Dallas
-
Zohan:
//Odpis dla Antka miałem gotowy kilka minut przed dodaniem Twojego, ale widziałem, że odpisujesz w innych tematach, więc zwyczajnie zaczekałem.//
Nie przerwała gotowania, nucąc coś pod nosem, ale uśmiechnęła się do Ciebie jakbyś był jej ulubionym wnukiem i wskazała Ci drzwi naprzeciwko tych prowadzących do kuchni.
Antek:
Nie, a przynajmniej nie teraz. Po chwili najemnicy zdołali dostać się do garażu i otworzyć go od wewnątrz, o czym świadczyły podnoszące się z trzaskiem drzwi. -
Wszedł do pickupa i zaczął nim cofać w stronę garażu, żeby zaparkować.
-
Udało Ci się bez żadnych problemów.
- Matt, zostaniesz z nowym. - polecił jeden z najemników swojemu kompanowi, gdy reszta zaczęła zbierać się do wyjścia. - My pokręcimy się trochę po okolicy, a Wy przypilnujcie samochodu, nie dajcie się zeżreć i przeszukajcie dom, może traficie na coś ciekawego.
Po tych słowach wszyscy najemnicy ruszyli szybkim truchtem, w miarę możliwości skradając się pomiędzy domami i unikając głównych ulic, zostawiając Cię samego z tamtym najemnikiem imieniem Matt. -
- To który z nas idzie przeszukiwać dom? - zapytał Matta.
-
Zwrócił się do drzwi naprzeciwko tych kuchennych i najpierw w nie zapukał, a dopiero potem je otworzył.
-
Antek:
- A czemu nie możemy iść obaj? Wystarczy zamknąć drzwi zewnętrzne od garażu i nikt nie wejdzie, żeby ukraść Ci furę.
Zohan:
Był to salon, choć z oczywistych przyczyn brakowało tu telewizora, ale był spory stół z krzesłami, skórzana sofa, mała biblioteczka, duże okna i wszystko inne, a także wielu ludzi z rancha, choćby tych dwóch, którzy byli z Tobą na wyprawie czy ten kowboj, który chyba tu rządził, a na początku kazał się Wam stąd wynosić. -
- Tak też można zrobić. - odpowiedział, po czym zamknął drzwi od garażu. Chwilę później wyszedł z garażu i zaczął przeszukiwać parter.
-
Był on dziwnie zadbany, jakby mieszkańcy opuścili go nie tylko bez pośpiechu, może mając nadzieję, że kiedyś tu wrócą, ale do tego dość niedawno, na co wskazywała niewielka ilość kurzu, pleśni i tym podobnych oznak, że budynek jest od dawna nieużywany.
-
- To cholernie szybko się stąd zmyli… albo i nie. Może jednak są tu domownicy? - pomyślał zaskoczony stanem domu i zwrócił się do Matta.
- Myślisz, że ktoś może być w tym domu oprócz nas? Jest tu podejrzanie czysto jak na apokalipsę. -
- Tak, też to zauważyłem. Lepiej miej gnata w pogotowiu, bo wątpię, żeby ktoś tu teraz był, ale niewykluczone, że może tu niedługo wrócić.
-
Odbezpieczył swoją strzelbę.
- Jeden strzał ze strzelby powinien posłać ich do piachu, jeśli będzie taka konieczność. -
– Chyba jestem w nie porę, nie będę przeszkadzać. – odwrócił się powoli na pięcie, bo liczy na to, że go zaproszą do stołu.
-
Antek:
- Nie jesteśmy zimnokrwistymi mordercami, nowy. Zabijamy tylko tych, których nam każą zabić za ładną sumkę, do reszty odnosimy się tak neutralnie, jak tylko się da. Najpierw pytaj, później strzelaj, jasne?
Zohan:
Nie byli oni zajęci posiłkiem, ten wciąż był robiony w kuchni, ale na paleniu i rozmowach.
- Czekaj, no, czekaj. - powiedział kowboj, zgodnie z Twoimi przypuszczeniami, chcąc Cię tu jednak zatrzymać. - Choć no tu. -
- Jasne. - odparł i zaczął dokładniej przeszukiwać parter, bo można w tak zadbanym domu znaleźć jakieś fanty.
-
Odwrócił się i podszedł. Spróbował się przyjrzeć całej świcie, która siedzi w salonie.
-
Zohan:
//Napisałem już, kogo tam zastałeś, więc mam Ci teraz opisać dokładniej ich wygląd, wyposażenie czy co?//
Antek:
Jeśli było tu coś cennego, to przed ucieczką mieszkańcy tego domu zabrali wszystko, co przedstawiało jakąkolwiek wartość podczas apokalipsy. -
W takim razie pora przeszukać pierwsze piętro.
-
//Chociażby czy są tam dzieci i w co oni są wyposażeni.//
-
Antek:
Tam był już drugi najemnik, który powiedział to, czego się właściwie spodziewałeś: Pusto, ale czysto.
Zohan:
Poza trójką znanych Ci mężczyzn, nikt inny nie miał broni. Wszyscy byli dorośli, a przynajmniej na takich wyglądali, apokalipsa sprawiła, że wiele dzieci i nastolatków musiało szybko dorosnąć lub zginąć. Łącznie, nie licząc Ciebie, było tu może z osiem osób, sami mężczyźni. -
Wrócił do garażu i zaczął go dokładnie przeszukiwać, bo może tam coś jest. Albo nic nie ma i, jak to mówił jego towarzysz, jest pusto, ale czysto.