Miasto Gilgasz.
-
-
-
Kuba1001
Ray:
Udało Ci się, ale Twój przeciwnik nie dał Ci wytchnienia, zaatakował od razu, nacierając i jednocześnie wykonując kilka szerokich zamachów swoim mieczem, mających nie tyle trafić w cel, co zmusić Cię do defensywy.
Radio:
Nie udało Ci się, dość szybko zostałaś znowu otoczona i pochwycona przez masywne łapska Krasnoluda.
‐ No. ‐ zaczął Goblin, przystawiając Ci sztylet do policzka. ‐ Teraz też będziesz taka sprytna, co?
‐ Ej, Wy! ‐ usłyszałaś nagle zza pleców swoich i trzymającego Cię Krasnala, a sądząc po reakcji Goblina i Hobbita, na twarzach których zawitało autentyczne przerażenie i panika, były to chyba jeszcze gorsze draby niż te, w których łapy wpadłaś. ‐ A może spróbujecie się z nami?
Żaden z bandytów nie odpowiedział na to pytanie. Goblin dał nogę pierwszy, Hobbit tylko się za nim obejrzał i również zwiał, Krasnolud zaś sięgnął po topór przy pasku i odwrócił się, ale nawet jemu zabrakło odwagi i również zrejterował, wygrażając przy tym jakimś “Jastrzębiom”.
Zohan:
‐ Doskonale. ‐ odparł, wyciągając do Ciebie dłoń. ‐ Chcesz też dołączyć do załogi? A jeśli tak, to teraz, w trakcie misji czy po niej?
Hades:
Bez słowa wskazał Ci ruchem ręki na mężczyznę w czerni, kolor smoły miały jego buty, spodnie, pas, koszula, kamizelka, kapelusz i pochwa na rapier, który rozmawiał z jakimś mężczyzną, prawdopodobnie innym skuszonym przez los najemnikiem. Wypadałoby poczekać, aż skończą.
//Tak jak wcześniej Zohanowi, Tobie też radzę teraz nic nie pisać, aż jego postać odejdzie, żebyś i Ty mógł porozmawiać.// -
-
-
-
-
Kuba1001
Ray:
Udaje się, przynajmniej na razie, ale obroną tego pojedynku nie wygrasz.
Zohan:
‐ Jeszcze dziś, najpóźniej jutro o świcie lub przed południem. Nie mam ochoty i czasu, żeby bawić w Gilgasz dłużej, a im szybciej wypłynę, tym lepiej.
Radio:
Było ich trzech, wszyscy byli ludźmi, mężczyznami w sile wieku, dobrze zbudowanymi i opalonymi. Wszyscy mieli ten sam strój, na który składały się niebieskie spodnie lub spodenki, biała koszula w pasy i sandały, niektórzy mieli też chusty na głowach. Nie wyglądali na wielkich oprychów, a przy pasach mieli ledwie sztylety i jednoręczne miecze, więc czemu tak przerazili tamtych bandytów?
Vader:
Górny pokład nie oferował wiele, główni stanowiska machin miotających, jak skorpiony i balisty, ale znajdowały się tu też kwatery kapitana, pierwszego oficera, drugiego oficera i kwatermistrza, a więc też zbrojownia. Niżej była stołówka i kwatery dla marynarzy i najemników, a także magazyny prowiantu i stanowiska wioślarzy. Co było niżej? Coś na pewno, ale Mincanty nie chciał Cię ani tam zaprowadzić, ani powiedzieć cokolwiek więcej na ten temat. -
-
-
– Mógłbym się rozejrzeć po okręcie i znaleźć swój kąt?
-
Szeth “Kotal” Aogad
-Jak rozumiem, mam patrolować tę przestrzeń, którą mi pokazałeś, tak? Znaczy się, by inni chętni, którzy nie należą do waszej załogi, niczemu nie zaszkodzili? - Szedł nadal za Mincantym. - Czy jednak mam z tym większy spokój i moja robota zaczyna się dopiero, jak pojawi się jawne zagrożenie, w postaci piratów, czy potworów morskich? -
Pewnie należeli do jakiejś większej i silniejszej grupy, z którą tamci nie chcieli zadzierać. Tissaen podeszła do nich z skrzyżowanymi ramionami, nie okazując wdzięczności za ratunek, a raczej dumnie zadzierając głowę.
— Dzięki, ale sama bym sobie poradziła. — -
Ray:
Udało się, ale nim miecz go trafił, ten szybko się odsunął, a pęd ciosu pognał Cię naprzód. Może i zdołałbyś się jeszcze zatrzymać, gdyby nie to, że mężczyzna na dodatek podstawił Ci nogę, przez co wyłożyłeś się jak długi, a on bez trudu zdzielił Cię mieczem w plecy.
- Nie było tak źle, choć mogło być lepiej. - skomentował krótko. - Wstawaj.
Hades:
//Teraz tak.//
Zohan:
- Oczywiście. Idź na pokład, a tam jakiś marynarz wskaże Ci drogę.
Vader:
- Jesteśmy dość niezależni, nie lubimy, jak ktoś za bardzo plącze nam się pod nogami, więc Twoje zadanie zaczyna się wtedy, gdy pojawi się jakieś prawdziwe zagrożenie. Ale jakbyś zauważył coś podejrzanego, to nie musisz wcale z tym czekać, ale powinieneś zgłosić to kapitanowi czy jednemu z oficerów.
Radio:
- Właśnie widzieliśmy, kurdupelku. - odparł jeden z ludzi. - Ale woleliśmy nie czekać, aż zaczniesz. W ogóle to co taka mała osóbka robi w takim wielkim mieście? -
Szeth “Kotal” Aogad
-Rozumiem. -
Kiwnął głową i poszedł na pokład. Tam zapytał jakiegoś marynarza czy mu pokaże, gdzie będzie spać.
-
Podszedłem więc do kapitana.
- Miło cię poznać kapitanie. Znalazłem twe ogłoszenie dotyczące wyprawy. Chciałbym zaoferować moją skromną pomoc jako bard, mogę umilać podróż marynarzom grając różne melodie… O ile nie mam choroby morskiej, nigdy nie miałem okazji płynąć statkiem. Mieczem też w miarę dobrze macham. I jak, zgadza się pan? -
— Załatwia pewne interesey. — Odpowiedziała wykrętnie, po czym wyciągnęła z kieszeni kości i zręcznie zaczęła obracać nimi między palcami.
— Zagracie, panowie? — -
Vader:
- Jeszcze jakieś pytania?
Zohan:
Pokiwał głową i zaprowadził Cię tuż poniżej główny pokład, gdzie znajdowało się kilka pokojów, w każdym po sześć koi.
- Tu będzie mieszkać część najemników. Jakbyś chciał się zaciągnąć, to daj znać, marynarze mają inne kwatery. I nie pozabijacie się we śnie czy coś. - powiedział półżartem, a półserio. - I jeszcze jedno: Jeśli masz chorobę morską, rzygi sprzątasz sam, a wszystko, co nimi trwale uszkodzisz, odkupujesz. Jasne?
Hades:
- Nie minął nawet kwadrans, a jesteś już trzecim najemnikiem, który chce się zaciągnąć na tę łajbę. Tak jak w wypadku innych, mógłbym się zgodzić. Chcesz poznać szczegóły na temat misji i wynagrodzenia?
Radio:
- Chętnie, ale niedługo wypływamy w dalekie strony i nie mamy zbytnio czasu. - odparł tamten, a Ty coraz wyraźniej w ich stroju rozpoznawałaś typowe marynarskie uniformy. - Ale hazard na pokładzie nie jest zakazany. Chcesz wpaść na kilka partyjek nim odpłyniemy? -
Szeth “Kotal” Aogad
-To wszystko, dziękuję ci Mincanty.