Dekapolis
-
Był, owszem, a sporo czasu minie, nim się to zmieni. Podczas postoju nikt nie miał do Ciebie pretensji, ale i nikt nie dziękował Ci za pomoc. Po jakimś czasie wznowiliście marsz i wreszcie wróciliście do warownego obozu.
- A kurwa, bitka jak dobra, to nie uciekniem. Jak tamci na zewnytrz mają dać dupy, to i tak dadzo. My tu wtedy będziem czekać na Nordów, rybeńko, pokrzepieni dobrą historyją i piwskiem.
Po jakimś czasie dotarliście do mieszkania Krasnoluda, dość ciekawego miejsca, które przeoczyłbyś bez trudu, stanowiło bowiem odnogę tunelu i było zasklepione okazałym głazem, który niemalże idealnie pasował do wejścia. Jednak Krasnolud bez trudu wepchnął go do środka i wszedł po nim do swojego lokum. -
Perun Ward
Niewdzięczne dupki, żyli tylko dzięki niemu. Musiał zdać swoją część raportu?Folgar “Piorun” Hunderias
Wszedł za nim.
- Niezły pomysł z wejściem. -
Owszem, wprost powiedział Ci to dowodzący oddziałem Krzyżowiec. Grunt, że drogę do namiotu przełożonego już znałeś.
- Jak chcesz mieć odrobinie spokoju, to inaczej się nie da. - odparł, a Ty zauważyłeś, że mieszkał dość skromnie: W głównej izbie były tylko wyciosane z kamienia ławy, stół i drewniane łóżko przykryte pokaźną ilością skór, a także różnorakie domowe sprzęty. Dalej było wejście do kolejnego pomieszczenia, tym razem bez tarasującego je głazu.
-
Perun Ward
A więc tam ruszył.Folgar “Piorun” Hunderias
Nawet przyjemnie, sam nie był przyzwyczajony do komfortu. Podczas licznych podróży, gdzie to zabijał potwory, często spał pod gołym niebem, lub w grotach. Czasami też na drzewach, co było szczególnie nieprzyjemne.
- Rozumiem, rozumiem. Nic się widocznie od lat nie zmieniło… -
Odnalazłeś go bez trudu, a i straż przed wejściem nie zadawała zbędnych pytań, więc bez trudu wkroczyłeś do środka, gdzie zastałeś komtura, dowódcę całego zgrupowania Krzyżowców Argentu pod Dekapolis.
- Ano, zmieniło, bo jeszcze tak z osiem lat temu to żem miał obie ręce, a w nich topór, młot albo kilof, a nie te śmieszne kikuty.
-
Folgar “Piorun” Hunderias
- Z jednej strony ci współczuję, z drugiej wygrywasz chyba bójki w karczmach?Perun Ward
Skłonił się głęboko, zwracając też uwagę komtura na swoją osobę.
- Panie? Mam raport na temat ostatniej misji, na którą zostałem wysłany. -
- Ech, nie te czasu już, teraz to żaden się ze mną bić nie chce, bo im niby honor nie pozwala, bo niby ja za szanowny jestem. Gadanie. Taki sam ze mnie Krasnolud, jak z Ciebie, tylko że ja mam więcej stali i żelaza w sobie.
Mężczyzna skinął Ci głową, właściwie to przede wszystkim tego oczekując, gdy polecił Ci stawić się w swoim namiocie.
-
Folgar “Piorun” Hunderias
-Krasnoludem się żyje i umiera, stare hasło, co nie?Perun Ward
- Zjawiliśmy się na miejscu akcji bez większych problemów. Udało nam się zaskoczyć Nordów zabijając kilku z nich. Nasi się następnie związali walką z nimi, jednakże pojawiły się pewne problemy związane z samymi Nordami. Mocno uszkodzili nasze siły, jednakże udało się ich pokonać, chociaż nie obyło się bez strat w ludziach. Osobiście walkę zakończyłem wyczerpany i niezdolny do używania kolejnych zaklęć. -
- No niby ta… Idź no i przynieś trochę miodu i kufli z tamtej szafki, to opowiem Ci historię, jak straciłem dłonie.
- Coś jeszcze? - zapytał, jakby sam raport go zadowolił, ale przeczuwał, że możesz wiedzieć coś, czego jeszcze nie powiedziałeś na ten temat.
-
Folgar “Piorun” Hunderias
Pokiwał głową, po czym starał się zrealizować prośbę bezrękiego.Perun Ward
- Szczerze? Tak. Muszę się o dziwo poduczyć Magii Ognia, by lepiej radzić sobie z ich magią, bo Magią Elektryczności mógłbym się niechcąco zabić. A, to tak przy okazji. Mieli jednego maga, jednakże nie stanowił większego problemu. Na moje był żółtodziobem, który uzyskał coś, co było ponad jego siły. -
Udało Ci się, on w między czasie wymienił te dwie protezy na inne, bardziej poręczne, bo choć przypominające dłonie pod tym względem, że dało się nimi coś trzymać i unieść, z czego od razu skorzystał, biorąc spory łyk trunku z dopiero co przyniesionego kufla.
- To były dawne dzieje. Krasnali było mało, a jak byli, to nie wyściubiali się z gór. Tak samo ludzie siedzieli w miastach, a Nordowie w tundrach. Ale byli też Orkowie. Dużo, dużo Orków. Za jednego króla, dawno, dawno temu, przed wieloma wiekami, Krasnoludy spustoszyły ich rodzime ziemie, więc część z nich uciekła, głównie na Plugawe Ziemie, do Mrocznego Królestwa, a niektórzy trafili nawet tutaj. Jakoś sobie żyliśmy, czasem handlowaliśmy, czasem praliśmy się po mordach, ale skończyło się to, gdy przyszedł jakiś dojebany Ork, który zaprosił wszystkich wodzów na ucztę, żeby uczcić przybycie jego plemienia do Dekapolu, a później wszystkich wyciął i powiedział do jednego, co go zostawił przy życiu: “Powiedz im żem król. Dekapol należeć do Orki. Dekapol należeć do Werdoth. Dekapol jezd zielony!” - powiedział, całkiem udanie imitując orczą mowę, aby przerwać. Niby chciał napić się z kufla, ale pewnie budował też tak napięcie.- Będziesz mieć do tego niejedną okazję. - odparł tajemniczo, ale szybko wyjaśnił: - Za kilka dni wypływamy. Dotarł do mnie poseł z wiadomością od Wielkiego Mistrza. Zostawimy tu niewielki garnizon, a wszyscy Krzyżowcy i Magowie muszą niezwłocznie wracać, bo gdy my gromimy Nordów tutaj, to oni gromią naszych tam, a to w Dekapolu znajdują się nasi najlepsi żołnierze.
-
Folgar “Piorun” Hunderias
W skupieniu nachylił się do przodu, bacznie obserwując swojego rozmówcę, dając tym samym znak, że słucha i to uważnie, że historia go zainteresowała.Perun Ward
Oh, to źle oddziaływało na jego plany. Nie może dopuścić do tego, że go stąd zabiorą, bo w przeciwnym razie wszystko się, delikatnie rzecz ujmując, spierdoli.
- Wiadomo już, ilu ludzi tutaj zostanie? - zapytał. -
- Wtedy byli tak samo głupi, jak są teraz, albo i bardziej. Broń też gorszą mieli, pancerzy to w ogóle. Ale jakoś dogadali się z Nordami, niekiedy nasi im na lewo lepszy sprzęt sprzedawali i tak w końcu zagrozili całemu Dekapolis, wszystkim miastom, a było ich wtedy dziewięć, nie siedem, jak teraz. Pamiętam, że walczyli pod czarnym sztandarem z zieloną dłonią. Nordowie im pomagali, zablokowali wszystkie rzeki i jeziora, nie było jak się tamtędy komunikować, handlować, podróżować. Poza największym miastem, stolicą Dekapolis, zajęli wszystkie, spustoszyli je, zrabowali, ludzi i innych wybili albo wzięli do niewoli. A w końcu i tamto miasto oblegli. Pewnie by wygrali…
- Kilkuset zwykłych żołnierzy w zupełności wystarczy, aby chronić nasze interesy i wspomóc Dekapol w jego walce, szkolić miejską milicję i tak dalej. Wyruszysz pierwszym okrętem z pozostałymi Magami. Inne pytania?
-
Folgar “Piorun” Hunderias
- A co się stało, że nie wygrali? - zapytał, nie ukrywając swojego zainteresowania.Perun Ward
- Czym zasłużyło sobie kilkuset żołnierzy, by zostać skazanym na śmierć? - zapytał, dosyć odważnie. Po chwili jednak się poprawił. - Przepraszam, jeżeli podważam słowa inteligentniejszych od siebie, ale widziałem Nordów w boju. Te północne bestie zatrzymuje z całą pewnością magia, której nie potrafią zabić. Nasi żołnierze bez wsparcia Magów wygrają z nimi w kilku starciach, ale za każdym razem poniosą takie straty, że będą zbliżali się do własnej zagłady. I mówię to z pełnym uznaniem ich wyposażenia i wyszkolenia, panie. -
- Tak naprawdę to cholera wie, czemu to się stało, ale Nordowie spuścili im srogiego łupnia. Mówi się, że ich wódz i wódz Orków pokłócili się o jakąś pannicę albo o łupy, dali sobie po pysku, a w końcu Nord rozszczepił mu na dwoje łeb toporem. Orkowie już wtedy świętowali zwycięstwo, także choć Nordów było mniej, to wybili prawie wszystkich schlanych Zielonoskórych. Niewielu zwiało, w końcu zaszyli się gdzieś niedaleko Dekapolis i tak sobie żyli, dopóki Nordowie, maszerując nie tak dawno na stolicę, skopali im dupska i tym razem wybili do nogi.
- Tak. - przyznał krótko, co nieco zbiło Cię z tropu. - Wielu już zginęło, a ci tu pozostawieni mogą podzielić ich los. Zginie większość lub nawet wszyscy. Ale to konieczne poświęcenie. Nie mieliśmy tu wygrać, ale zainterweniować na prośbę Cesarza, póki co naszego seniora. Ale wojny wyniszczają Cesarstwo, jest już zbyt słabe, aby zmusić nas do uległości. Nasza interwencja tu skończona, wracamy ratować nasze państwo przed Nordami. A niezbędny kontyngent zostanie, aby kupić nam czas i zabić lub związać w boju jak najwięcej wrogów, aby nie przybyli na odsiecz tym, którzy pustoszą nasze państwo.
-
Folgar “Piorun” Hunderias
- I tak oto pozbyto się Zielonych - stwierdził. - Nawet trochę szkoda, bo barbarzyńcy nie mają kontrwagi w postaci innych barbarzyńców.Perun Ward
- Nie chcę się naprzykrzać, ale czy zostawienie chociażby jednego Maga nie zwiększyłoby kilkukrotnie szans Krzyżowców? - zapytał. - Proponuję swoją kandydaturę do zostania tutaj. Już i tak raz uznaliście mnie za dezertera, a chociaż zostałem pojmany i wróciłem od razu do was, to nie wierzę w to, że oczyściłem swoje nazwisko. -
- Są niby ci cali Krzyżowcy, co przybyli, trochę powalczyli i zaraz pewnie spierdolą. Też mi pomoc, kurwa ich mać.
Widać, że średnio mu to pasowało, ale ten argument go przekonał.
- Oficjalnie dalej jesteś zaginiony w boju. - powiedział tylko, lekko wzruszając ramionami, co miało być przyzwoleniem na twój pomysł. -
Jurek:
To było bez dwóch zdań najciekawsze zlecenie, jaka wasza grupa dostała. Nie tylko dlatego, że już na wstępie opłacono wam noclegi, wyżywienie, leki, zapasy, ekwipunek, ubrania i wszystko inne, co na pewno się przyda, ale też tysiąc złota przed misją, drugie tyle po i dostęp do jednej piątej zysków. A zyski mogły być bardziej, niż spore, ruszyliście w końcu polować na “miękkie złoto”, jak nazywano futra niektórych zwierząt. Futra, które osiągały tak wielkie ceny tylko dlatego, że zdobyć je można było wyłącznie w Karak’Akes, mroźnym kontynencie Nordów, barbarzyńców zazdrośnie strzegących tych bogactw. Ale gdy zaangażowani byli oni w wojnę z Dekapolis i Krzyżowcami Argentu tutaj, a wielu z nich łupiło państwo Krzyżowców w Verden lub wybrzeża Cesarstwa… Taka okazja mogła się już nigdy nie powtórzyć. Wynajął was niejaki Halfdan von Kant, postać o barwnej biografii, ponoć jego matką była szlachcianka, po której nosił nazwisko, a ojcem nordyjski wojownik służący na jej dworze wraz ze swoją bandą jako najemnik. Był owocem ich zakazanego uczucia, dziedzicząc po ojcu sylwetkę wojownika i barbarzyńcy, a po matce szlachetne rysy. Większość życia spędził tutaj, wychowując się pośród Nordów, dopiero po dwudziestu latach powrócił do matki, która została zabita przez swojego męża, gdy ten dowiedział się o jej zdradzie. Nie mogąc jej pomścić, bowiem jej zabójca zmarł kilka lat wcześniej, wraz ze swoją drużyną Nordów złupił ziemie, które uważał za własne, przyjął nazwisko rodowe, choć kompani wciąż nazywają go Sigurdson, po ojcu, i wałęsał się jako najemnik po całym Verden. Jako ochroniarz i przewodnik dołączył do wyprawy pewnego kupca do Karak’Akes, który chciał zdobyć futra i inne bogactwa, zabili go jednak Nordowie, ale Haldfan przeżył i rozwinął biznes na tyle, aby pozwolić sobie na zorganizowanie tej wyprawy. Poza kontyngentem jego pobratymców towarzyszyłyście mu wy, spory oddział najemnych Krasnoludów, kilku Orków oraz liczni myśliwi, łowcy i traperzy, przede wszystkim ludzie i Elfy. Aby uniknąć przypadkowego zatopienia przez okręty Cesarstwa lub Krzyżowców, do Karak"Akes dopłynęliście na zwykłym statku handlowym, który zakotwiczył w niewielkiej zatoczce. Nad jej brzegiem rozbiliście warowny obóz i tak rozpoczęły się wasze przygody. No, może przygody to za wiele powiedziane, póki co tylko myśliwi polujący na zwierzęta futerkowe oraz morsy, dla ich kłów, mieli co robić, wy i reszta najemników mogliście odpoczywać, a najlepsze, że płacono wam za to nicnierobienie. Coś pięknego, szkoda tylko, że było za zimno, aby w pełni cieszyć się tymi chwilami wolnego czasu. -
Zimno nie działało zbyt dobrze na istotę zmiennocieplną, więc Wirka tym bardziej starała się rozgrzać na wszelki możliwy sposób - czy to śpiąc pod grubą warstwą futer, czy pijąc jedynie grzańce, czy, tak jak teraz, ćwicząc walkę wręcz. Jedną osobą z oddziału, która mogła próbować się z łączką na tym polu mierzyć była Córeczka, którą z pewnym trudem udało się namówić na sparing, mimo że półolbrzymka nie czuła potrzeby ćwiczeń, gdy płacono jej niezależnie od tego co robiła. Wirka w ludzkiej postaci, najmniej podatnej na zimno, szybko zmusiła ją jednak do większego wysiłku i teraz pojedynek trwał już na poważnie
-
Była to nie tylko forma ogrzania się, ale i rozrywki, widziałaś więc, że większość najemników i Nordów, nie licząc tych, którzy siedzieli czujnie na warcie, obserwowała wasz sparing, wśród nich był też Halfdan. Miałaś wrażenie, że Olbrzymka nieco się ociąga i nie daje z siebie wszystkiego, nie byłaś jednak pewna czy to przez zimno, czy ogólny brak chęci do wymiany ciosów wtedy, gdy nie jest to w ogóle potrzebne.