Hrabstwo Nagren
-
Splunął na ziemię przed Tobą mieszaniną krwi i śliny, a potem odszedł wraz z resztą, aby wreszcie wykąpać się w rzece. Zyskałeś jego szacunek, to na pewno. Nie okaże tego, ani tym bardziej nie powie, wprost, ale świadczy już o tym fakt, że przyjął wyciągniętą dłoń i splunął na ziemię, a nie w Twoją twarz.
-
Gdyby mu splunął w twarz, to by go powalił na ziemię i kazał mu samemu się podnosić. Skoro zyskał szacunek Orka wyższego od niego o głowę, to może pewnego dnia zyska szacunek sporej części Orków w Ghadugh?
– Agrag! – zawołał do zielonoskórego. – Jest dzisiaj jakaś robota oprócz pilnowania tych ludzików? -
- Kazali nam siedzieć na dupie, to siedzimy, nie? - odparł, wygrzebując nożem resztki smażonego sołtysa spomiędzy zębów. - Ludzie się nas tu nie spodziewają, zanim jacyś coś zaczną podejrzewać, to okręt zdąży wrócić.
-
– Skoro nie mamy żadnych robót, to wyprawimy ce-ceremonię… za mojego poległego w walce brata oraz za innych poległych braci, kurwa. – oznajmił głośno, licząc na to, że zielonoskórym się to spodoba. W końcu znowu będą robić to, co im się najbardziej podoba: chlać, żreć, okładać się po mordach i ruchać chłopki.
-
Może i nie wszystkim to leżało, bo nie każdy stracił brata, przyjaciela czy innego towarzysza broni, ale nawet oni nie mieli zamiaru oponować. Kilku Orków wzięło topory i rozrąbało kilka co bardziej lichych chłopskich chat, a ze zdobytego dzięki temu drewna i słomy stworzyli stos, na którym zaczęli układać trupy poległych Zielonoskórych.
-
Również wziął się za układanie ciał martwych orków. Nie będzie stać w miejscu jak ta ludzka pizda i czekać na gotowe, prawda?
-
Nie miałeś wiele roboty, na jednego Orka przypadał jeden stos, a na miejscu spoczynku ciało układali zwykle najbliżsi kompani, krewni i tym podobni, Ty mogłeś więc zająć się jedynie truchłem bratka i kilku tych Orków, których nikt inny nie mógł lub nie chciał zanieść na miejsce. Gdy wszystko było gotowe, rozpalono ognisko i przygotowano stos pochodni, z których każdy mógł wziąć jedną, zapalić i rzucić w stos, czasem z jakąś krótką mową.
- Za Mugę Bliznomordę, bez niego Verden stało się duuużo bezpieczniejsze. - zaczął Agrag, rzucając pochodnię na trupa jednego ze swych kompanów. Po nim pozostali Orkowie zabrali się do dzieła. -
– Za Drobrraha… Za Drobrraha Bezkła! Niejednego człowieka trafił strzałą, niejednego człowieczka zasiekał mieczem i niejedną chłopkę wyruchał swym mieczem w kroku! – rzucił pochodnię na stos, na którym leżał jego martwy braciak.
-
Nie było owacji, nie było śmiechów, to była raczej poważna uroczystość, dziwnie poważna jak na Orków, bo o ile Ci wiedzą, że ich kompani odeszli do wiecznej chwały jako wojownicy, aby resztę swego życia spędzać na piciu, jedzeniu i walce u boku samego Zgładziciela, to jednak zabrakło ich tutaj, a więc nie było to tych, z którymi można było wspólnie walczyć i szabrować, tych, którzy osłoniliby Ci plecy podczas walki, którzy ścięliby łucznika próbującego Cię zabić… Jednakże Orkowie dość szybko pozbierali się z marazmu, ledwie kwadrans po dopaleniu ostatniego stosu wrócili do swoich zwyczajowych zajęć.
-
Postał jeszcze parę minut przy stosie swojego brata i poszedł czegoś się nażreć. Rąbanie drewna i układanie stosów na pewno go zmęczyło, a nażreć się jakiegoś mięsa zawsze można.
-
Mięsa było pod dostatkiem, bo chłopi mieli różnego rodzaju mięso solone i wędzone, to jeszcze mogliście zawsze urżnąć sobie jakiegoś świniaka czy inną krowę, a potem upiec ją na ognisku. Tak czy siak, napełniłeś swój żołądek, a gdy leżałeś na sianie i grzebałeś w zębach, żeby wyciągnąć z nich resztki posiłku, zauważyłeś grupę powracającą z kąpieli, dziwnie pobudzoną, jakby dopadł ich co najmniej wąż morski.
-
– Co wy tacy kurwa pobudzeni, jak przed zerżnięciem chłopki? – zapytał się głośno.
-
- IDĄ KURWAAA, IDĄĄĄ!!! - krzyczeli w odpowiedzi Orkowie, nie precyzując, kto idzie i po co, ale chwytali za broń, podobnie jak Ci, którzy zostali wcześniej w wiosce. W końcu to Orkowie, okazja do jakiejkolwiek walki, z kimkolwiek, była czymś nie do przecenienia.
-
Złapał pośpiesznie za rękojeść swojego topora i wydarł mordę:
– Kto idzie, kurwa?! Kto?! -
Twoje pytanie umknęło innym w rozgardiaszu, jaki wywołała banda sposobiących się do bitwy Orków. Szybko jednak zrozumiałeś, że kogoś zwabiły tu dymy z płonących stosów, a nie byli to wieśniacy: Do wioski w luźnym szyku maszerowało kilkunastu wojowników, głównie ludzi, ale i trzech Krasnoludów, którzy pewni byli kolejnymi najemnikami na służbie lokalnego hrabiego lub Cesarstwa ogółem i mieli sprawdzić, co działo się w tej wiosce.
-
– Zawhdrug, do mnie kurwa! – złapał za tarczę i przygotował się na atak tych ludzkich i krasnoludzkich kurewek.
-
Ork stanął obok Ciebie, a po chwili pierwsi z Zielonoskórych, drąc mordę ile wlezie, wypadło z wioski. Niby lepiej byłoby ukryć się i wpuścić tu najemników, a potem wybić ich, bo w ten sposób nie przynieśliby wieści, ale z drugiej strony, gdy zginą, ktoś również się zaniepokoi ich powrotem, więc na orczy rozum czekanie nie miało sensu. Na widok zielonej hordy wybiegającej z wioski, Krasnoludy pospiesznie wbiły zaostrzone drzewce toporów w ziemię, ustawiły na nich kuszę i oddały salwę, zabijając pierwszych Orków, a ludzie dobyli toporów, mieczy, włóczni, tarcz i innej broni, szykując się do walki.
-
– Biegnij za mną i łeb nisko! – rozkazał swemu orczemu towarzyszowi i ruszył na ludzików. Zaczął biec i zasłonił się tarczą, aby nie dostał bełtem, strzałą czy inną włócznią w bebechy. Gdy już dobiegł, rozpoczął napierdalankę z tymi fiutami.
-
Wpadłeś w tłum najemników jako pierwszy, dwóch przeciwników powalając samą tarczą i rozbijając szyki. Twój kompan wpadł chwilę później i jednym zamachem topora strącił głowę człowieka z jego barków, a inny Ork nabił dwóch przeciwników na swoją włócznię jednym pchnięciem. Ludzie powoli zaczęli się cofać, a Ty kątem oka dostrzegłeś, jak na Krasnoludy wpadł Agrag Wybebeszacz. Zwykle okrutny i wulgarny, jak każdy Ork, walcząc z brodaczami przekroczył wszelkie granice, wymachując swym mieczem. Mógłby ściąć głowy wszystkim trzem za jednym zamachem, ale zamiast tego bawił się z nimi, obcinając nogi, ręce czy otwierając brzuchy, jakby chciał zadać im jeszcze więcej cierpienia przed śmiercią.
-
//On ma młot, więc uznam, że zmiażdżył nim głowę.//
Pora pokazać tym różowym glizdom, do czego Orkowie są zdolni. Zaczął machać toporem w kierunku swoich przeciwników i celował głównie w szyję oraz ramiona.