Leśny Trakt
-
Gdyby zgromadzić Gideona i wszystkich jego Orków w jednej sali, a potem polecić mu ją opuścić, potencjał intelektualny zawarty w jej czterech ścianach spadłby niemalże do zera. Faktycznie, raczej nie spodziewał się żadnej odsieczy, ale pewnie już dawno zdał sobie sprawę, że mu się wymknęłaś. Może nawet się tego spodziewał i właśnie dlatego pragnął zgładzić Cię w ten sposób, bez świadków i dowodów, aby rozpuścić kolejną fałszywą plotkę pośród ludności? Ciężko powiedzieć, ale najpewniej na Twoich włościach roi się już od Orków i Wargów węszących za Tobą, którzy mogą mieć też wsparcie lokalnych chłopów, tym bowiem było obojętne, kto nimi rządził, a dopóki jego zieloni podwładni byli mu posłuszni, żaden z Twoich poddanych nie mógł narzekać, zwłaszcza że ci naprawdę przetrzebili okolicznych bandytów, drapieżniki i potwory. No i wszyscy byli chłopami, raczej biednymi, od zwykłego parobka do sołtysa, nawet pięćdziesiąt sztuk złota nagrody skłoniłoby każdego z nich do powiadomienia o wszystkim Gideona lub nawet próby schwytania Cię i dostarczenia do niego własnoręcznie. Właśnie dlatego wejście do środka wioski było takim problemem, nawet jeśli sołtys Ci sprzyjał, a ludzie byliby skłonni go posłuchać, zawsze może znaleźć się ktoś, kogo żądza złota omami na tyle, aby zdradził i sprowadził zagładę na wszystkich innych.
Gelu chyba jednak miał jakiś plan, bo po okolicy rozesłał swoich ludzi, a sam, wraz z dwoma podwładnymi, udał się do wioski. Tymczasem z Tobą zostało dwóch ludzi i jeden Elf, zapewne w charakterze straży. -
kurdebele czekała
-
//Jesteś świadom tego, że ona wciąż jest zakneblowana, tak?//
-
// Pędrak by to. Daj mi czas na edycję. //
-
// Już. //
-
Podobnie jak Elfy, które nie miały żadnej ochoty na rozmowę z Tobą, więc wciąż siedziałaś zakneblowana. Pozbyli się knebla i lin dopiero później, gdy zauważyli jak Gelu i jego kompani powracają, a wraz z nimi dwóch chłopów, z których jeden przypominał Ci swoimi gabarytami Orka, a uzbrojony był w potężny drewniany młot z metalowymi okuciami, zaś drugim człowiekiem musiał być sołtys, ubrany schludnie, ale niemalże identycznie jak jego podwładny, występujący tu w roli ochroniarza.
-
Gdy zauważyła nadchodzących od wioski ludzi, od razu poderwała się z ziemi i otrzepała z kurzu. Poprawiła też fryzurę.
"— Czyli tutaj jeszcze nie dotarły rozkazy Gideona…—Pomyślała z ulgą. Mają tutaj szansę, ona ma tutaj szansę! Tylko jaka będzie jej rola? Nie miała wiele czasu na namysł, więc jedynie wrzuciła uśmiech na usta, by dobrze wyglądać podczas tej “wizyty”.
" — Czas działać, Densissmo. — Powiedziała samej sobie w duchu. -
Sołtys skinął Ci głową, a jego ochroniarz stanął tuż obok niego, z młotem opartym o bark, a Gelu i jego podwładni dołączyli do reszty za Tobą.
- Teraz widzę, że chyba nie jesteście najemnikami, którzy mają nam pomóc w obronie wioski, tak jak wcześniej mówiłeś. - powiedział sołtys, kierując wzrok i słowa na Gelu. - I kim jest ona?
- Nie, nie jesteśmy najemnikami, ale to ona wyjaśni Ci, dlaczego Cię tu sprawdziliśmy, sołtysie. - odparł Półelf, dając Ci teraz dojść do głosu. -
// To dla mnie, do poprowadzenia tej rozmowy, możesz to ignorować.
Notatka 1: Bemiasz to Sołtys
Notatka 2: Gideon zabił ojca Densissmy i bezprawnie przejął jej włości.
Notatka 3: Gelu pragnie pozbyć się Gideona, ponieważ ten nie honoruje umów o nienaruszalności lasu.
Notatka 4: Denissma chce pozbyć się Gideona, by powrócić na jej właściwe miejsce.
Notatka 5: Ojciec Densissmy, Antoniusz Magna, wspierał finansowo Bemiasza w czasach, gdy ten był w nałogu alkoholowym, pozwolił mu utrzymać rodzinną wioskę. //Densi głęboko odetchnęła. Czas mówić.
— Bemiaszu Pręgowniku, na imię mi Densissma z rodu Magna, jedyna córka Antoniusza Magna, prawem dziedziczka i władczyni ziem Leśnego Traktu oraz okolic. — Wpiła oczy w twarz Bemiasza, tak, by ten skupił całą swoją uwagę na jej słowach. Mówiła mocno i pewnie. — Czy pamięta Pan mojego ojca? -
//Wreszcie się doczekałem.//
- Panienka Magna? - zapytał zdziwiony. - Tak, tak oczywiście, że pamiętam… Gdyby nie on to już dawno bym zdechł, a tak rzuciłem butelkę, a jak dźwignąłem na nogi siebie, to i o swoją wioskę zadbałem. Miałem nawet czas, żeby nauczyć się czytać, pisać i liczyć! Ale… - przerwał, marszcząc czoło. - Ale pan Apyr mówił, że pani spiskowała przeciwko niemu z Heśnikiem. Że pozwolił pani żyć, jeśli zrzeknie się pani ziemi, a gdy to pani zrobiła, to ponoć miała pani próbować go jeszcze zabić jakąś Magią! Że się pani dogadała z jakimiś bandytami, co całą wioskę ubili, żeby znowu wrócić na tron. Prawda to? -
// Odpis nigdy się nie spóźnia, nie jest też zbyt wcześnie, przybywa wtedy kiedy ma na to ochotę. //
Densissma wysłuchała słów Bemiasza z kamienną twarzą. Tylko jej źrenice rozszerzyły się, gdy przyswoiła do wiadomości, jak bardzo Apyr przeobraził faktyczny przebieg wydarzeń. Zwycięzcy piszą historię, prawda?
— Bemiaszu… To wszystko są podłe kłamstwa. — Odo[powiedziała zdecydowanym głosem. — Gideon Apyr, po zdradzieckim zamordowaniu mojego ojca, trzymał mnie w lochu. Po tym, pod groźbą zabicia kobiet służących w dworze, nakazał podpisać mi dokument zrzeczenia się mojego dziedzictwa, a następnie wydał mnie na śmierć z rąk orków. Zdołałam przeżyć tylko dzięki nim. — Ruchem dłoni wskazała Gelu i jego towarzyszy. — Mieszkańcom tych ziem, których nienaruszalne prawa pogwałcił i nadal gwałci Apyr. — Odetchnęła.
— Bemiaszu Pręgowniku… — Jej twarz pociemniała, a głos załamał się i oziębł. — Ta niegodna miana człowieka, pusta wywłoka zabiła prawowitego władcę tych ziem, mojego ojca, i to samo zrobi z każdym, kto stanie na jego drodze. — Spojrzała prosto w twarz szlachcica. -
Widać, że rewelacje znacząco nim wstrząsnęły, ale dość szybko odzyskał panowanie nad sobą.
- Tak, ja od początku czułem, że to wszystko jedno wielkie kłamstwo… Ale czemu pani przyszła do mnie? Co ja mogę zrobić? Ja jestem tylko sołtysem, do tego biednym, z najgorszej wioski w okolicy. Co ja mogę? -
“Właśnie? Co on może?” pytanie pozostawało otwarte w umyśle Densissmy. Spojrzała na Gelu, licząc, że tutaj on się wtrąci do rozmowy i wspomoże ją odpowiedzią.
-
Nie miał zamiaru mieszać się w Twoje sprawy, w sumie słusznie, coś kiedyś słyszałaś, że chłopi niezbyt lubili się z Elfami mieszkającymi w okolicznych lasach i jego pomoc mogłaby tylko zaszkodzić, nawet nieumyślnie.
-
Namyśliła się. W wspomnieniach wróciła do wioski na skraju lasu i jej zamordowanych mieszkańców.
— Czy ma Pan kontakty wśród innych sołtysów i burmistrzów? Spotyka się Pan z nimi? — -
- Rzadko. - odparł, kręcąc głową. - Dla nich ja wciąż jestem tym samym alkoholikiem, nieudacznikiem, kretynem… Ale kiedyś im pokażę, że się mylą!
-
— Nie wątpię, ale w takim razie… — Pociągnęła kosmyk swoich włosów dłonią. — Zacznijmy od tego, by powiadomił pan mieszkańców wioski o tym, by trzymali się z dala od lasu. Trzeba zakazać polowań i wypalania drzew.
-
- Powiedzieć to ja mogę swoje, a zawsze znajdzie się taki, co nie posłucha. - odparł i spojrzał spod byka na Elfy, dodając szeptem: - Pani woli z tamtymi dzikusami obstawać niż z nami, tak?
-
— Te “dzikusy” uratowały mi życie. — Syknęła raczej chłodno.
-
Otworzył oczy nieco szerzej i pokiwał głową, rzucając Gelu i reszcie jeszcze jedno, ukradkowe spojrzenie.
- No dobrze… To po co właściwie pani do mnie przyszła? I czego oczekuje? - zapytał, a Ty przeczuwałaś, że liczy na to, iż od siebie dodasz nie tylko o wymaganiach, ale i ewentualnych nagrodach.