Los Angeles
-
Zohan:
- Tak właśnie można umierać.
Reich:
Nieco obrażeni, ale i tak pewni ulgi, odeszli w swoim kierunku, Ty zaś bez problemu trafiłeś na miejsce. -
Zapukał i odczekał na pozwolenia, aby wejść
-
Dopił piwo i odstawił kufel.
– Zbieramy się? -
Reich:
Po krótkim oczekiwaniu otrzymałeś takowe.
Zohan:
- Na to wychodzi. Jeśli nie mamy zamiaru urżnąć się jak szpadle to powinniśmy się zmywać żeby nie tracić czasu i cierpliwości reszty. -
Wszedł i jak zwykle ukłonił się dowódcy.
- Mistrzu, przychodzę z pytaniem, czy to ty wydałeś rozkaz abyśmy użyli do poszukiwań komandosa, pojazdu opancerzonego? -
- Wydałem rozkaz, aby przydzielono Wam wszelkie wolne i niezbędne środki, nie ingerowałem w to, czym dokładnie będą. Równie dobrze mogłeś dostać drużynę biczowników.
-
- Drużynę biczowników, świetny żart - nerwowo się zaśmiał, po czym odchrząknął - Cóż…ehkm…dziękuję, że Mistrz tak o nas myśli i chcę zapewnić nam najlepsze wsparcie, ale myślę, że jest to zbytek łaski. Chodzi o to, że nie powinno się ryzykować utraty naszych pojazdów, które na pewno przydadzą się w skoncentrowanych i ważnych bitwach. Nadal nie wiemy gdzie jest komandos i tak sobie myślałem, oczywiście mogę się mylić i zrobię to co Mistrz, zadecyduje…eee…nie mniej chcę zasugerować, że poszukiwania powinniśmy kontynuować tak jak do tej pory, czyli w małych, łatwych do ukrycia grup szturmowych, bez użycia ciężkiego sprzętu. Co Mistrz o tym myśli?
-
- Miałbyś rację gdyby nie to, że wiemy już o wiele więcej, niż przed godziną… Twoja przyjaciółka z Milicji okazała się nie tylko bardzo rozmowna, ale i nieświadomie posiadała wiedzę, która nie zaprowadzi nas bezpośredniego do tego przeklętego komandosa, ale na pewno ułatwi jego znalezienie.
-
Gwałtownie się ożywił, po usłyszeniu tej informacji:
- Nie wierzę! Naprawdę?! Dlaczego nikt do mnie z tym nie przyszedł? - szybko jednak zdał sobie sprawę do kogo mówi i zreflektował się - Przepraszam. Oczywiście Mistrz nie ma żadnego obowiązku mówić mi o czymkolwiek. - po chwili milczenia dodał - Tak, tak to powinno nam bardzo pomóc, całe szczęścia ta kobieta szybko się przyznała. - Nie naciskał na dowódcę, ale widać było po nim, że bardzo chcę się dowiedzieć szczegółów.
-
Wstał, podziękował barmanowi, stanął przy wyjściu i czekał aż reszta towarzyszy się ruszy.
-
Reich:
- Załoga jest zaprawiona w boju, zabierze Was na miejsce i wesprze w każdy możliwy sposób. Informacje o komandosie, jego pełna kartoteka, znajdują się w jednym z posterunków Z-Com w śródmieściu. Do jego sforsowania potrzebna będzie cięższa artyleria, stąd zapewne ten wybór. Jeśli będzie trzeba, w odwodzie jest jeszcze jedna drużyna, ciężej wyposażona, przyjdą Wam z pomocą, jeśli będzie trzeba.
Zohan:
Opuścili oni teren baru, mniej lub bardziej chętnie, teraz tylko ciekawe, gdzie wyruszycie? Po raz pierwszy od dawna znajdujecie się w bezpiecznej strefie, gdzie nie ma Zombie czy Bandytów, a jeśli przyjdą, to inni zajmą się jej obroną. Nic dziwnego, że wielu kusiło, aby zostać tu na dłużej. -
- Dobrze, zrobię tak jak Mistrz zechce. Powoli kierował się do wyjścia. Jeśli dowódca nic więcej od niego nie chciał, wyszedł i wrócił do pojazdu, aby jeszcze raz mu się przyjrzeć. Może spotka, też załogę o której mówił dowódca.
//Naprawdę uparłeś się, żebym jednak wszedł do tego auta//
- Dobrze, zrobię tak jak Mistrz zechce. Powoli kierował się do wyjścia. Jeśli dowódca nic więcej od niego nie chciał, wyszedł i wrócił do pojazdu, aby jeszcze raz mu się przyjrzeć. Może spotka, też załogę o której mówił dowódca.
-
Jeżeli nie dostanie się na Grenlandię, to możliwe, że zostanie tutaj i się zaciągnie do lokalnej bojówki, aby w końcu się jakoś przydać światu i społeczności żyjącej tutaj. Szedł więc i co dziesięć kroków pstrykał palcami, aby zabić czas.
-
Reich:
//Możesz walić z buta, proszę bardzo.//
Widziałeś tylko jedną osobę przed pojazdem, mężczyznę w średnim wieku, z kilkudniowym zarostem na twarzy i blizną na czole, który palił papierosa nieopodal swojego wozu.
Zohan:
//Tylko że oni nigdzie nie idą, a Ty możesz włączyć się do dyskusji, skoro jesteś członkiem tej grupy, choćby i tylko od niecałej doby.// -
Popatrzył na niego przez chwile, po czym postanowił, że najlepiej iść spać i udał się do swojego pokoju.
-
Nic a nic się nie zmienił od Twojej ostatniej wizyty, nic tylko iść spać i zapomnieć o tym komandosie czy jakimkolwiek innym zmartwieniu.
-
//wait, jakiej dyskusji?//
-
Rozebrał się do naga, po czym ułożył na łóżku i zasnął.
-
Zohan:
//Może faktycznie nie wyraziłem tego jasno, ale chodzi mi o to, że część ludzi z tej grupy chce iść dalej i dostać się jakoś na Grenlandię, a inni woleliby zostać tutaj na jakiś czas lub nawet na stałe.//
Reich:
Obudzono Cię o świcie, jak zawsze, na poranną modlitwę. -
//Ah, okej.//
– Powiesz coś w końcu? – zaczepił czarnoskórego.