Miasto Kasuss
-
-
-
Kuba1001
Goblin spojrzał na Ciebie z gniewem w oczach i bez słowa wymierzył Ci siarczysty policzek.
‐ Jak ja coś rozkazuję, to Ty masz to zrobić, jasne?! ‐ wydarł się. ‐ Teraz to ja jestem Twoim panem!
‐ Driga, spokojnie. ‐ usłyszałaś nagle dość rozbawiony, ale przy tym dziwnie zimny i wypruty z uczuć głos. ‐ Nie warto.
Po chwili dostrzegłaś trzy postaci wchodzące do sali tronowe Goblina, z czego przemawiała ta pośrodku, dwie kolejne trzymały się z tyłu, kilka kroków za nią, po bokach.
‐ Wszyscy wyjść! ‐ fuknął Goblin, a po chwili sala wyludniła się, każdy udał się do swoich kwater, z wyjątkiem jego, gości, Ciebie i garstki żołdaków.
‐ Zabrać mi ją stąd! ‐ dodał, a podwładni zabrali Cię z jego kolan. Jeden od raz, dla pewności, wziął szmatkę, którą byłaś wcześniej zakneblowana, i ponownie zmusił Cię, abyś ją zagryzła, zaciskając ciasno z tyłu głowy. Dopiero wtedy zostałaś odprowadzona jakimś bocznym korytarzem, a strażnicy dobrą chwilę sprzeczali się, gdzie Cię zabrać. Ostatecznie nie wykazali się zbytnią inteligencją czy zdolnością przewidywania, zabierając Cię do komnat ich szefa, gdzie zostałaś przywiązana do jednej z drewnianych kolumn, które podtrzymywały baldachim jego łoża. -
-
Kuba1001
Nie udało, najwidoczniej zamysłem Goblinów było, aby ich szefo znalazł Cię w dokładnie takiej pozycji, w jakiej Cię zostawili. Teoretycznie mogłaś próbować do skutku, ale nim zaczęłaś to na poważnie rozważać, do komnaty ktoś się wślizgnął, dyskretnie zamykając za sobą drzwi. Jak się okazało, był nim te chłopak, którego zauważyłaś w sali tronowej, a wcześniej spotkałaś przed opuszczeniem Kasuss. Rozejrzał się wokół, jakby węsząc pułapkę, i podszedł do Ciebie, kładąc palec na ustach, co było dość wymownym gestem, zwłaszcza po tym, jak wyjął Ci knebel z ust.
‐ Co Ty tutaj robisz? ‐ zapytał, przyglądając się jeszcze więzom. ‐ Dowiedziałem się, że uciekłaś z Kasuss i myślałem, że już Cię tu więcej nie zobaczę. Dlaczego wróciłaś? -
-
-
-
-
-
-
Kuba1001
Kazute:
Choć robiłaś to wiele razy, to zmiana punktu widzenia o jakieś dwadzieścia centymetrów w dół zawsze była trudna do przyzwyczajenia. Niemniej, udało się.
Taczka:
Mając Twoją zgodę, rozwiązał najpierw linę opasaną wzdłuż talii, którą przywiązano Cię do kolumny, a potem rozwiązał wszystkie więzy krępujące Ci dotąd ręce.
‐ Wszystkie Gobliny są głupie, ale te wyjątkowo. Tutaj możemy znaleźć wszystko, zwłaszcza że mój pies stoi na czatach, będę mieć odpowiednio dużo czasu, żeby zdążyć Cię z powrotem związać, zakneblować i uciec stąd, nim ktoś się domyśli… Dla pewności zabiorę też wszystkie ciekawe rzeczy ze sobą.
Nie był to głupi pomysł, Ciebie zawsze mogliby przeszukać lub znaleźć coś podczas obmacywania, a jemu to nie groziło. W ten sposób trzymał też wszystkie karty w garści, bo rzeczywiście musiałabyś go stąd zabrać, aby dowody nie przepadły.
‐ Czego konkretnie mamy szukać?
//Nie jestem pewien, czy wspomniałem gdzieś o tym wcześniej, ale chodzi głównie o to, czy ten Goblin jest z Czarnego Słońca, a jeśli tak, to czy ta organizacja planuje dalej mścić się na Magu i jego Łakach po tym, jak wygnali ich z Gilgasz.// -
Kazute
Przebrała… To jest, przebrał się w odpowiednie szaty, założył topór na plecy i wyszedł z domu, zamykając drzwi na klucz. W tym mieście zamknięte wejście to podstawa, by ktoś nie pożyczył sobie twojego dobytku bez pytania by nigdy nie oddać.
‐ Stary, znam zaje*istą karczmę, w której można dostać ciekawe zlecenia. Idziemy tam! ‐ zadecydował i ruszył dziarskim krokiem w stronę przybytku, w którym nie tak dawno jeszcze był i podglądał zbuntowanego człowieczka. -
Kuba1001
Droga tam upłynęła Wam bez większych trudności, nie napotkaliście nikogo na tyle głupiego, odważnego lub schlanego, aby próbował Was jakoś zatrzymać, wyglądaliście na typowych kabanów i sku*wysynów spod najciemniejszej gwiazdy. Wchodząc do środka, zauważyłeś, że lokal nieco się wyludnił, ale człowiek i Hobgoblin dalej siedzieli w środku, choć teraz już chyba nie rozmawiali o interesach, o czym może świadczyć wesoły ton rozmowy i plączące się języki, z czym ma wspólnego pewnie sporo piwa, które w siebie wlali, tudzież czegoś mocniejszego.
-
-
-
-
-
Kazute
Podszedł do lady, za którą zwykł stać karczmarz. Zirytował się nieco, gdyż jeszcze się nie przyzwyczaił, że jest niższy. Ktoś inny mógłby uznać, że powodem irytacji była wysoka lada.
‐ Piwo. Tylko takie lepszej jakości. Dwa kufle ‐ złożył zamówienie, drapiąc się po swojej długiej, bujnej brodzie. Potem zwrócił się do Orka. ‐ A Ty zielony sukinkocie chcesz coś? Ja dziś stawiam. -