Miasto Gilgasz.
-
-
Radiotelegrafista
Tissaen zatrzymała się przed goblinem. Zdecydowanie ta sytuacja nie podobała się jej, ale chwila wystarczyła, by przyszedł jej do głowy pomysł na wyjście z niej. Zwróciła się do stojącego przed nią oprycha, patrząc w przestrzeń za nim:
— Za tobą. — I w tym samym momencie pociągnęła jego ubrania magią grawitacji. Gdy tylko ten odwrócił od niej uwagę, Tissaen wykorzystała to by przemknąć koło niego i uciekać gdzie pieprz rośnie. -
-
-
Kuba1001
Ray:
Z łatwością zablokował ten cios, a potem wyprowadził własny, licząc, że nie zdążysz uskoczyć przed jego pchnięciem wycelowanym w Twój brzuch.
Zohan:
‐ Uwierz, że wojowników mi nie brakuje, tego, który zaciągnął się przed Tobą pewnie widziałeś, prawda? Ktoś taki jak Ty, uczony, o nowych i szerokich horyzontach, może być kimś, kogo potrzeba mi bardziej, niż zgrai uzbrojonych po zęby Orków.
Radio:
I tak dałby się nabrać, tu codziennie kilkanaście, lub więcej, osób ginie ze sztyletem wbitym w plecy, żebra czy serce, a ten Goblin nie chciał pewnie do nich dołączyć. Uciekłaś mu dość sprawnie, ale szybko otrząsnął się z szoku i ruszył do ucieczki. Jego kompan, Hobbit, też biegł za Tobą. Nim zdałaś sobie sprawę, że był przecież jeszcze trzeci, to ten wykorzystał znajomość uliczek i wyprzedził Cię, a Ty niemalże odbiłaś się od masywnej krasnoludzkiej klaty i upadłaś na wilgotny, cuchnący solą morską i rybami, bruk.
Hades:
//A może jeszcze Axer do tego?//
Ten konkretny dok odnalazłeś bez trudu, głównie przez okręt, który w nim stał, a spośród wszystkich wyróżniał się czarnym malowaniem kadłuba i żaglami w tej samej barwie. Wokół niego uwijali się marynarze, dokonując kolejnych poprawek w ożaglowaniu czy olinowaniu oraz ładując wszelkiej maści zapasy na długą drogę, od sucharów i suszonego mięsa, przez przynęty na ryby, aby łowić je w trakcie rejsu, na świeżych owocach skończywszy, aby nikogo nie osłabił ani nie oszpecił szkorbut, widmo marynarzy. Teraz tylko znaleźć kapitana i się zaciągnąć. I liczyć na brak choroby morskiej, kto wie, czy za zarzyganie tego czarnego jak smoła pokładu nie wylecisz za burtę?
Vader:
‐ Mam go pełno, zacznijmy choćby i teraz, zanim ktoś się do mnie przyczepi, że nie mam zajęcia. -
-
-
-
-
Kuba1001
Ray:
Udało Ci się, ale Twój przeciwnik nie dał Ci wytchnienia, zaatakował od razu, nacierając i jednocześnie wykonując kilka szerokich zamachów swoim mieczem, mających nie tyle trafić w cel, co zmusić Cię do defensywy.
Radio:
Nie udało Ci się, dość szybko zostałaś znowu otoczona i pochwycona przez masywne łapska Krasnoluda.
‐ No. ‐ zaczął Goblin, przystawiając Ci sztylet do policzka. ‐ Teraz też będziesz taka sprytna, co?
‐ Ej, Wy! ‐ usłyszałaś nagle zza pleców swoich i trzymającego Cię Krasnala, a sądząc po reakcji Goblina i Hobbita, na twarzach których zawitało autentyczne przerażenie i panika, były to chyba jeszcze gorsze draby niż te, w których łapy wpadłaś. ‐ A może spróbujecie się z nami?
Żaden z bandytów nie odpowiedział na to pytanie. Goblin dał nogę pierwszy, Hobbit tylko się za nim obejrzał i również zwiał, Krasnolud zaś sięgnął po topór przy pasku i odwrócił się, ale nawet jemu zabrakło odwagi i również zrejterował, wygrażając przy tym jakimś “Jastrzębiom”.
Zohan:
‐ Doskonale. ‐ odparł, wyciągając do Ciebie dłoń. ‐ Chcesz też dołączyć do załogi? A jeśli tak, to teraz, w trakcie misji czy po niej?
Hades:
Bez słowa wskazał Ci ruchem ręki na mężczyznę w czerni, kolor smoły miały jego buty, spodnie, pas, koszula, kamizelka, kapelusz i pochwa na rapier, który rozmawiał z jakimś mężczyzną, prawdopodobnie innym skuszonym przez los najemnikiem. Wypadałoby poczekać, aż skończą.
//Tak jak wcześniej Zohanowi, Tobie też radzę teraz nic nie pisać, aż jego postać odejdzie, żebyś i Ty mógł porozmawiać.// -
-
-
-
-
Kuba1001
Ray:
Udaje się, przynajmniej na razie, ale obroną tego pojedynku nie wygrasz.
Zohan:
‐ Jeszcze dziś, najpóźniej jutro o świcie lub przed południem. Nie mam ochoty i czasu, żeby bawić w Gilgasz dłużej, a im szybciej wypłynę, tym lepiej.
Radio:
Było ich trzech, wszyscy byli ludźmi, mężczyznami w sile wieku, dobrze zbudowanymi i opalonymi. Wszyscy mieli ten sam strój, na który składały się niebieskie spodnie lub spodenki, biała koszula w pasy i sandały, niektórzy mieli też chusty na głowach. Nie wyglądali na wielkich oprychów, a przy pasach mieli ledwie sztylety i jednoręczne miecze, więc czemu tak przerazili tamtych bandytów?
Vader:
Górny pokład nie oferował wiele, główni stanowiska machin miotających, jak skorpiony i balisty, ale znajdowały się tu też kwatery kapitana, pierwszego oficera, drugiego oficera i kwatermistrza, a więc też zbrojownia. Niżej była stołówka i kwatery dla marynarzy i najemników, a także magazyny prowiantu i stanowiska wioślarzy. Co było niżej? Coś na pewno, ale Mincanty nie chciał Cię ani tam zaprowadzić, ani powiedzieć cokolwiek więcej na ten temat. -
-
-
– Mógłbym się rozejrzeć po okręcie i znaleźć swój kąt?
-
Szeth “Kotal” Aogad
-Jak rozumiem, mam patrolować tę przestrzeń, którą mi pokazałeś, tak? Znaczy się, by inni chętni, którzy nie należą do waszej załogi, niczemu nie zaszkodzili? - Szedł nadal za Mincantym. - Czy jednak mam z tym większy spokój i moja robota zaczyna się dopiero, jak pojawi się jawne zagrożenie, w postaci piratów, czy potworów morskich? -
Pewnie należeli do jakiejś większej i silniejszej grupy, z którą tamci nie chcieli zadzierać. Tissaen podeszła do nich z skrzyżowanymi ramionami, nie okazując wdzięczności za ratunek, a raczej dumnie zadzierając głowę.
— Dzięki, ale sama bym sobie poradziła. —