Miasto Kasuss
-
-
-
-
-
-
Kuba1001
Taczka:
Wy zaś szliście w kierunku centrum, co mogłaś poznać po szumie rwącej rzeki, jaka przepływała niemalże przez jego środek, dzieląc miasto na dwie, połączone ze sobą mostami, części.
Abby:
‐ Obudził się? ‐ spytał i bez dalszych ceregieli ruszył w kierunku budynku, a Orkolog niechętnie powlókł się za nim, mamrocząc coś o mięsku i grogu. -
-
-
-
-
Kuba1001
Taczka:
‐ Do… Nazwijmy to bezpieczną kryjówką.
Abby:
‐ Jak nam idzie, Gereth? ‐ spytał Dethan, odkasłując przed wypowiedzią.
‐ Jak zwykle. ‐ mruknął Dłoń, siadając na jakimś krześle.
‐ Aż tak źle? ‐ znów zadał pytanie tamten, a po chwili obaj zaśmiali się serdecznie, choć śmiech człowieka w srebrnej masce był dziwny, tak chrapliwy, jakby jego gardło było niezwykle wysuszone. -
-
-
Kuba1001
Taczka:
‐ Mam wielu znajomych, a na dodatek kilku z nich nie lubi Goblinów.
Abby:
‐ Więc…?
‐ Było ich ośmiu, Bolg załatwił czterech, ja trzech, a Twoja podopieczna resztę. ‐ odparł Gereth, kiwając w Twoją stronę głową. Może i trochę to podkoloryzował, ale z drugiej strony czy to tak źle?
Max:
W końcu nadszedł upragniony czas wolności, czyli czas, w którym mogłeś pozbyć się tej zasranej maści. -
-
-
-
Kuba1001
Max:
Nie ranek, ale wieczór, bo do wieczora miałeś mieć to na twarzy.
Taczka:
Pokiwał głową i skierował swe kroki po moście nad rzeką, aby chwilę później wstąpić do lokalu wyglądającego jak niezwykle obskurna speluna.
Abby:
‐ Masz świadomość, że teraz pozabijają nas wszystkich, prawda?
‐ Dramatyzujesz, Dethan, jak zwykle. Przecież wiesz, że zawsze znajdę wyjście z nieciekawej sytuacji, nawet jeśli siedzę w gównie po zęby trzonowe.
‐ Tym razem siedzisz w gównie po czubek głowy.
‐ Nieważne, wiesz, co miałem na myśli. A teraz zbieraj się. Wychodzimy. -
-