‐ Szamano! Ja i twoja szefo przyszła, żeby załatwić sprawunki! ‐ krzyknęła Piro, żeby nie wchodzić w bezpośredni kontakt z golemem walniętego psychicznie szamana.
Michał:
Podąża, a i grupa Goblinów z Blurgiem an czele już się zebrała.
Sanskryt:
‐ Wszędzie się walają. Najwięcej na dziedzińcu, jak mieliśmy ostrą popijawę.
‐ To przygotuj smoła i olej, szamano, a ja pojdo pozbieroć butelki i robim garść granatuf. ‐ zawiadomiła Piro i ochoczo ruszyła na dziedziniec, gdzie ponoć najwięcej butelek.
Sanskryt:
Rzeczywiście, kilka tuzinów. Głównie osuszone co do kropelki, ale czasem też było trochę resztek alkoholi na dnie.
Michał:
Radośni z tego główkowania i obecności Golema ruszyli przez bramę szybkim krokiem, nucąc sprośne piosenki.
Takowy nie nadszedł, bo dla wieśniaków lub niedobitków rycerskiej armii byliście zbyt silni, zwłaszcza mając Napi**dalaka. Niemniej, widzicie już zabudowana wsi.
Tym razem nie miał zamiaru się podkradać lasem, a przejść polem. Gdy byli na tyle blisko by napidalak mógł w chwilę dojść to wskazał na najbliższy budynek włócznią.
‐Napidalak, napi**dalaj!
Golem wydał dźwięk, który przypominał lawinę i ruszył do ataku, miażdżąc po drodze dorodne zboże. Później podszedł do rzeczonej chaty, którą zmiażdżył bez większych problemów swoją masą i kończynami.