Miasto Kasuss
-
— Muszę się nad tym zastanowić. To nie jest decyzja na zaraz. Mam w ogóle czas nad tym pomyśleć?
-
Taczka:
- Sama tu przyszłaś?
Abby:
- W najlepszym wypadku zajmie nam to miesiąc lub dwa, więc masz go chyba aż nadto. -
-Pan wysłał ze mną kilku ochroniarzy, a czemu pytasz?
-
//nie ograniem tego planu
Pokiwała głową.
— Potrzebujesz czegoś? -
- Aaa… to jakiś koszmar! - westchnął - Takie napastowanie przez hołotę z żelazem w ręku to norma w tej pracy? Myślałem że wasze zadania będą bardziej… bohaterskie? - uśmiechnął się do Eerciego… wbrew temu co można by przypuszczać wcale nie raził sobie tak dobrze rozmawiając o niczym… po części dlatego nie chciał też zostać w Zielonym Klejnocie
-
Taczka:
- Temu, że gdyby nie czyjaś pomoc, to pewnie dwóch drabów zabiłoby mnie, próbując wydusić o Tobie informacje.
Abby:
//Chce po prostu, żebyś odpoczęła od niańczenia dzieci i udała się w jakąś podróż po Verden czy coś, ale to tylko luźna sugestia i nic takiego nie musi mieć miejsca.//
Pokręcił głową.
- Chyba sobie poradzę.
It:
Obaj wzruszyli ramionami.
- Bywają bardziej rozrywkowe misje. - odparł Magnus, lekko uśmiechając się pod nosem. -
//przed chwilą to brzmiało jakby Sylvia miała coś na miejscu załatwiać
Postanowiła pójść coś zjeść. Kiedy ostatnio dzieciaki jadły?
-
Zapewne wtedy, kiedy spałaś, bo z garnka ubyło większość zawartości, a i żadne nie zawracało Ci tym głowy.
-
Wobec tego Sylvia zaczęła pomalutku jeść, pogrążając się w zadumie.
-
-A więc to tamci… Mam nadzieję, że nic złego ci nie zrobili. A kto ci pomógł?
-
- Rozrywkowe? Po ostatniej trochę boję się pytać co przez to rozumiesz…
Wow! odpowiedział Magnus, a nie Eerci!? To było niespodziewane -
//xD
-
Abby:
Wciąż zadumana, dokończyła swój posiłek.
Taczka:
- Nie wiem, czy powonieniem mówić. Ale jestem w szoku, że tak dobre osoby żyją jeszcze w takim paskudnym mieście.
It:
Spojrzał na Naga, a ten w odpowiedzi wykonał grymas najbardziej przypominający uśmiech na jego gadzim pysku. Pewnie rzeczywiście było to coś rozrywkowego i bardziej pozytywnego niż walka z zamaskowanymi napastnikami, ale nie mieli ochoty się tym teraz z Tobą dzielić. -
Miała taki bałagan w głowie, tyle spraw, skołatanych nerwów, rozgalopowanych myśli. Chciałaby o tym wszystkim na moment zapomnieć. Upić się? Nie, nie ma co marnować pieniędzy. W końcu Sylvia posprzątała po sobie i postanowiła odszukać Dethana. Miała nadzieję, że był w domu.
-
-Dla mnie ważne jest, że tobie nic się nie stało. - Zarumieniła się. - Chciałabym móc cię chronić, ale nie potrafię walczyć…
-
Abby:
Zastanawiałaś się, jak kontaktował się z tymi swoimi “znajomymi” robiąc to bez wychodzenia z domu lub jak Ci się wymykał. Tak czy siak, znalazłaś go w jednym z pokoi, gdy siedział przy małym stoliku, bębniąc palcami w stół i wpatrując się w miasto za oknem z wyrazem zamyślenia na twarzy.
Taczka:
- Ale nie przybyłaś tu sama, prawda? -
Walić, może wysyłał znaki dymne czy gołębie. Nie będzie przecież wtrącać się we wszystkie jego sekrety.
— Przeszkadzam ci? Wyglądasz, jakbyś czegoś oczekiwał. -
-Nie… Dwóch ochroniarzy jest niedaleko gdzieś w krzakach, a dwóch innych poszło do Kasuss, chyba żeby cię szukać.
-
Abby:
- Nie, nigdy nie przeszkadzasz. - odparł, odwracając na Ciebie wzrok od okna. - O co chodzi?
Taczka:
- To może do nich pójdziemy? Wiesz, nie chcę, żeby kolejna banda łowców nagród znów próbowała mnie zabić albo zatłuc na śmierć podczas przesłuchiwania. -
Podeszła do niego i objęła go od tyłu z cichym westchnieniem.
— A, nic takiego. Po prostu pragnę bliskości.