Hrabstwo Nagren
-
Nie było owacji, nie było śmiechów, to była raczej poważna uroczystość, dziwnie poważna jak na Orków, bo o ile Ci wiedzą, że ich kompani odeszli do wiecznej chwały jako wojownicy, aby resztę swego życia spędzać na piciu, jedzeniu i walce u boku samego Zgładziciela, to jednak zabrakło ich tutaj, a więc nie było to tych, z którymi można było wspólnie walczyć i szabrować, tych, którzy osłoniliby Ci plecy podczas walki, którzy ścięliby łucznika próbującego Cię zabić… Jednakże Orkowie dość szybko pozbierali się z marazmu, ledwie kwadrans po dopaleniu ostatniego stosu wrócili do swoich zwyczajowych zajęć.
-
Postał jeszcze parę minut przy stosie swojego brata i poszedł czegoś się nażreć. Rąbanie drewna i układanie stosów na pewno go zmęczyło, a nażreć się jakiegoś mięsa zawsze można.
-
Mięsa było pod dostatkiem, bo chłopi mieli różnego rodzaju mięso solone i wędzone, to jeszcze mogliście zawsze urżnąć sobie jakiegoś świniaka czy inną krowę, a potem upiec ją na ognisku. Tak czy siak, napełniłeś swój żołądek, a gdy leżałeś na sianie i grzebałeś w zębach, żeby wyciągnąć z nich resztki posiłku, zauważyłeś grupę powracającą z kąpieli, dziwnie pobudzoną, jakby dopadł ich co najmniej wąż morski.
-
– Co wy tacy kurwa pobudzeni, jak przed zerżnięciem chłopki? – zapytał się głośno.
-
- IDĄ KURWAAA, IDĄĄĄ!!! - krzyczeli w odpowiedzi Orkowie, nie precyzując, kto idzie i po co, ale chwytali za broń, podobnie jak Ci, którzy zostali wcześniej w wiosce. W końcu to Orkowie, okazja do jakiejkolwiek walki, z kimkolwiek, była czymś nie do przecenienia.
-
Złapał pośpiesznie za rękojeść swojego topora i wydarł mordę:
– Kto idzie, kurwa?! Kto?! -
Twoje pytanie umknęło innym w rozgardiaszu, jaki wywołała banda sposobiących się do bitwy Orków. Szybko jednak zrozumiałeś, że kogoś zwabiły tu dymy z płonących stosów, a nie byli to wieśniacy: Do wioski w luźnym szyku maszerowało kilkunastu wojowników, głównie ludzi, ale i trzech Krasnoludów, którzy pewni byli kolejnymi najemnikami na służbie lokalnego hrabiego lub Cesarstwa ogółem i mieli sprawdzić, co działo się w tej wiosce.
-
– Zawhdrug, do mnie kurwa! – złapał za tarczę i przygotował się na atak tych ludzkich i krasnoludzkich kurewek.
-
Ork stanął obok Ciebie, a po chwili pierwsi z Zielonoskórych, drąc mordę ile wlezie, wypadło z wioski. Niby lepiej byłoby ukryć się i wpuścić tu najemników, a potem wybić ich, bo w ten sposób nie przynieśliby wieści, ale z drugiej strony, gdy zginą, ktoś również się zaniepokoi ich powrotem, więc na orczy rozum czekanie nie miało sensu. Na widok zielonej hordy wybiegającej z wioski, Krasnoludy pospiesznie wbiły zaostrzone drzewce toporów w ziemię, ustawiły na nich kuszę i oddały salwę, zabijając pierwszych Orków, a ludzie dobyli toporów, mieczy, włóczni, tarcz i innej broni, szykując się do walki.
-
– Biegnij za mną i łeb nisko! – rozkazał swemu orczemu towarzyszowi i ruszył na ludzików. Zaczął biec i zasłonił się tarczą, aby nie dostał bełtem, strzałą czy inną włócznią w bebechy. Gdy już dobiegł, rozpoczął napierdalankę z tymi fiutami.
-
Wpadłeś w tłum najemników jako pierwszy, dwóch przeciwników powalając samą tarczą i rozbijając szyki. Twój kompan wpadł chwilę później i jednym zamachem topora strącił głowę człowieka z jego barków, a inny Ork nabił dwóch przeciwników na swoją włócznię jednym pchnięciem. Ludzie powoli zaczęli się cofać, a Ty kątem oka dostrzegłeś, jak na Krasnoludy wpadł Agrag Wybebeszacz. Zwykle okrutny i wulgarny, jak każdy Ork, walcząc z brodaczami przekroczył wszelkie granice, wymachując swym mieczem. Mógłby ściąć głowy wszystkim trzem za jednym zamachem, ale zamiast tego bawił się z nimi, obcinając nogi, ręce czy otwierając brzuchy, jakby chciał zadać im jeszcze więcej cierpienia przed śmiercią.
-
//On ma młot, więc uznam, że zmiażdżył nim głowę.//
Pora pokazać tym różowym glizdom, do czego Orkowie są zdolni. Zaczął machać toporem w kierunku swoich przeciwników i celował głównie w szyję oraz ramiona.
-
/Żeby mi się tego chciało szukać gdzieś w Kartach Postaci.//
Jednemu odrąbałeś rękę w przedramieniu, dwóm innym zgruchotałeś tarcze i dłonie przy okazji, a kolejnemu rozpłatałeś czaszkę, gdy próbował wykonać unik, czym pogorszył swoją sytuację. Kolejni zostali zabici lub dobici przez resztę Orków, którzy wpadli krótko po Was i zajęli się niedobitkami najemników. Bez trudu i kolejnych strat zdołaliście rozbić ten oddział w perzynę. -
//Tak tylko przypominam.//
Odpoczął chwilę i zabrał się za przeszukiwanie ciał. Nie liczy na to, że znajdzie coś wartościowego, skoro najemnicy w wiosce nic nie mieli przy sobie, ale warto przeszukać.
-
Broń i pancerze to jedyne, co możesz im zabrać, a później spieniężyć w Ghadugh lub innym miejscu Księstwa, broń była jednym z najlepiej sprzedających się towarów, obok niewolników i alkoholu, pośród przedstawicieli Twojej rasy.
- Pierdolone skurwysyny, brodata ich mać. - warknął Agrag, stając obok Ciebie. Jak na Orka zawsze wydawał się przerażający, a teraz, z twarzą, rękoma i pancerzem pobrudzoną krasnoludzką juchą, tym bardziej. - Mogliby więcej ich dać do zabicia, takich to nigdy za mało, jebane kurduple. -
– Chuj im w dupę. – zacharkał i splunął na jakieś truchło. – Przyjdzie ich pewnie jeszcze więcej, więc ruszajmy dupę i zdzierajmy z nich te blachy.
Zaczął zdejmować z nich zbroje oraz rozejrzał się za jakimś lepszym toporem, który mógłby zastąpić jego dotychczasowy oręż -
//Byłbym wdzięczny, jakbyś zapytał Agraga o powód jego nienawiści do Krasnoludów, da Ci to szansę na kolejny wątek fabularny, gdy powrócicie do Ghadugh.//
Jedyne topory w tej armii, to berdysze wykorzystywane przez Krasnoludy, używane przez nich również jako podpórki do strzelania z ciężkich kusz. Jak na krasnoludzki oręż przystało, były doskonałej jakości, o wiele lepszej niż Twoja dotychczasowa broń, jednak dostosowane były do ich krasnoludzkich właścicieli, więc były krótsze, co wymusi na Tobie zmianę stylu walki. -
//Hmmm, ok.//
Wziął jednego ze sobą i może kiedyś nim poćwiczy oraz się do niego przystosuje, ale to na pewno nie teraz.
– Te, a Ty czemu tak nienawidzisz tych małych kurwików? Mnie też wkurwiają i lubię sobie porozpierdalać krasnoludów, ale Ty wkurwiony jesteś zawsze, jak widzisz tych małych zjebów i widziałem teraz jak ich rozpierdalałeś podczas walki. -
- Aaa, kurwa. - machnął ręką, siadając na ziemi. Odpiął od pasa manierkę pełną jakiegoś alkoholu i pociągnął łyka, wręczając Ci naczynie. - Miał żem kurwa kiedyś jebitną fortecę, daleko w górach, w państwie kurdupli. Mój tatko się napierdalał o ten zamek, jego tatko też, także to jest kurwa moje! Ale ostatnio ciężko było o łupienie wioch albo karawan, także zeszlim z chłopakami z gór do Księstwa, a jak wrócilim, to jakiś wypierdek zajebał mi mój zameczek! Odbilim go, ale on wrócił, a z nim krasnoludzkie wojaki, jakieś jebitne potwory i skurwysyńskie ustrojstwa, co jak pierdolnęły, to kilkunastu moich zmiotło razem z murem, co go bronili. Zebrałem tyle chłopa, ile się dało, i spierdoliłem, znowu do Ghadugh, ale jak się tu dorobię, to wszystko przepierdolę na zapasy i wojaków, żeby znowu zająć zamczysko i dopaść tego pierdolonego pokurcza.
-
Złapał za manierkę i wypił z niej kilka dużych łyków, a potem mu ją oddał i usiadł na truchle.
– Skurwysyny jebane! – przeklął głośno. – Nim powrócimy do Ghadugh, możesz pogadać z orkami i im zaoferować robotę w odbiciu tego zamczyska. Trochę nas tu jest, a ja i Zawhdrug na pewno pomożemy, bo żem się tak wkurwił.