwięk, jakby… szum wody?
-
Xavier Waasi
Czy szum wody się nasilał? -
Wręcz przeciwnie, był daleko i nic nie zanosiło się na to, aby miał się kiedykolwiek zbliżyć.
-
Xavier Waasi
Jeżeli nie stoi tam Mag Wody, który ma swoje wodne ogary spuścić ze smyczy, jak pójdą dalej, to mogą być prawie bezpieczni. Ruszył tam. -
Lepiej będzie nie tylko ruszyć, ale i zwiększyć tempo. Co z tego, że zabiłeś tyle sług Viga i zdobyłeś jego pałac? Nowego Gilgasz to miasto na wodzie, jeśli on ma tam gdzieś prywatny statek, którym jakoś stąd odpłynie, to ta walka nigdy się nie skończy. Jeśli chcesz mieć pewność, że nie będziesz musiał co noc przyglądać się cieniom, czy nie czai się w nich coś, co Twój spoczynek przedłużyłoby na wieki, to musisz skończyć to tu i teraz.
-
Xavier Waasi
Pomyślał o tym w międzyczasie, a wizja bezsennych nocy nie była aż tak przyjemna, żeby się na nią zgodzić, toteż przyśpieszył, z czasem już biegnąć do celu. -
Narzuciłeś grupie dość szybkie tempo, a i tak trzymałeś się jako pierwszy, toteż jako pierwszy wpadłeś na grupę ludzi, Goblinów i Gnolli, nieuzbrojonych, co ciekawe, którzy również biegli, ale w przeciwną stronę.
-
Xavier Waasi
-A to cholerstwo to co?
Skoro byli nieuzbrojeni, to spróbował jednego z ostatnich zatrzymać z pytaniem, co tutaj się odpiernicza. -
- My nie chcieć walczyć, nie chcieć zginąć! - zaskrzeczał jeden z Gnolli. - Karfik nie lubić Vigo, Vigo bić kijem jak psa, a Karfik nie jest psem! My woleć uciekać od starego Vigo niż walczyć z nowy.
-
Xavier Waasi
Puścił go, po czym ruszył dalej.
-Popieprzone to. Rivert, wiesz coś może na ten temat? -
- Najwidoczniej nie każdy chce oddać życie za swojego władcę. A jeśli on traktował ich rzeczywiście tak źle, jak mówi ten Gnoll, to będą pierwszymi, którzy zgłoszą Ci poddaństwo.
-
Xavier Waasi
-O ile w ogóle wrócą.
Kroczył dalej, by jeszcze złapać Vigo, zanim ten ucieknie. -
Nie skomentował tego, a Wy wreszcie zbliżyliście się na tyle, aby szum wody był słyszalny z bardzo bliska. Zapewne przystań i łódź Vigo, jeśli taki jest jego plan, są już niedaleko, acz to nie koniec zmagań, ponieważ ktoś stanął Wam na drodze. Co ciekawe, to tylko jeden nieuzbrojony Goblin z paskudnym uśmieszkiem na twarzy.
- Zdjąć go? - zapytał Mroczny Elf, wskazując na swoją kuszę. -
Xavier Waasi
-Nie sądzisz, że jest to zbyt podejrzane? - Odparł, próbując z użyciem pierścienia wyrządzić jakąś krzwydę Goblinowi. Jeżeli ten w ogóle miał na sobie coś, co mogło mu na chwilę obecną zadziałać na jego szkodę. -
@Kubeł1001 napisał w Nowe Gilgasz:
Taczka:
Na przybrzeżnym mule wciąż było widać ślady, które pewnie za jakiś czas, może nawet tak krótki jak godzina, zostaną zalane przez rzeczną wodę i znikną. Teraz jednak mogliście obserwować do woli dziwne ślady, bo wyglądające, jakby wyszły z wody, z czymś jakby błona pławna między palcami, a także, co najciekawsze, wielkości dziecięcych śladów stóp.- Murloki? - rzucił najemnik, a Tobie też te małe, podobne do żab potworki przyszły jako pierwsze do głowy.
-Na to wygląda… Myślisz, że mogą mieć coś wspólnego z tym zaginięciem?
-
Taczka:
- To jak na razie najlepszy trop jaki mamy, więc w ciemno założyłbym, że tak.
Vader:
Nie miał i to było dziwne. Dopóki nie klasnął w dłonie i wyjął z kieszeni szaty mały gwizdek, a choć dmuchnął w niego z całych sił, nic się nie wydarzyło. Potem uśmiechnął się do Was szeroko, pomachał i uciekł korytarzem, ku szumiącej wodzie. Dopiero teraz było dziwnie. -
Xavier Waasi
Ruszył więc dalej. Nie dał się przecież zastraszyć złowrogiemu gwizdkowi ostatecznej zagłady. Głównie przez to, że droga powrotna była dłuższa, niż droga na przód.