Los Angeles
-
Zohan:
- Fakt, że po tym wszystkim wybrałeś naszą stronę, ludzi, a nie tych bandyckich szumowin już dobrze o Tobie świadczy. - odparł Rick, kładąc Ci dłoń na barku. - A wielu pewnie wierzy w odkupienie i drugą szansę.
Reich:
Przez Twoją, dość wysoką, pozycję w organizacji, a na pewno wyższą niż ich, nie śmieli Ci przerwać, ale byli nieco speszeni takim inwazyjnym wtargnięciem do swoich rozmów, czy rozmowy, przy stoliku. Ale przynajmniej komuś się wygadałeś. Inna sprawa, że nie byłeś do końca pewien, czy powinieneś tak każdemu paplać o swojej misji. -
– Wiesz, wtedy co was spotkałem i do was mierzyłem z broni, to chciałem do was strzelać, ale stwierdziłem, że lepiej nie.
-
- Tak. Musiałem o czymś pogadać. O czymkolwiek. Ale widzę że wam przerwałem. Można wiedzieć o czym mówiliście? Oczywiście że można hehe. W końcu tutaj między nami nie ma sekretów przyjaciele.
-
Zohan:
- To między innymi dlatego wciąż żyjesz. Nawet gdybyś zabił jednego czy dwóch, reszta by Cię dopadła.
Reich:
- O tym, jak długo potrwa ta boska kara zesłana na ludzi: Czy Bóg wreszcie sam ją zakończy, czy najpierw będziemy musieli w tym celu zabić wszystkich grzesznych? - odparł Bob, a reszta przytaknęła, pewnie ciekawa Twojej opinii na ten temat. -
- Bardzo dobrze, że pytasz. Ktoś inteligenty powinien to racjonalnie wyjaśnić - rzecz jasna tak naprawdę sam na to nie wpadł, tylko wyjaśnił mu to któryś z bardziej ogarniętych dowódców. - Tak, Bóg zesłał tę plagę nie tyle po to aby wybić wszystkich grzesznych, lecz mocno ich osłabić i dać szanse nam wybranym na zdobycie siły i władzy. Jak już zdążyliśmy zauważyć tę “nieśmiertelne” potwory nikną w oczach. Gniją. Za kilka lat wszystkie po prostu się rozpadną, wystarczy tylko je przeżyć. W tym czasie nie sądzę, abyśmy dali radę wybić wszystkich niewiernych, jednak nie powinniśmy ustawać w wysiłkach, aby zadać im jak największe straty. A to dlatego, że gdy ostatni zombie padnie, resztki rządu i armii spróbują przywrócić dawny porządek. Jednak nie wszyscy chętnie się na to zgodzą. Bandyci, piraci,anarchiści, czy komuchy w Rosji, wszyscy oni będą ich szarpać. Także i my będziemy szarpać, póki nie wyszarpiemy sobie własnego, bezpiecznego kawałka Ziemii. Cóż, gdy już to zrobimy i umocnimy się w nowym domu, dopiero wtedy może nadejść właściwe oczyszczenie.
-
- I czy wystarczy zająć ten własny kawałek świata, a z resztą żyć w pokoju, czy będzie trzeba kontynuować walkę, dopóki nie opanujemy całej Ziemi? - zapytał jeden z młodszych rekrutów.
-
- No…ten… - nie znał odpowiedzi na to pytanie - Nie wiadomo… To dalekosiężne plany, więc powinniśmy skupić się na razie na tu i teraz.
-
I tu wszyscy się zgodzili, choć nie wiedziałeś, czy dlatego, że obawiali się mieć inne zdanie, czy rzeczywiście mówiłeś tak, aby ich przekonać.
-
Wreszcie zwrócił uwagę na rekrutów.
- Jesteście jacyś nowi? Długo tu żyję, a jakoś nie bardzo was kojarzę. -
- Dołączyliśmy niecały tydzień temu. - poinformował Cię jeden z nich, zapewne w imieniu całej grupy.
-
- Ah, to jeszcze nie mieliśmy okazji się poznać. Jestem Nathan. - podał im rękę - A wy to…?
-
– Najbardziej bałbym się jego. – spojrzał na czarnoskórego. – Ale też pewnie od niego bym zaczął.
-
Reich:
Już mieli odpowiedzieć na Twoje pytanie, a może nawet to zrobili, gdy zobaczyłeś swój oddział, lub to, co z niego zostało, skoro miałeś jednego rannego i jednego trupa, którzy wołali Cię i machali ręką, abyś podszedł.
Zohan:
- Wyplułby kulę. - odparł Rick półżartem i półserio, a wielkolud parsknął śmiechem. -
- Przepraszam na moment, obowiązki wzywają hehe. - Podszedł do członków oddziału i zapytał - Coś się stało?
-
- Nasz posiłki przybyły wcześniej, niż nam powiedziano, i chyba powinieneś to zobaczyć, szefie. - odparł jeden z Fanatyków, wyraźnie podekscytowany.
-
– Albo by wysrał. – wziął duży łyk piwa. – A potem by mnie rozjebał tym młotem.
-
Poklepał go po ramieniu
- Nie mów do mnie “szefie”. Czuję się jak jakiś watażka bandytów. Tutaj wszyscy jesteśmy braćmi i siostrami. No dobra chodźmy to zobaczyć skoro tak bardzo chcesz.
-
Zohan:
- Jest też taka opcja.
Reich:
Owe posiłki czekały poza bazą, co było raczej dziwne. I choć spodziewałeś się kolejnego oddziału uzbrojonych po zęby Fanatyków, dostałeś coś o wiele lepszego, przynajmniej w niektórych sytuacjach, ponieważ mając ten pojazd Zombie czy Milicja nie powinny być Wam straszne, podobnie jak Z-Com, chyba że w pobliżu będzie dysponować własną bronią pancerną lub przyzwoitą artylerią. No i skradanie się w tym behemocie raczej odpada, choć wizja wezwania takiej kawalerii przywoływała uśmiech na Twoją twarz. -
Patrzył z niesmakiem na opancerzony pojazd.
- Nie wiem jak ma nam to pomóc w odnalezieniu tego komandosa. Zanim my znajdziemy jego on wypatrzy nas w tej puszce dużo wcześniej. I nie uśmiech mi się jeździć w te i we wtedy i marnować paliwo. Zamiast tego można je przelać do miotacza Lawrenca. Czyj to był pomysł? Na razie podziękuję z tych “posiłków” , a poszukiwania wykonamy po staremu.
-
- Jesteś pewien, że możemy tak po prostu powiedzieć im, że mogą sobie jechać?