Hrabstwo Nagren
-
Niestety, żaden nie miał ochoty zająć się tym akurat teraz, a i w żadnej innej sprawie nie mieli zamiaru wychodzić do lasu. Pozostaje Wam wrócić lub poszukać innego miejsca, skąd możecie kogoś pochwycić.
-
Poszukał innego miejsca, gdzie mógłby kogoś złapać i porwać bez alarmowania reszty mieszkańców.
-
Oznaczało to kolejną wioskę, więc skrzyknąłeś swoją bandę zielonych debili, aby pomaszerować dalej, wzdłuż traktu, ale wciąż lasem. Jednak nie odeszliście od tamtej wiochy nawet na dobry kilometr, gdy dojrzeliście zbliżającą się ku Wam karawanę. No, może to za dużo powiedziane, bo był to jedynie kryty wóz z jakimiś pakunkami i skrzyniami oraz dorożka, gdzie zapewne przesiadywali jacyś ludzie. Poza woźnicami, oba wozy miały również po jednym kuszniku siedzącym obok woźnicy i jednego na dachu, co dawało łącznie cztery bełty, mogące utrupić czterech Twoich kompanów. Dodatkowo przed i za wozami jechało po dwóch konnych rycerzy, często mierzyłeś się z takimi opancerzonymi konserwami, ludźmi zakutymi w pełną płytę, na koniach, z kopiami i tarczami w dłoniach oraz długimi mieczami u pasa. Po bokach konwoju jechało dodatkowych dwóch żołnierzy, również konno, ale w lekkich kolczugach, hełmach z nosalami, z włóczniami, jednoręcznymi mieczami i okrągłymi tarczami. Mogli być tak najemnikami, jak i normalnymi wojownikami tego hrabstwa, zwłaszcza, że wszyscy nosili na płaszczach, tarczach i pancerzach ten sam symbol, czyli czerwoną głowę byka otoczoną złotymi łanami pszenicy na granatowym tle.
-
Czterech kuszników, czterech rycerzyków oraz dwóch lekkich daje razem dziesięciu przeciwko sześciu Orkom. Nawet taki zielony debil wie, że efekt zaskoczenia jest bardzo ważny i można z nim dużo zdziałać.
– Na ziemię, kurwa. – rozkazał towarzyszom i sam również przykucnął oraz wyczekiwał idealnego momentu na atak. -
Każdy moment jest dobry, nie wydarzy się raczej nic, co to zmieni, na Waszą korzyść lub niekorzyść, a dalsze czekanie sprawi tylko, że cały orszak odjedzie i tyle go będziecie widzieć.
-
Bez zbędnego pierdolenia i owijania w bawełnę zaatakował. Najpierw za cel obrał sobie jakiegoś rycerzyka na koniu, ale najpierw zamachnął się toporem w szyję konia, aby przygniótł tego blaszaka.
-
Twoim kompanom nie trzeba było wydawać żadnej zbędnej komendy, ruszyli za Tobą do ataku, wymachując bronią i drąc mordę, jak na typowych zielonych barbarzyńców przystało. Kimkolwiek byli ci tutaj, to wieści o Waszym ataku na dobre się jeszcze nie rozeszły, wyskoczenie pół tuzina Orków z lasu kompletnie ich zaskoczyło. Tobie udało się powalić konia, który rzeczywiście przygniótł jadącego na nim rycerza, ale nie masz okazji, żeby go dobić, ku Tobie zaszarżował jeden z konnych żołnierzy, pochylając włócznię, a drugi, który był bliżej, w międzyczasie sięgnął po miecz i wykonał nim zamach zza głowy, dodatkowo z końskiego siodła. Twoim kompanom szło też dość dobrze, zdołali wedrzeć się na oba wozy i pozabijać kuszników oraz woźniców, ale zauważyłeś, jak szarża konnego rycerza pozbawiła życia jednego z nich, gdy wzniósł swój topór oburącz, wykrzykując imię boga w geście tryumfu, gdy został trafiony kopią w pierś. Broń poszła w drzazgi, a on sam spadł na ziemię, najpewniej martwy.
-
Zakrył się tarczą, aby człowieczek nie trafił go mieczykiem, a następnie w odpowiedniej chwili posłał błyskawicę w jego kierunku.
-
Udało Ci się, błyskawica świetnie współgrała z płytową zbroją, więc utrupiłeś go na miejscu, a przerażony koń poniósł ciało wciąż tkwiące w siodle i strzemionach dalej. Jednak tarcza była już bezużyteczna, bowiem miecz przebił się przez nią do niemalże połowy, co świadczy nie tylko o wysokiej jakości stali, z jakiej go wykonano, ale i być może tego, że jest on w jakiś sposób zaklęty. Niemniej, tarczę musisz chyba porzucić, bo wywijanie nią wraz z wbitym mieczem zbyt wygodne i łatwe nie jest, a sam oręż nie chce się łatwo usunąć. Jednak to Twoje najmniejsze zmartwienie, nie zająłeś się bowiem drugim oponentem, który pchnął Cię boleśnie włócznią w prawe ramię, wyrwał ją, powodując jeszcze większe obrażenia, a później uniósł nad głowę do pchnięcia, które powinno zakończyć Twój żywot. Tymczasem drugi Ork padł, gdy konny żołnierz cisnął w niego włócznią. Tymczasem pod drugim rycerzem ubito konia, ale ten zdołał szybko dojść do siebie, wymachując mieczem i osłaniając się tarczą.
- Uciekaj! - krzyknął do lekkozbrojnego na koniu. - Ostrzeż hrabiego, przywiedź posiłki! Ja ich zatrzymam! - dodał, a nie rzucał słów na wiatr, choć był jeden, to z odwagą rzucił się na pozostałych Orków, raniąc boleśnie jednego z nich i blokując bądź unikając ciosów pozostałych. -
A to kurw jeden! Konno jeździć nie potrafi, a tym bardziej z rozwalonym ramieniem, więc spróbował chociaż trafić lekkozbrojnego za pomocą błyskawicy.
-
Niestety, spudłowałeś, a na dodatek mało brakowało i padłbyś trupem, bo wojownik, który Cię zdradził już miał Cię dobić, na co nawet nie zwróciłeś uwagi. Na szczęście jeden z towarzyszących Ci Orków zauważył to i cisnął swoim toporem, trafiając go między łopatki i zabijając. Drugi lekkozbrojny jeździec zdołał umknąć, również pozostali nie mogli mu nic zrobić. Natomiast rycerz, który poświęcił się, aby tamten mógł uciec w końcu również zginął, choć usiekł wcześniej jeszcze jednego Orka.
-
//Ilu jeszcze Orków zostało i ile jest wozów?//
– Przeszukajcie szybko wozy i spierdalamy zaraz stąd. – rozkazał, a on sam się oparł o koło od wozu, aby nabrać sił. Dostanie w ramię i napierdalanie błyskawicami na pewno go zmęczyło.
-
//Jeden wóz z zapasami i jedna dorożka. Orków było sześciu, łącznie z Tobą, zginęło trzech.//
Gdybyś w kolejnych starciach zwracał bardziej uwagę na to, co dzieje się wokół Ciebie, to zapewne musiałbyś przejmować się tylko zużywaniem energii magicznej. Dobrze też byłoby jakoś opatrzyć tę ranę, choćby prowizorycznie, jeśli nie chcesz wykrwawić się jak ostatnie prosię w drodze powrotnej. Twoi podwładni tymczasem zabrali się za przeszukiwanie wozów, Na jednym z nich znaleźli co prawda nieco wina, ale po kilku łykach stwierdzili zgodnie, że były to dobre może dla ludzi i Elfów szczyny, a także kilka niewielkich kuferków i szkatułek ze złotymi monetami lub złotą i srebrną biżuterią, często wzbogaconą o kamienie szlachetne, perły czy bursztyn. Nie żeby któryś z Was docenił wartości estetyczne tego łupu, ale są inni, którym może się to spodobać, a Wy w zamian będziecie mogli zyskać niemałą sumę twardej, złotej waluty. Reszta przedmiotów była całkowicie bezwartościowa, jakieś książki, ubrania, głównie suknie i tym podobne pierdoły. Natomiast dorożka, gdzie ktoś najpewniej przebywał cały ten czas, była zamknięta od środka, a jeden z Orków posłusznie czekał z toporem w gotowości na Twój rozkaz, czy ją otworzyć, czy lepiej już sobie odpuścić, zgarnąć łupy i spieprzać. -
Pośpiesznie wziął jakąś koszulę z wozu i sobie ją ciasno owinął wokół rany, aby chociaż zmniejszyć krwawienie.
– Otwórzcie tę jebaną dorożkę. Pewnie jakiś zawszony szlachcic tam siedzi, a taki to pewnie dużo wie o tej zasranej okolicy. -
Ork dwoma ciosami topora zniszczył zamknięte od wewnątrz drzwi i wyrwał to, co z nich zostało. Zajrzał do środka, zapewne nie spodziewając się oporu, a gdy ponownie wychylił głowę, przedstawiała ona przerażający widok, z trzema niewielkimi, jak na Twoje, typowo orcze, standardy, ale wciąż zabójczymi, nożami sterczącymi z szyi, z których ran obficie lała się krew, oraz jednym, który był wbity prosto w prawe oko. Ork czuł pewnie tylko ból i wściekłość, ale nie można zaprzeczyć, że umierał, krwawiąc tak obficie. Mimo to zdołał jeszcze sięgnąć do wnętrza dorożki, dostając kilka kolejnych noży w klatkę piersiową, z której wywlekł obwieszonego taką bronią Elfa, od razu skręcając mu kark. Wypuścił trupa z rąk, ale chwilę później sam upadł obok niego, gdy wyzionął ducha. Kimkolwiek był elfi nożownik, zapewne jedynie służył za ochronę innej osoby, która wciąż powinna być w środku.
- Ja tam nie włażę. - powiedział od razu jedyny Ork, który przeżył ze wszystkich swoich towarzyszy, opierając sobie dwuręczny topór na barku. -
– Ty tam w środku! Wyłaź albo spalę tę dorożeczkę razem z tobą w środku! – jeżeli tamten Ork nie chce wejść, a on na pewno nie wejdzie ranny, a szczególnie, że tamten w środku pewnie będzie się próbował jakoś bronić, to liczy na to, że go przestraszy i sam wyjdzie.
-
Owszem i okazało się, że jest to ludzka kobieta w niebieskiej sukni, tyle ustaliłeś, bo rzeczywiście wyszła, ale drugimi drzwiami, uciekając ile sił w nogach przed Waszą dwójką.
-
– Biegnij za nią, kurwa! – pchnął Orka, aby ruszył ten zielony zad i za nią pobiegł. On z poharatanym ramieniem nie będzie latać za jakąś ludziną.
-
Pobiegł, zgodnie z rozkazem, i wrócił po niecałej minucie, taszcząc na barku wciąż szamoczącą się kobietę. Jak na ludzie standardy zapewne piękność, o długich, rudych włosach, zielonych oczach i okazałych kształtach, które dodatkowo podkreślała jej suknia. Trzeba przyznać, że wyglądało to co najmniej zabawnie, gdy waliła pięściami Orka po plecach i krzyczała coś o tym, żeby ją puścić, że jej ojciec da okup i jakieś inne pierdoły.
-
– Zwiąż ją, zapchaj jej mordę i bierz ją na plecy. Ja wezmę coś cennego z tego wozu i spierdalamy jak najszybciej, bo zaraz tu się pewnie te zjebane w kurwę rycerzyki zjadą. – znowu rozkazał, a on sam wziął pod pachę jakąś skrzynkę z zawartością, która według niego jest najcenniejsza, i wrócił przez las do wioski.