Dzikie Pogranicze
- 
- Mieliśmy zabrać coś z jednej jaskini, cholera wie co. Grunt, że płacili z góry. I to dużo. Ale nie licz, że powiem Ci coś więcej, bo ja jestem słowny Krasnolud, jak tylko mojego kompana podleczą, od razu tam pójdę i zabiorę przesyłkę. A jak będziecie próbowali mnie śledzić, to tym razem nie dam się ugłaskać i obetnę obu łby. 
- 
– Skoro zapłacili dużo, to musi być to coś cennego lub to zadanie jest niebezpieczne. Albo zwykła podpucha i ktoś chce was wykorzystać i to w niekoniecznie przyjemny sposób. Czemu ktoś miałby ukryć przesyłkę w jaskini, a nie po prostu zakopać pod jakimś drzewem lub pod głazem? Tyle opowieści słyszało się o magach, wampirach, nekromantach, że mnie by nie zdziwiło gdybym wpadł w szpony jakiegoś szaleńca, który ukrył się w jaskini. 
- 
- Mów co chcesz, ja i tak tam pójdę, a Ty nawet nie próbuj mnie śledzić. 
- 
– Najwyżej skończysz z rozgrzanym pogrzebaczem między pośladkami, czego nikomu nie życzę. 
- 
Krasnolud prychnął, a potem zaśmiał się serdecznie, bo najwidoczniej Twój żart trafił prosto do jego poczucia humoru. 
 //Przyśpieszamy ździebko akcję?//
- 
//Możnaaa.// 
- 
//To odpisz coś i przyśpieszę.// 
- 
Wstał z podłogi i położył się na jednym z łóżek. 
 – Masz jakiś alkohol, krasnoludzie? – zapytał go. – Taka długa wędrówka może zmęczyć, a po alkoholu lepiej się śpi.
- 
- To Cię zaboli. - odparł, ale podał Ci manierkę. I rzeczywiście, zabolało, była to najpewniej Kosa Śmierci, osławiony alkohol produkcji Krasnoludów, Orków i Drakonidów, a tylko te rasy znosiły go w większej ilości, Ty po jednym łyku czułeś ogromne pieczenie, wręcz żar, w gardle, przełyku i ustach, który stopniowo docierał do żołądka, oczy zaczęły Ci łzawić, a czoło zrosił gęsty pot. Na szczęście koszmar trwał tylko kilka minut, a widząc Twoją reakcję, Krasnolud znowu się zaśmiał, tym razem budząc Leifa. 
 Ale może dobrze, że tak wyszło, bo po chwili usłyszałeś jakieś okrzyki, a po schodach wieży zaczęli biegać żołnierze,których buty tupały na kamiennych stopniach.
- 
No pewnie! Krasnoludy, Orkowie i inni tacy nie potrafią pić normalnego wina albo wódeczki, tylko muszą walić w siebie taką truciznę. 
 Zerwał się z łóżka i uchylił lekko drzwi od pomieszczenia.
- 
Z daleka dochodziły do Ciebie wypowiedziane przez kogoś komendy, ale nie słyszałeś ich wyraźnie. Natomiast zauważyłeś kilku żołnierzy, w biegu kompletujących broń i ekwipunek, którzy gnali w kierunku źródła głosu i rozkazów, zapewne swego dowódcy. 
- 
– Coś się szykuje. Pewnie jakaś walka, bo biegają z bronią. – poinformował krasnoluda i Leifa, po czym zamknął drzwi. – Ja i Leif zaczniemy walczyć, jeżeli sytuacja nas do tego zmusi. Na razie będziemy tutaj siedzieć i czekać. 
- 
- Srać kurwa pod siebie, a nie czekać. - fuknął Krasnolud, sprawnie podnosząc się z miejsca, pomimo ilości tak mocnego trunku, jaki w siebie wlał. - Jak coś ich zajebie, to zajebie też nas, a my nie spieprzymy, bo siedzimy tutaj. Lepiej już jest iść na górę, pomachać trochę toporem, a jak się okaże, że ci tutaj przegrywają, to spierdalamy. A przynajmniej ja. Bo Was to jednak chuj wie, człowieczki. 
- 
No cóż, krasnolud go przekonał. 
 – Jestem pół elfem, pół człowiekiem. Tak na przyszłość, ale tobie to pewnie bez różnicy. – poprawił go. – Leif, idziemy.
- 
- Chwalenie się, że jesteś z drzewojebów, to zły pomysł przy każdym szanującym się Krasnoludzie. - odparł tamten i opuścił pomieszczenie, od razu kierując się schodami na górę. 
- 
//Parsknąłem z “drzewojebów”// Wyszedł z pomieszczenia razem z Leifem i zamknął drzwi za sobą, a następnie powędrował za Krasnoludem. 
- 
//Stale używany przeze mnie epitet na Elfy od kilku lat, choć nie ja go wymyśliłem.// 
 Tam też zastaliście żołnierzy, zbrojnych w miecze, włócznie i tarcze, którzy ustawiali się półkolem przy wejściu, a inni, z łukami, kołczanami pełnymi strzał i oszczepami gnali jeszcze wyżej, na kolejne piętra wieżycy. Nie trzeba dodawać, że zostaliście zaatakowani, a ostatnie przygody na tych terenach nie pozostawały złudzeń, kto czai się na zewnątrz.
- 
– Chyba nie muszę mówić, co zrobimy, jeżeli będziemy przegrywać? – szepnął do Leifa. 
- 
- Rozejrzę się za jakimś tylnym wyjściem. - odparł, doskonale rozumiejąc, co masz na myśli, i odszedł na poszukiwania. 
 - Śmierdzunce Urki. - mruknął pod nosem Krasnolud, pociągając łyka z manierki.
- 
– Lepiej by było, gdybyś był trzeźwy. 
 

