Archipelag Sztormu
-
Max:
Inna kultura? Ciężko mówić o jakiejkolwiek kulturze, to zwykli piraci różnych ras. Jednak cenili sobie swoje życie, liczyli pewnie, że jeszcze zdołają uratować swoje głowy, choćby jako jakaś ekspedycja karna posłana wgłąb którejś z wysp, więc posłusznie ruszyli za Tobą.
Vader:
Wódz znów klasnął w dłonie i oddalił się wgłąb wyspy wraz ze swoją świtą.
Kazute:
- Wódz nie zamierza Cię zabić, bo nie jest głupi. Wie, że dysponujesz potęgą, które nie ma żaden z jego wojowników. Więc proponuje Ci układ: Jeśli nauczysz jego i jego najlepszych wojowników swoich sztuczek, on w zamian oszczędzi Ciebie i część z Twoich kompanów, aby mogli pokierować wielkim okrętem w drodze powrotnej do Waszego domu. -
//Ah, takich jeńców. Sądziłem, że dzikusy, stąd to o kulturze…
Zaprowadził ich tam, upewnił się że nie mają broni oraz że są skuci. -
Poczuła rozbawienie słysząc to.
- Odmawiam - nie czekając aż Nawigator przetłumaczy jej słowa, gęsto zadymiła najbliższą okolicę tj. obszar wokół jej, wodza i tłumacza w promieniu kilku metrów. Gdy to się udało, natychmiast rzuciła się na Rączego Orła z zatrutym ukrytym ostrzem, celując oczywiście w szyję. -
//Czekam.//
-
//Vader, kici kici, taś taś!
-
////REEEEEE///
Brook “Wilcze serce” Currington
Spojrzał się na swoich.
-Słyszeliście. Więcej do walki nie wyruszamy, także skupcie się na pilnowaniu obozu i odpoczynku. -
Max:
Wszystko było w jak najlepszym porządku, a oni po kolei schodzili do miejsca swojego uwięzienia. Ostatni, Goblin, przystanął jednak na chwilę, a później rozejrzał się wokół i szepnął do Ciebie.
- Ja nie chcę do więzienia, ani na stryczek… Ja wiem o wielkim łupie, ukrytym przez kapitana tutaj, na jednej z wysp… Podzielę się nim. Z Tobą, z Wami, bez różnicy. Tylko dajcie mi wolność.
Kazute:
Trafiłaś perfekcyjnie miejsce, gdzie znajdował się Twój cel. Niestety, nie było go tam, gdy ostrze przecinało powietrze, wódz wykonał niespodziewanie szybki unik i zaczął wzywać na pomoc swoich wojowników, ale sam nie uciekał. Wiedział, że gdy się oddali, strzelisz mu w plecy, a tak miał przynajmniej jakieś minimalne szanse, że otrzyma pomoc, nim zdołasz go zgładzić.
Vader:
Pokiwali głowami i rozeszli się w swoje strony.
//Masz coś do zrobienia czy przeskakujemy od razu do uczty?// -
Rozejrzał się wokół, czy jest tu ktoś jeszcze. Pechowo, gdyby był tu sam jeden, bo nie miałby kto pójść ok kapitana.
- Czemu akurat ty wiesz o tym łupie? -
Musi działać szybko, żeby nikt nie zdołał się wtrącić. Nadepnęła na nogę wodza, w tym samym czasie również chwyciła go za nadgarstek pociągając do siebie, drugą ręką wykonując pchnięcie kolejnym odkrytym ostrzem.
-
//Uczta.///
-
Max:
- Piraci są chciwi. Wszyscy. Jakby wiedział ktoś więcej niż ja, pierwszy oficero, i kapitańcio, to rzuciliby się na nas albo by spierdolili, żeby zabrać łup. A tak to mielibyśmy go dla siebie, a im dalibyśmy tylko uczciwą część. Ale teraz kapitańcio nie żyje, a ja chcę żyć, a za to dam każdy łup. To co? Robimy interes?
Kazute:
Byłby martwy, gdyby nie to, że coś zablokowało Twoje ostrze. Wątpliwe, żeby sam wyciągnął jakąś broń, niezbyt miał jak i czym. Pancerza też przecież nie miał wcześniej na sobie…
Vader:
Następnego dnia, gdy przybyli przewodnicy lokalnego wodza, wyruszyliście na obiecaną ucztę, zostawiając w obozie tylko kilku ochotników czy innych pechowców, aby go pilnowali. Wszyscy cieszyli się na solidne jedzenie, suchary, suszone mięso i łowione ryby im zbrzydły, a ciężko było upolować na lądzie coś na tyle treściwego, aby się na jeść, i żeby nie zabiło przy okazji myśliwego. Podróż przez dżunglę była krótka, a po chwili dotarliście do otoczonej palisadą wioski, gdzie stało około trzydziestu różnych budynków, głównie chat mieszkańców. W środku płonęło wielkie ognisko, a wokół niego ustawiono długie ławy. Przy jednej zasiadał wódz i jego rodzina oraz świta, kolejną zajmowali mężczyźni, a następną kobiety i dzieci. Wam przeznaczono ostatnią, wolną. -
- Zaprowadzę cię do kapitana. Tam sobie z nim pogadasz jak pirat z piratem.
Zamknął resztę, upewnił się że pierwszy oficer jest skuty i ruszył na któreś z kolei poszukiwanie kapitana… -
Brook “Wilcze serce” Currington
Zasiadł po środku, wcześniej witając się z wodzem. -
Ten post został usunięty!
-
//Eiss teraz: Why do I hear boss music theme? //
Rozdmuchała dym wokół ciała przeciwnika, zostawiając jednak chmarę dymu wokół, by inni ich nie widzieli, a także buchnęła nim w oczy wodza w próbie oślepienia go. Przyjrzała się jego ciału, a gdyby się miotał odskoczyła. Taki prymitywny człowiek nie mógł być przecież Magiem… -
Max:
Znalazłeś go bez trudu, tym razem.
- A ten co? - zapytał zdziwiony, wskazując na przyprowadzonego Goblina. - Jak masz za mało miejsca pod pokładem, to wywal go za burtę, jeden Goblin na pokładzie czy poza nim nie robi mi większej różnicy.
Vader:
Również Cię przywitał, a wtedy skąpo odziane kobiety zaczęły wnosić napoje i pierwsze potrawy, różnorakie przystawki, pośród których przeważały różne owoce, warzywa i owoce morza.
Nim zabraliście się do jedzenia, wódz wstał i poświęcił chwilę na krótką przemowę, która bardzo ucieszyła jego rodaków. Chyba teraz pora na Ciebie, sądząc po wpatrzonych w Twoją twarz oczach wodza i wielu tubylców, aby dać od siebie równie krótką mowę, przy pomocy tłumacza, i zająć się ucztą oraz zacieśnianiem więzów pomiędzy tubylcami.
Kazute:
Nie był, powód był o wiele bardziej prozaiczny: Nie byliście tu przecież sami, zawsze towarzyszył Wam tłumacz, który przedstawił Ci się jako Nawigator. Nie był on może w sile wieku, jak jego wódz, ale wciąż miał coś z dawnej szybkości i zwinności, skoro zdołał niepostrzeżenie wyciągnąć sztylet z jakiegoś dziwnego, połyskującego minerału, być może Akwamarynu, największego bogactwa archipelagu, którym sparował Twój cios, niemalże na oślep. Bez słowa wyjął również drugi i stanął pomiędzy Tobą, a swoim wodzem. -
- Twierdzi, że wie gdzie jest jakiś skarb, Sam nie wiem czy mu ufać czy nie, ale wierzę że ty - mimo wszystko - będziesz w tej kwestii bardziej kompetentny niż ja. No, powiedz mu to co mi - zwrócił się do jeńca.
-
Przyznała się w myślach do swojego błędu, jaki popełniła lekceważąc starca. Teraz miała dwóch przeciwników w walce w zwarciu, a czasu do przybycia wojów coraz mniej. Mogłaby zmienić się w pył i odlecieć, by z wygodnej odległości strzelać bełty w ich stronę, acz warto zachować tego asa w rękawie, zwłaszcza, że może być jedyną drogą ucieczki. Buchnęła więc gęstym dymem w oczy obu mężczyzn, by je podrażnić oraz oślepić na dłuższą chwilę, po czym stworzyła dymną zasłonę, by nie było widać jak odbiega od nich wzdłuż plaży. Gdy oddaliła się dostatecznie daleko, załadowała bełt do kuszy i wystrzeliła w ich stronę.
-
//Czekam.//
-
Brook “Wilcze serce” Currington
- Ostatnio sporo się dzieje na wyspach - rozpoczął przemówienie. - Istnieje tutaj sporo zagrożeń, sporo problemów, jak i też jest za dużo czasu, by o tym nie myśleć. Jednakże, na całe szczęście, są tacy ludzie jak wy - tutaj wyraźnie mówił do tubylców - którzy sprawiają, że słońce jaśniej świeci, a woda wydaje się być czyściejsza. I za to też chciałbym podziękować. Za to, że możemy was nazwać przyjaciółmi, a nasza współpraca może być bardzo owocna. Chociażby ostatnio pozbyliśmy się Krokkenów, zabijając wielu z nich i paląc ich obozowisko. Chciałbym też podziękować swoim kompanom, którzy uznali mnie za swojego dowódcę. Obdarzyliście mnie lojalnością i ja was nie zawiodę. Bawcie się dobrze, przyjaciele.