Miasto Hammer
-
- Zmienią nas za kilka godzin. Mam nadzieję. - odparł, siadając plecami do Ciebie, żeby obserwować ten teren, którego Ty nie możesz. - I nie wiem. Różnie bywa. Ale trzeba chyba mieć się na baczności, skoro dali nas do ochrony tego wozu, to pewnie spodziewali się kłopotów po drodze.
-
- Szczerze mówiąc, to spodziewałem się ochrony… kogoś a nie czegoś. Boję się że spodziewali się całkiem zorganizowanych i przewlekłych kłopotów jeśli zatrudnili maga leczenia.
… siedział sobie opierając się plecami o plecy rozmówcy … //jest chociaż uroczy?//
- Zajmujesz się tego typu zadaniami zawodowo? Czym walczysz? -
//Przeciętny.//
- No wiesz… Kiedyś w wiosce kwaterowała kompania najemników, prowadzili rekrutację, ja się zaciągnąłem, tak jak reszta moich znajomych. Nie miałem szans, żeby dostać porządny majątek po ojcu, większość ziemi i zwierząt dostaliby dwaj starsi bracia. No i tyle mi naopowiadali, że chciałem przeżyć jakieś przygody. Ale kompanię rozbiły w Krwawej Kniei plemiona Goblinów, które mieliśmy spacyfikować. Ostatecznie potrzeba do tego było armii, a my we trzech poszliśmy szukać szczęścia gdzieś indziej. Mieliśmy kilka mniejszych robót po drodze do Hammer, a teraz trafiło nam się to. -
- Przykro mi… - nie miał pojęcia, jak zachować się w takiej sytuacji
Zaczął z nieco większą rozwagą rozglądać się za nadciągającym zagrożeniem… nie żeby opowieść najemnika go przestraszyła, ale… -
- A Ty? - zapytał, gdy kolejnych kilka minut minęło w ciszy i spokoju. - Jaka jest Twoja historia, Elfie?
-
Hmm… jej jeszcze nie zmyślał.
- …nauka magii leczenia od kiedy tylko pamiętam - uśmiechnął się - potem zachciało mi się prawdziwej magii, więc wyjechałem z Zielonego Klejnotu i rozpocząłem naukę w gildii… - uśmiechnął się - to zlecenie to część mojego planu by zobaczyć jak największą część świata, zanim długi za naukę gildii uziemią mnie w jej murach na resztę mojego życia - odchylił głowę i spojrzał w niebo… Jak późno mogło już być? -
Późno, bardzo późno. Kolejne godziny dłużyły się, a Ciebie ogarniało coraz bardziej zmęczenie. Najemnik próbował utrzymać Cię przy przytomności jakimiś historyjkami, które wymyślił na poczekaniu lub usłyszał od innych najemników, gdy jeszcze pracował w większej grupie, gdy nagle przerwał, a słowotok został zastąpiony bulgotem i charczeniem. Gwałtownie odsunął się od Ciebie, a Ty nic nie zrozumiałeś, dopóki i w Twoim kierunku nie poleciała strzała, choć ta nie była tak precyzyjna, ledwie drasnęła Cię w prawy policzek.
-
- AAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!
Aiden jeszcze nigdy nie był tak wystraszony (ani głośny). Żadne treningi, ćwiczenia, czy doświadczenie nie mogły go przygotować do zachowania spokoju w tamtej chwili.
Przerażony usiłował odsunąć się do tyłu panicznie odpychając się nogami.
Wyciągnął prawą dłoń w kierunku z którego nadleciały pociski i wypuścił strumień powietrza, który pod wpływem emocji okazał się mieć znacznie większą siłę niż zamierzona, czy prawdopodobnie potrzebna…Ten człowiek został prawdopodobnie postrzelony w tchawicę lub płuco. Normalny medyk nie miałby szans, ale nie Aiden. Jeśli tylko Magnus zapewni mu dość szybko osłonę… może uda mu się go jeszcze uratować.
Do tego czasu musiał jednak skupić się na walce o własne życie.
Osoba która strzelała na pewno nie była sama. Starał się wykryć następny atak w porę by skontrować go potężnym podmuchem wiatru. -
Coś zapewne osiągnąłeś, ale nie wiesz co dokładnie. Tymczasem najemnik, z którym rozmawiałeś, był już prawie martwy. Przynajmniej Twój krzyk i atak Magią obudził resztę, którzy chwycili za broń.
- Wywabcie ich i osłońcie mnie dopóki nie skończę inkantacji. - powiedział Magnus na tyle głośno, abyście go słyszeli, ale nie krzyczał, aby pozostali nie mieli okazji zrozumieć, jaki ma plan. Po tym wbił kostur w ziemię i zaczął mruczeć zaklęcie, wykonując przy tym odpowiednie ruchy rękoma. -
Ukląkłszy nad powalonym najemnikiem i przystąpił do leczenia.
Byli w środku walki i musiał poradzić sobie z nim tak szybko, jak to możliwe.
Spróbował tylko ustabilizować jego stan i zostawić resztę na potem - wolałby nie ratować za chwilę Magnusa…
- Nie ruszaj się. Nie mam czasu by cię leczyć, ale przeżyjesz. Leż! -
Szło sprawnie i może rzeczywiście byś go uratował, gdyby nie to, że leczenie kogoś w ferworze walki to kiepski pomysł. Uświadomił Cię w tym jeden z wrogów, wojownik w masce, pancerzu i pelerynie, z zakrzywionym mieczem długim w dłoniach, który nagle wyłonił się z mroku i wzniósł go, aby ściąć Ci głowę. W tej sytuacji musisz podjąć decyzję: Ratować siebie i zostawić najemnika na śmierć czy spróbować do ostatniej chwili ocalić jego, ale zginąć?
-
Pff… to szermierz się odsłonił stając nad magiem z mieczem.
Uderzył szybko, tak jak było najprościej - od dołu i pachnąc do tyłu, tak aby wyrzucić go w powietrze i odepchnąć na przynajmniej 4-5 metrów.
Aiden nie miał zamiaru ani umierać, ani otwierać im drogi do Magnusa swą ucieczką.//mam nadzieję że nie umrę ;-;
-
Udało się, ale przez to jednocześnie przerwałeś leczenie najemnika, którego stan wciąż się pogarszał.
- Do mnie! - krzyknął Magnus, a Ty odwracając się zauważyłeś, że tylko on i Nag trzymają się jeszcze na nogach. Lub ogonie. Pozostali najemnicy byli już martwi, jeden został przed chwilą nawet dobity poprzez ścięcie głowy przez wojownika, który wyglądał identycznie jak ten, którego odepchnąłeś. Po Hobbicie nie było za to śladu, a z tego, co już wiesz o jego rasie, to albo zginął, albo gdzieś uciekł i teraz ukrywa się, oczekując na koniec walki. -
Chyba możemy się zgodzić że to ta chwila w której należy odłożyć urażoną dumę na drugi plan i spróbować przeżyć.
Porzucając bez słowa konającego i ignorując przeciwnika, który dobijał rannych ruszył czym prędzej do Eerciego i Magnusa.
Lepiej żeby jego zaklęcie zadziłało…
W przypadku ataku na swoją wielmożną osobę kontrował magią,… i kurczowo trzymaną laską. -
Zewsząd otaczali Was tajemniczy wojownicy, wszyscy odziani w te same stroje, uzbrojeni w te same miecze, z identycznymi maskami na twarzach, co do których nie miałeś wątpliwości, że będą Ci się teraz śnić po nocach.
- Kufer. - powiedział krótko jeden z nich, wskazując mieczem na wóz, przy którym stałeś Ty i pozostali najemnicy.
- Za dobrze mi za niego płacą. - odparł zdecydowanie Magnus i dokończył inkantację, stukając kosturem w ziemię. Początkowo nic się nie działo, co zdziwiło tak Ciebie, jak i Waszych wrogów, którzy nawet ośmieleni tym ruszyli naprzód o kilka kroków, ale zdążyli zrobić tylko tak małe postępy, gdy nagle Was i wóz z cenną zawartością otoczył ognisty okrąg, a po nim kolejny, jeszcze jeden… Łącznie było ich sześć, aż Magnus nagle rozsunął szeroko ramiona, przechodząc płynnie z obrony w atak, gdy ściany ognia poleciały w kierunku zdziwionych wrogów. Niektórzy odbiegli, inni uskoczyli, ale większość została zapalona. Gdy Magnus wypuścił ostatni ognisty krąg, żaden z wrogów nie pozostał żywy na polu bitwy, a ledwie kilku uciekło. -
- WOW! - jednak członkowie Rady to zupełnie inny poziom.
A może skorzystać z okazji i nauczyć się magii ognia?
- Ktoś ranny? - zapytał spoglądając po pozostającej przy życiu dwójce towarzyszy. Jeśli nie wymagali pomocy medycznej, a w zasięgu wzroku nie było przeciwników do ścigania, pochwycenia i torturowania z okrucieństwem do którego zdolni są tylko wysoko urodzeni ruszył do wozu po swoją torbę (i owsiankę uwu). -
Wszyscy trzymali się dobrze, a żaden przeciwnik nie ostał się w zasięgu wzroku żywy. Eerci i Magnus nie mieli żadnego zbędnego balastu, więc ten pierwszy zabrał kufer i zaczął pełznąć w gościńcem w kierunku miasta.
- Konie uciekły lub je zabili. - wyjaśnił Magnus i również ruszył w drogę, nie było najwidoczniej sensu czekać tu na kolejnych wrogów. -
- Tak bez śniadania?! - podążył za nimi jedząc swoją owsiankę… miał jeszcze trochę suchego prowiantu jeśli im nic nie zostało…
Szczerze mówiąc, nie chciał się z nimi rozstawać po ukończeniu misji. Razem było o wiele milej… i bezpieczniej
-
//Nic już po drodze nie planuję, także zmiana tematu. Zacznę Ci w Kasuss, gdy będziesz na miejscu.//
-
Ten post został usunięty!