Wielkie Równiny
-
Walka z ludźmi, którzy zajmowali ziemie, to jedno, byliście w końcu wędrowną nacją, nie mieliście miast, a skórzane namioty i wędrowne obozy, a rozwój ich społeczności nie mógł być przecież aż tak szybki, aby nagle zabrakło Wam miejsca do migracji. Ale zabijanie zwierząt będących jednym z podstawowych źródeł mięsa, skór, kości, futer i wielu innych surowców, choćby ścięgien, z których wyrabiacie cięciwy łuków lub używacie ich do osadzania grotu we włóczni, to już zbyt wiele. Zwłaszcza jeśli ludzie zabijali Lembu na tak wielką skalę, o jakiej mówił łowca.
Twoja przemowa odniosła sukces, choć nie całkowity, było kilku Ubairgów, którzy stali z założonymi obiema parami rąk, gdy jednak większość tłumu wzniosła pięści, włócznie, miecze, łuki czy bojowe okrzyki, gotowa ruszyć na wojnę przeciwko ludziom. Tylko czy na pewno sobie poradzicie? Straszliwa broń ogniowa ludzi jest o wiele bardziej zabójcza i ma większy zasięg niż dwuręczny łuk czy rzucona dzida, a nie wiadomo, ilu tych ludzi jest i czy nie przyjdą im na pomoc ci wojownicy w błękitnych strojach. -
Pomyślał, że mogą czuć obawę przed bronią palną, dlatego powiedział:
- Ludzie mogą mieć swoją potężną broń ogniową, jednak nigdy nie poznali i nie poznają sekretów tych ziem - mówiąc to wytworzył niewielki płomień w swojej dłoni - Zabiłem wielu Dwuręcznych, zawsze w ten sam sposób przez zasadzkę. Podchodziłem ich w nocy jak stado bizonów, zabijałem których chciałem, znikałem, czekałem aż ruszą w pościg, wyprowadzałem na swój znany teren by ponownie zaatakować i znów znikałem. W ten sposób wykończyłem grupę Dwuręcznych mimo że mieli swoją potężną ognistą broń. Razem na pewno wybijemy tych złodzieji i odzyskamy co nasze -
Grupa Twoich zwolenników nie zwiększyła się ani nie zmniejszyła, ale faktem jest, że teraz przynajmniej ich zmotywowałeś i rozwiałeś wszelkie wątpliwości. Pójdą za Tobą, o ile zechcą widzieć w Tobie przywódcę na tę jedną wyprawą.
-
Nie może prowadzić innych Ubairgów, bo tym zajmuje się wódz. Zależy też, czy w ogóle wyrazi zgodę na atak całego plemienia na ludzi. Poszukał go wzrokiem;
- Wodzu co ty o tym myślisz?
-
//Chodziło bardziej o dowodzenie tą konkretną wyprawą, które mogłoby zostać Ci przydzielone.//
Widziałeś, że był wściekły, rzecz jasna na ludzi, ale jego słowa udowodniły, że nie zgadzał się z tym pomysłem:
- Gdy my wyślemy łowców, aby zemścić się na ludziach, oni mogą nas napaść i wybić do nogi, gdy zabraknie wojowników. Mogę posłać kilku z Was, nie więcej. -
- Ja pierwszy zgłaszam się na ochotnika.
-
I tak też zebrała się grupka licząca, łącznie z Tobą, dziesięciu Ubairgów. Chętnych było o wiele więcej, ale tylko na tylu zgodził się wódz, więc zgromadzeni zaczęli powoli rozchodzić się do swoich namiotów i przerwanych zajęć.
-
Nie wiedział co ma teraz zrobić. Na razie czekał, czy ktoś wykaże inicjatywę i będzie dowodził wyprawą.
-
Nikt nie miał na to większej ochoty, pewnie wszyscy, gdy tak energicznie zareagowali, myśleli o sobie jako o zwykłych członkach, a nie dowódcach prowadzących swoich współplemieńców do walki z ludźmi i ich ognistą bronią.
-
Widząc, że nikt się nie decyduje, sam zabrał głos:
- Ja… eee… ja walczyłem już z Dwuręcznymi i mam niejako w tym doświadczenie. Nasza wyprawa potrzebuje ścisłego dowdzenia inaczej nie będziemy wspólpracować i zawiedziemy. Jeśli pozwolicie ja zostanę wodzem tej wyprawy -
Nikt inny nie wysunął swojej kandydatury, a sam wódz nie miał ochoty prowadzić łowców, więc skinął głową i dał Ci przyzwolenie na dowodzenie w tej eskapadzie.
-
- Dobrze, trzeba jak najszybciej wyruszyć. Spotkajmy się tu za dziesięć minut. Weźcie broń którą walczycie najlepiej i trochę jedzenia. Sięgnijcie też po swoją magię, aby była silna na ten czas. Dwuręczni swoją bronią, mogą obronić się przed nami, ale nic nie chroni ich przed mocą Natury. - Poszedł do swojego namiotu po potrzebne rzeczy, po czym wrócił
-
Wszyscy byli wyekwipowani i gotowi nawet szybciej, niż w ciągu tych dziesięciu minut, więc chyba nic nie stoi na przeszkodzie, aby ruszać.
-
//Co prawda nie wpisałem nigdzie, że mają konie, ale tego można się akurat domyślić, prawda?
Jack jechał obecnie na końcu konwoju, wprost na dworek jego Pani. Już dawno wyruszyli z Imperium i jakiś czas szwendali się po tych ziemiach. Derry tylko raz ich utwierdził, że szybko tam dojadą. Było to trzy godziny temu, kiedy wyruszali. Od tego czasu milczy. Nie żeby nożownikowi to przeszkadzało, był przyzwyczajony do tak długiego czasu na koniu, podobnie jak wszyscy, ale było to dla niego irytujące. Wedle wstępnego planu mają tam dotrzeć do wieczora, lecz coraz mniej w to wierzył.
Jednak obecnie może się skupi na wypatrywaniu zagrożeń, aby odgonić do siebie te ponure myśli. Przed nim jechali bracia, a pomiędzy nimi Oridana, chroniona przez nich z przodu i z tyłu. Jeszcze bardziej na przodzie znajdował się Gnosis, niemal dosłownie depcząc po kopytach konia Derry’ego, który prowadził wszystkich przez ten skwar. Jack nie zawracał sobie nimi głowy. Rozglądał się na boki. chcąc znaleźć coś więcej, niż wielkie nic. Jacyś wrogowie? Budowla? Obóz jakichś bandytów? Pojedynczy krzak? Ciekawie uformowany piach? Cokolwiek, na czym może zawiesić oko? -
- Mamy niemałą drogę do przebycia, ale Dwuręczni nie mają powodu do pośpiechu i są obciążeni. Jeśli się pośpieszymy, w końcu ich dogonimy. Ruszaj,y - Powiedział po czym zaczął kierować się na niedawne siedliska Lembu, nadając tempo truchtu
-
Reich:
//Przyśpieszę Ci to od razu, zwłaszcza że tyle nie odpisywałem.//
Na swojej drodze nie napotkaliście nic, a tropienie ludzi było na tyle łatwe, że Wasze młode mogłyby rozpoczynać od tego naukę śledzenia ofiary. I możliwe, że niedługo będą musiały…
Niemniej, udało się Wam wreszcie odnaleźć ich obóz, łącznie piętnaście krytych wozów, każdy zaprzężony w dwa woły. Obecnie wszystkie zwierzęta pociągowe i kilka koni pasło się nieopodal obozowiska ustawionych w krąg wozów. Ludzi widziałeś niewielu, może pięciu, co było oczywiście zbyt małą liczbą, jeśli wziąć pod uwagę, jak wiele jest tu wozów i zwierząt. Pozostali wyruszyli pewnie na kolejne destrukcyjne dla przyrody polowanie.
Max:
//Walenie z buta przez Wielkie Równiny to też fajny sport.//
Kompletnie nic, co nie jest dziwne na tych terenach, ale mimo to w jakiś sposób niepokoi… Dopiero po jakimś czasie gdzieś w trawie odezwały się ptaki, jakby ćwierkając do siebie, choć nigdzie ich nie widziałeś. -
Przyjrzał się czy mogą się jakoś ukryć podchodząc do obozu.//Jaka jest pora dnia//
-
Rozejrzał się dokładniej, chcąc je zlokalizować. Już odruchowo powoli dobywał jednego z noży.
-
Reich:
Wielkie Równiny miały do siebie to, że nie tylko były wielkie, ale również to równiny, tutaj nie ma żadnych większych wzniesień, skał czy innych form rzeźby terenu, które mogą ułatwić Ci skryte podejście do obozowiska ludzi. Jest jedynie wysoka trawa, ale pozwoli ona pokonać Wam w ślimaczym tempie około połowę dystansu.
//Wczesne popołudnie.//
Max:
No i trzeba przyznać, że słusznie, bo Ci się przydadzą: Gdy jeden z ptaków zaterkotał przeciągle, okazało się, że to wcale nie ptaki, ale Ubairgowie, czteroręcy tubylcy, wszyscy zbrojni w cztery miecze, łuk dwuręczny, cztery oszczepy lub dwie włócznie do walki bezpośredniej. Doliczyłeś się około tuzina dzikusów, który z wrzaskiem rzucił się w Waszą stronę. Albo było to jakieś ustalone od dawna miejsce zasadzek na zwierzęta i ludzi, albo śledzili Was od dawna i zasadzili się, wiedząc że będzie próbowali tędy przejechać. -
- Ubraigrowie! - wrzasnął do swych towarzyszy nie do końca poprawnie i wskazał kierunek, skąd nadciągają. Coś tam o nich słyszał, ale nie przykładał jakiejś wielkiej wagi do tego, aby zapamiętać tę pokrętną wedle niego nazwę. Nie można ich było zwyczajnie nazwać czterorękimi zieleńcami? Nazwa prosta i skuteczna, jak podcięcie komuś gardła.
Sam w tym czasie dobył po cztery noże na każdą z dłoni, umiejscawiając je między palcami. Teraz tylko czekać na polecenia, kogo najpierw zdjąć i co robić dalej.