Dekapolis
-
//Nie wyraziłem się chyba jasno, ale to dowództwo jest w tym samym budynku, bo mówił o dowództwie miejskiej straży, chyba że chcesz od razu pójść do ratusza i pogadać z jakąś szychą.//
-
//Nie powiedziałem że wyszedł z budynku. Załóżmy że po prostu opuścił tamto pomieszczenie//
-
//KKK.//
Poszedłeś dalej korytarzem, zatrzymując się na końcu, pod drzwiami, których pilnował pojedynczy wartownik, ale znał cię już na tyle dobrze, że jedynie odsunął się, abyś mógł wejść do środka, bo i po zapukaniu usłyszałeś komendę, abyś wchodził do środka. -
Więc bez zbędnych ceragieli wszedł do środka
-
Gabinet urządzony był dość skromnie, jednak nie ascetycznie, nie brakowało tu wygód, takich jak murowany kominek czy futra i dywany na podłodze, była nawet biblioteczka i barek. Do tego biurko z trzema fotelami, z czego dwa były wolne, a naprzeciwko nich zasiadał Gebre Jednooki, dowódca miejskiej straży i w teorii dowódca garnizonu całego miasta, w praktyce jedynie prawa ręka Kempa z Targos. Choć wszystko na pierwszy rzut oka było tu przytulne, to dla większości gości wrażenie to mijało szybko, wystarczyło bowiem tylko rzucić okiem na ściany: skalpy nordyjskich wojowników, sztandary startych z powierzchni wiecznej zmarzliny klanów, wypchane łby dzikich bestii, nawet para ciosów młodego Mamuta, liczne sztuki broni, czasem zbroi i hełmów, a także kły i pazury rozmaitych bestii. Gebre był zasłużony w walkach z Nordami, Orkami i potworami z całego Dekapolis. Zresztą, był tego żywym świadectwem: prawa noga poniżej kolana została zastąpiona drewnianą protezą, gdy oryginał odciął nordyjski dwuręczny topór rozjuszonego berserka; lewa ręka do łokcia zniknęła niegdyś w paszczy wściekłego Yeti, zastępowała ją proteza ze stali, którą można było z kolei w czasie bitwy zastąpić rozmaitą bronią, a prawe oko, a raczej jego brak, skrywała opaska. Stracił je ponoć, gdy wyruszył z oddziałem milicji do pacyfikacji zgrai Orków. Większość oddziału poległa w boju, jego i kilku ocalałych schwytano i torturowano, Gebre Zielonoskórzy wypalili choćby oko. Na szczęście odsiecz w porę dotarła i to Orków ostatecznie spotkał nieciekawy los.
- Witaj, witaj. - mruknął, kończąc pisać coś na kartce zdrową dłonią, protezą wskazując ci na jeden z foteli. - Siadaj i mów, co cię do mnie przywiało. -
Zawsze gdy Russel tu wchodził i widział wszystkie te trofea czuł dziwne ciepło na sercu. To miejsce zawsze przypominało mu że nie był sam w swojej walce, że gdzieś tam byli ludzie którzy jak on nienawidzili tych jebanych dzikusów.
- Miło cię widzieć Gebre - usiadł we wskazanym fotelu - Chyba nie jest tajemnicą po co przychodzę. Mamy wojnę więc pewnie kogoś po przeciwnej stronie trzeba wykończyć. Pytanie kogo pierwszego? -
- Wulfgar, Behtrag Śmiały, inni nordyjscy wodzowie. Ich trzeba by się było pozbyć. I gwarantuję, że wszystkie miasta Dekapolis by cię dosłownie ozłociły po wojnie, ale wiem też, że nawet ty tego nie dokonasz i zginiesz próbując. Ale byłby ktoś inny: Egil Wilcza Skóra, berserk, który szwenda się z bandą mu podobnych. Nie muszę ci chyba mówić jak wielkie zagrożenie stanowi jeden z nich, a co dopiero dwa tuziny? Za głowę każdego zapłacę ci dwadzieścia złotników, za herszta dwieście. Kręcą się w pobliżu ruin Lonnewood, jedynego miasta, które ci barbarzyńcy zdołali zdobyć i zniszczyć.
-
- Radziłem sobie z podobnymi skurwielami. Trzeba będzie wykrwawić grupę zabijając jednego po drugim, to nie powinno być zbyt trudne chyba że czegoś o nich nie wiem. Ten Egil ma jakieś sztuczki w zanadrzu? Czy to po prostu świetny wojownik i nic ponadto czy może zalicza się do tych przebiegłych? - dopytywał się Russel. Chciał poznać swój cel jak najlepiej przed starciem. Rozważnych wodzów ciężej wciągać w pułapki
-
@Kubeł1001 napisał w Dekapolis:
- Są niby ci cali Krzyżowcy, co przybyli, trochę powalczyli i zaraz pewnie spierdolą. Też mi pomoc, kurwa ich mać.
Widać, że średnio mu to pasowało, ale ten argument go przekonał.
- Oficjalnie dalej jesteś zaginiony w boju. - powiedział tylko, lekko wzruszając ramionami, co miało być przyzwoleniem na twój pomysł.
Folgar “Piorun” Hunderias
- Tego można byłoby się spodziewać po zakutych ludzkich puszkach, prawda?Perun Ward
- Nie będę się rzucał w oczy - odparł, po czym się skłonił. Zapewne oznaczało to też, że mógł już wyjść? -
Szakal:
- Znasz ich. Jedzą grzybki, tańczą okryci wilczymi skórami, wznoszą przed bitwą modły do tego plugawego bożka. Typowi berserkowie. W walce jeden na jeden ciężki orzech do zgryzienia, jak przydybią cię w kilku do ściany to poślij swojego śmiesznego ptaka, wyprawimy ci symboliczny pogrzeb i zetniemy kilku jeńców, którzy jeszcze gniją w naszych lochach. Ale wracając: nie, sprytem się nie szczycą, więc powinieneś ich przechytrzyć, bo bez tego może być ciężko. Sam Egil ma pewnie jeszcze trochę rozumu w bliznowatym łbie, bo jakoś trzyma tę zgraję w kupie, ale poza tym nie masz się czym przejmować, jeśli rozegrasz ich sprytnie.
Vader:
- Dobra stal nie zrobi z nikogo żołnierza. - skomentował kwaśno.Biorąc pod uwagę to, że Krzyżowiec wrócił do swoich spraw, nie poświęcając ci wiele uwagi, to tak. Chyba, że miałeś jakieś pytania, gdy zacznie dzielić was odległość kontynentu ciężko będzie poprosić o radę.
-
- Czyli zadanie nie powinno być trudne… To ja już nie truję ci dupy. Wytropię ich w najwyżej kilka dni, ale na razie pokręcę się jeszcze po mieście do jutra więc jakbyś jeszcze czegoś potrzebował to mów od razu albo wyślij kogoś później żeby mnie znalazł.
-
Pokiwał głową i odwrócił wzrok, wbijając go ponownie w papierzyska, którymi zajęty był wcześniej. Nie odezwał się słowem, ale wiedziałeś, że nie musi, był to znak do odprawy.
-
Tak też Russel opuścił budynek bez słowa. Zasiadł na konia, przywołał Arco i udał się do jakiejś gospody z dobrą opinią oraz wolnymi pokojami.
-
Takich z dobrą opinią nie było wiele, bo ciężko mieć porządny lokal, jeśli na klientelę składają się żołnierze, strażnicy, traperzy, myśliwi, drwale, rybacy i inni, którzy lubią ulżyć sobie po ciężkim dniu daniem w pysk komuś z sąsiedniego stolika. Najlepiej wspomniałeś zawsze “Białego Bizona”, porządny lokal, głównie przez zadurzoną w tobie córkę karczmarza. Ale jakby naprzeciw tym wspomnieniom, gdy byłeś tuż pod karczmą, na ulicę przed nią wyleciał przez otwarte drzwi ubrany w skóry i futra podróżnik. Zatoczył się, ale wstał, i nawet dość pewnie dobył długiego myśliwskiego noża, nim kolejny żywy pocisk zwalił go z nóg. Gdy tamci dwa znowu się podnieśli, obu powalił Krasnolud, również wylatujący z karczmy O ile tamci byli lekko pobici, ten miał złamany nos, rozcięty łuk brwiowy i stracił chyba kilka zębów, bo seplenił.
- To był kulwa lemis, tak? - powiedział do tamtych dwóch, a oni ochoczo przytaknęli i cała trójka oddaliła się do karczmy. Ktoś spuścił im tęgie lanie. Ciekawe kto i dlaczego? -
Folgar “Piorun” Hunderias
-- Każdy, kto czuje się bezpiecznie w jakimkolwiek ubraniu nie wie, jak wygląda prawdziwa walka…Perun Ward
Większych pytań nie miał, udał się tam, gdzie ostatnio mieszkał, zanim jeszcze został uznany za dezertera. Może jeszcze ma tam miejsce dla siebie. -
Dla Russela to nie miało znaczenia, i tak z reguły awanturnicy w takich przybytkach go omijali z kilku powodów. Najpierw jednak zaprowadził konie do stajni, o ile ta gospoda ma coś takiego
-
Vader:
//Przyspieszamy do odjazdu Krzyżowców?//- Mówisz, jakbyś pół życia machał toporzyskiem. Taki z ciebie chojrak?
Szakal:
Miała, rzecz jasna, bo tylko poruszający się między miastami mogli pozwolić sobie na wędrowanie pieszo, aby dotrzeć tu z daleka potrzeba było wierzchowców. Niestety, to właśnie przez takie konie, muły i woły stajnia była zajęta w całości. Mogłeś jedynie przywiązać konia do palika w jej pobliżu, aby nie uciekł, ale nie powinieneś zostawiać go tu na dłużej, bez jedzenia, wody i na mrozie. -
I sporą dozą ekwipunku w jukach. Po przywiązaniu konia Russel udał się do środka.
-
Karczma była ciepła, to na pewno, a to już wystarczająca zaleta, aby ją lubić. W kominku i kilku paleniskach nieprzerwanie palił się ogień, a któryś z pracowników czy nawet klientów dorzucał do nich drwa, gdy było trzeba. Poza tym oferowała zapewne nocleg, jedzenie i napoje dla studzonych wędrowców, ale nic poza tym. No i wrażenia, tych nie może zabraknąć z taką klientelą, na którą składają się ubrani przeważnie w futrzane stroje traperzy i myśliwi, przeważnie ludzie, Elfy i Krasnoludy, które urodziły się lub wychowały w Dekapolis czy okolicach. Teraz, gdy powinni być w tundrze i polować, w środku sezonu łowieckiego, zamiast tego siedzieli na włochatych tyłkach i przepijali resztki ostatnich utargów, klnąc to na Nordów, którzy wywołali wojnę, to na miasta Dekapolis, które nie były w stanie jej skończyć. Poza nimi byli tu kupcy, którzy również utknęli, nie mając z czym wrócić do domu, bo brakowało chętnych na handel, lub obawiali się opuścić miasto w tak niebezpiecznych czasach. Nie brakowało też lokalnych mieszczan, rozmaitych rzemieślników i milicjantów po służbie. Byli też dwaj, którzy przyciągali uwagę. Jednym był młody człowiek w błękitnej szacie z kapturem i sękatym kosturem opartym o stolik, przy którym siedział, bez wątpienia Mag, oraz Ork, typowy najemnik obwieszony bronią. Ten ostatni był ciekawy z tego powodu, że chyba tylko on byłby w stanie pozbyć się tych wszystkich pechowców, których widziałeś, gdy wylatywali z karczmy.
-
Russel orków nienawidził prawie tak bardzo jak nordów, więc znalazł sobie jakiś stolik daleko od zielonoskórego. Czarodziejowi też nie ufał i ukradkiem spoglądał na któregoś z nich od czasu do czasu.