Gospodarstwo na Równinie
-
Rose w odpowiedzi na niezbyt przychylne pozy ewentualnych przeciwników, bądź sojuszników, również skierowała swą dłoń ku kaburze z bronią, samej będąc gotowej na ewentualny uskok w bok.
-
//To ja zaczekam w końcu na Maksa czy coś. O ile ma zamiar jeszcze tu pisać.//
-
//Będę rzadziej pisał. Z na lapku się psuje, a na telefonie niezbyt mam ochotę odpisywać… To się tyczy całości, nie tylko tego tematu jakby co.//
Widząc zbliżających się ludzi, szybko schowała się w domu. Może nie było to jakoś mądre posunięcie, ale typowe dla niej…
-
Wiewiur:
Widząc uśmieszki na ich twarzach oraz szeptane od ucha do ucha rozmowy czy lekkie trącanie łokciem, widać było, że spodobałaś się wszystkim bandytom i teraz pewnie każdy na ochotnika zgłosi się do służby na gospodarstwie.
Max:
To czy takie niemądre nie jest wcale takie pewne, w końcu Rose mogłaby się obronić, Ty już mniej, no i nie wiadomo, jakby zareagowali na kogoś takiego jak Ty… No, ale skryłaś się w domu i nie musisz obawiać się bandytów. Na razie. -
W tej chwili Rose naprawdę zaczęła żałować, że akurat teraz Jannet chciało się znikać na cholera wie jak długo. Oj, gdyby tylko ją zobaczyli, zamiast tak sobie szeptać, puszczali by pawia na myśl o siedzeniu z nią w gospodarstwie…
Blondynka w odpowiedzi na niezbyt czyste myśli i rozmowy bandytów, stała dalej w miejscu, rozglądając się gdzieś dookoła, udając że ich nie widzi i ma gdzieś ich tematy rozmów. -
I tak jakoś minął ten kwadrans, który zajął hersztowi bandy i Liwiuszowi na dogadanie się. Po wszystkim każdy odszedł w swoją stronę, ale Krwawa Dłoń chyba nie zamierzała się stąd jeszcze zabierać.
- Zostawią nam dwóch swoich ludzi, żeby nas pilnować, ale będą nam też pomagać. I połowę ewentualnych łupów zostawiamy w jakiejś skrzyni czy coś, a potem oddajemy je bandytom, którzy przyjadą tu raz w miesiącu, żeby odebrać swoją część. - poinformował Cię mężczyzna po zakończonej rozmowie. - I postaraj się być dla nich miła, jeśli nie chcesz, żeby ich koledzy wszystkich nas wystrzelali. -
//Uznać, że moja usłyszała? Bo mam pytanie i jednocześnie kojarzę, że tu nie wszędzie są drzwi i nie wiem czy akurat są wejściowe. Chyba, że sam już nie pamiętasz, to poszukam informacji.
-
//Można uznać, że usłyszała. Co to za pytanie?//
-
- Będą jakkolwiek podporządkowani tobie, czy mają wolną rękę? - dopytała się na wszelki, dalej się nie wychylając, ale też jednocześnie zadbała o to, aby ją usłyszał.
-
- Wątpię, żeby byli podporządkowani komukolwiek, kto nie jest z Krwawej Dłoni.
-
- Więc jak to będzie podczas akcji? Nie będzie zagrania między nami, a nimi?
Co prawda sama rzadko kiedy rusza z resztą, ale w obecnej sytuacji wolała podkreślić swoją przynależność. -
- Potraktuję ich tak, jak oni mnie. Jeśli oni będą mili, nie będę wszczynać z nimi awantur. - Odparła na pytanie Liwiusza, kierując swój wzrok ku tej bandzie, by sprawdzić kto zostanie. W końcu te zbiry chyba nie wyglądają tak samo, prawda? Przysłuchiwała się też rozmowie tej służki z Liwiuszem, samej będąc ciekaw jak ta sprawa się dalej potoczy.
-
Max:
- Będziemy współpracować, ale nie będą słuchać moich rozkazów. Ani niczyich innych. Teraz rozumiesz?
Wiewiur:
Trzech z bandytów, w tym ich herszt, odjechało, zostali tylko dwaj. Jeden od razu Ci się nie spodobał, nie tylko dlatego, że wyglądał na dwumetrowego, tępego mięśniaka, ale przez jego twarz, pooraną bliznami, z krzywym, złamanym nosem, żółtymi zębami i oczami, z których definitywnie źle patrzyło. Uzbrojony był w dwa obrzyny, strzelbę i dwuręczną broń białą, która miała dość specyficzną głowicę na długim stylisku: Z jednej strony było to ostrze topora, a z drugiej typowa głowica młota bojowego. Musiał zdobyć tą broń na martwym tubylcu, pewnie Amaksjaninie, bo ludzie takich nie produkują. Drugi przypominał Ci bardziej trapera, człowieka puszcz i pogranicza, dzikich terenów północnego Oskad, krainy wielkich rzek, jezior i lasów, ponieważ ubrany był nawet w charakterystyczną futrzaną kurtkę i czapkę z bobra. Przez plecy miał przewieszony karabin, przy pasku dwa rewolwery i parę toporków, nóż myśliwski w cholewie buta i bandolier ukośnie przerzucony przez pierś, gdzie doliczyłaś się około ośmiu kolejnych noży, mniejszych, pewnie przeznaczonych do rzucania. Po odprowadzeniu koni na miejsce, obaj ruszyli w kierunku Was i domu. -
Kiwnęła mu głową, a po przyjrzeniu się i zorientowaniu, że tu idą, uciekła tylnym wyjściem na dwór. Nie chce mieć z nimi bliższej styczności tak długo, jak się da.
-
Udało się, a oni chyba bardziej zapatrzyli się w Rose i Ciebie mogli nawet nie zauważyć. Ale wiecznie przed nimi uciekać nie możesz, chować się też nie za bardzo.
-
Rose natychmiast przestała wpatrywać się w tego pierwszego bandytę. Tak, ewidentnie jej się nie spodobał i stawiała, że to on będzie mógł sprawiać najwięcej problemów, nie tylko jej, ale całej reszcie ekipy… Ciekawe co zrobi jak dorwie się do ich służącej, zgwałci, zastraszy czy zabije? Zupełnie inne myśli miała wobec drugiego bandyty, który wydał jej się bardziej interesujący. W sumie to patrząc na jego wygląd, jego styl działania może się kłócić z działaniami w grupie, ale po za tym, do niego mogłaby już pałać nieco większą sympatią niż do tej olbrzymiej, bezmózgiej kupy mięsa… Czekała aż się zbliżą i powiedzą cokolwiek, ona na pewno nie ma zamiaru zaczynać tej rozmowy.
-
Jak się okazało, traper również, mimo Twojego odczucia co do niego, nawet się nie przedstawił ani na Ciebie nie spojrzał, ruszył wprost do domu, a jego umięśniony kompan zrobił po chwili to samo, choć na Tobie zawiesił wzrok o wiele dłużej, niż jego poprzednik.
-
Cóż, w sumie Rose bardziej spodziewała się, że bandyci będą chcieli zamienić kilka słówek z Liwiuszem. Blondynka położyła dłoń na kaburze i ruszyła za nimi do domu, chcąc sprawdzić, czy nie narobią tam jakichś poważnych szkód.
-
Jak na razie tylko rozglądali się i chodzili po całym domu, było to dla nich nowe miejsce, w którym mieli spędzić trochę najbliższego czasu, nic dziwnego, że chcieli je lepiej poznać.
-
Rose doskonale wiedziała w jakim celu to robią, bardziej obawiała się jednak, że będą chcieli wprowadzić tu przemeblowanie, w dosyć… Niecodzienny sposób.