Dzikie Pogranicze
-
//Szczerze to nie wiem, ile wynosi wynagrodzenie za taką robotę, więc walnę jakąś chyba normalną sumę.//
— Trzysta sztuk złota co miesiąc. Na głowę, nie dla nas obydwu.
-
Pokręcił głową.
- Chętnie bym tyle zapłacił, gdybym miał, ale muszę się tu urządzić, zdobyć zapasy i zaopatrzenie no i opłacać resztę najemników. Jak mówiłem, macie możliwość dorobienia sobie złota na handlu niewolnikami, skórami, futrami, mięsem i tak dalej. Ja wam nagrody za to nie wypłacę, ale kupcy z tego i innych miast lub karawan już tak. To będzie minimum dodatkowe sto sztuk złota, może sto pięćdziesiąt. Więc poza tym do mojej poprzedniej oferty dołożę kolejne sto złotników, a więc dwieście w monecie i reszta lub nawet więcej w towarach, z których nie będę pobierać żadnych opłat. Gdy biznes się rozkręci, na pewno zacznę podnosić stawki tak, że poza dodatkowymi zyskami będziecie dostawać równo te trzysta złotników.
//Jakby co to on też teraz mówi o cenach na łebka.// -
— Dwieście dziesięć na głowę i już jesteśmy u ciebie zatrudnieni, zgoda?
-
- Zgoda. - powiedział w końcu, wyciągając do ciebie rękę, aby dobić ostatecznie targu.
-
Też wyciągnął dłoń i ją uściskał.
— Kiedy stąd wyruszasz? — zapytał go. -
- Gdy zdobędę potrzebne zaopatrzenie i materiały… Dzień? Góra dwa. Wysłałem już zwiadowców, którzy znaleźli odpowiednie miejsce na budowę, rozpoczęcie prac to tylko kwestia czasu.
//Jeśli nie masz nic do roboty, to daj znać, że twoja postać czymś się tam zajęła i przewijamy.// -
— Zawołaj nas, gdy będziesz szykować się do wyjazdu. Ja w tym czasie spróbuję nawilżyć gardło jakimś alkoholem.
Postanowił, że resztę dnia będzie spędzać na piciu, graniu w kości, piciu, może nawet na opowiadaniu jakiś historyjek i piciu. -
I na tym też minął wam ten czas, zdążyliście nawet na jakiś czas zapomnieć o tajemniczym Krasnoludzie, jeszcze bardziej tajemniczej szkatułce, którą ze sobą miał, śmiertelnie groźniej Mantikorze i tak dalej, ale gdy wraz ze szlachcicem, jego sługami i najemnikami opuściliście relatywnie bezpieczne mury miasta, znów zacząłeś myśleć o mniej przyjemnych rzeczach: Dzikich i groźnych bestiach w wysokiej trawie, dzikich Orkach, może nawet jakichś bandytach nasłanych przez konkurencję… Cóż, nikt nie mówił, że będzie łatwo, a wręcz przeciwnie.
-
Będzie trudno, ale liczy na jakiś zarobek i w miarę przyjemną posadkę, która mu pozwoli na siedzenie na dupie przez większość czasu. Może by wrócił do ważenia mikstur? Już z rok czasu minął odkąd stworzył jakąkolwiek truciznę albo uwarzył jakąś miksturę. Przez ten rok nie miał w ogóle czasu na cokolwiek, bo co rusz brał jakieś zlecenie przy eskorcie kogoś lub czegoś albo po prostu się najmował.
— Wiesz, że możesz się wykupić? Dalej jesteś moim niewolnikiem i póki co nie poderżnąłeś mi gardła we śnie i nie uciekłeś. — zagadał do niego. -
- A uważasz, że mam wystarczająco złota? - odparł Leif.
Wraz z resztą rozłożyliście się obozem u stóp niewielkiego wzgórza. Na samym wzgórzu z kolei trwały intensywne prace, a choć panował niemiłosierny upał i powietrze wokół było duszne jak nigdy, nie było żadnego robotnika, który by się lenił. Im szybciej powstanie tu umocniony punkt obronny, wszyscy będziecie bezpieczni. Gdy robotnicy i sługi szlachcica zajmowali się budową na wzgórzu, najemnicy ustawili wokół ostrokół, zarówno z zaostrzonych pali, jak i występujących na sawannie kolczastych krzewów. -
— Jeżeli zarobisz, to będziesz mieć.
W upale i w duchocie nie chce mu się w ogóle robić, zamiast tego wolałby napić się wina i poleżeć. Skoro wszyscy wzięli się do roboty, to on też czuje się do tego zobowiązany i też się czymś zajął. Po starciu z tutejszymi mieszkańcami, czyli orkami, bezpieczeństwo jest teraz chyba najważniejsze.
-
- I dlatego wam mówię, że trza nam było nie odpuszczać i tak długo najeżdżać Orków, aż by się wynieśli gdzieś w pizdu daleko albo w ogóle zdechli. - powiedział jeden z Krasnoludów pracujących obok ciebie.
- Ta, no może i trza było, ale to już dawne dzieje są. Pójdziesz tera i powiesz królowi, co przed tysiącami lat panował, że zjebał? No nie powiesz. - odparł jego kompan.
- No nie powiem, kurwa mać. - mruknął tamten, wracając do ostrzenia pali swoim toporem.
Leif w tym czasie ustawił się na wzgórzu, w pobliżu budujących, licząc na to, że swoim bystrym wzrokiem wypatrzy ewentualne zagrożenie, nim będzie za późno. -
W wolnej chwili poszedł do Leifa i go zapytał, czy coś zwróciło jego uwagę. Na pewno z daleka można zobaczyć jakieś ruchy i akcje na tym wzgórzu, więc jeżeli ktoś to zauważył i ma ze sobą jakąś bandę, z którą zdecyduje się zaatakować, to nie będzie kolorowo, a krwawo. A takiego starcia może już nie przeżyć, jeżeli ktoś zaatakuje z zaskoczenia i z większymi siłami od nich samych.
-
Zaprzeczył ruchem głowy.
- Ale nie zdziwię się, jeśli ktoś lub coś nas obserwuje. Żyją tu stworzenia, które w podchodach są o wiele lepsze ode mnie, a nasza obecność nie może pozostać niezauważona zbyt długo. -
– Orkowie już dali nam w kość. Nawet jeżeli ktoś nas obserwuje, to pewnie już wszyscy w okolicy wiedzą o tym, że tu jesteśmy. – zbliżył się do Leifa. – Co sądzisz o tym całym szlachcicu? – zapytał go ściszonym głosem.
-
//Pogadaj, ile chcesz, a potem przewijamy o kilka tygodni w świecie gry, żeby nadrobić twoją nieobecność, okej?//
- Brzmi i wygląda jak szlachcic. Nie wiem na ile jego historyjka jest prawdziwa. Może ucieka z Verden, bo ktoś skazał go na śmierć za zdradę albo morderstwo? Ale z drugiej strony, jeśli rzeczywiście zapłaci tyle, ile obiecał, to czy powinniśmy się tym przejmować? -
– Jeżeli zapłaci tyle, ile będzie musiał, to może zostaniemy z nim na dłużej. Nie będzie dobrze, jeżeli nie dotrzyma słowa, bo wtedy będziemy musieli znowu tułać po tych ziemiach, gdzie wszędzie się kryje zagrożenie.
-
- Uważasz, że Dzikie Pogranicze to dobre miejsce, żeby zacząć życie na nowo?
-
– Nie wiem. Raczej nie, ale spróbować można. Tutaj raczej trudno dostać jakieś normalne warzywa i owoce, a transport broni i pancerzy też jest pewnie utrudniony i zapewne cholernie drogi. Nie wiem, naprawdę. Może dla kogoś, kto ucieka przed całym kontynentem, jest to idealne miejsce, ale raczej nie dla nas. Ale jak już tutaj wylądowaliśmy, a ten cały szlachcic oferuje nam pieniądze za pracę, to raczej nie będzie tak źle, jeżeli nas nic nie wyrżnie tego dnia oraz nam zapłaci, a nie oszuka.
-
- Z tym wyżynaniem to bym się bardziej martwił o Orków, jestem ciekaw, kiedy spróbują nas zaatakować po raz pierwszy, bo na pewno spróbują prędzej niż później.