Dzikie Pogranicze
-
– Trzymajmy się na tyle karawany i w taki sposób będziemy widzieć, że ktoś schodzi na bok. – rzekł, a potem zaczął się zbierać do wymarszu.
-
Leif skinął głową i wraz z kilkoma innymi najemnikami stanowiliście straż tylną. Dzięki temu faktycznie, macie wszystkich jej członków jak na dłoni, ale ma to też drugi koniec, jesteście bardziej narażeni na atak dzikich Orków czy innych bestii niż ci najemnicy i służba kupca jadący na wozach w środku kolumny czy na jej początku.
-
Zatem trzeba będzie się oglądać za swoje plecy. Polecił Leifowi, żeby pilnował prawej strony karawany, a on sam zabrał się za lewą.
-
Wszystko szło dość dobrze przez kilka godzin, wtedy zaczęła doskwierać Wam nuda i monotonność. To, w połączeniu z widokami na jakąś ludzką lub w jakąkolwiek inną, cywilizowaną, zabudowę, sprawiło, że wielu najemników straciło czujność. Wtedy z wysokiej trawy posypały się długie oszczepy, wielkie strzały i topory z kamiennymi grotami, przetrzebiając poważnie środek karawany. Tam też rzucili się Orkowie, opuszczając swoje kryjówki, uzbrojeni w prymitywną, podobnie jak ostatnio, broń, było ich około trzydziestu, a nie wiesz, czy to już wszyscy, którzy wyszli z wysokiej trawy w okolicy.
-
Lepiej chyba się nudzić niż walczyć o własne życie… Złapał za swoją broń i schował się za wozem, gdyby orkowie znowu zaatakowali, ale tym razem ostatni odcinek karawany.
-
Ten odcinek, jak na razie, pozostawili w spokoju. Choć wciąż walczyli brutalnie i dziko, widziałeś po raz pierwszy to, czego zabrakło im wcześniej: Taktykę, a nawet strategię. Wiedzieli, że jest ich zbyt mało, aby zabić wszystkich obrońców karawany i zagarnąć jej dobra, więc postanowili rozdzielić ją na pół, a potem zająć się jedną z części, zakładając pewnie, że druga rzuci się do ucieczki.
-
Spojrzał na najemników z jego odcinka, aby sprawdzić czy oni rzucają się na pomoc ludziom z przedniej części karawany. Jeżeli tak zrobili, to on też tak zrobił.
-
Nie widzieli takiej potrzeby, przynajmniej na razie. Psy wojny potrafiły zwęszyć, kiedy zlecenie przystaje być opłacalne i lepiej ratować skórę, niż wypłatę, nie walcząc do końca. Kilku tylko strzelało, dość skutecznie, ze swoich kusz i łuków do walczących Orków, tym skuteczniej, że tamci byli skupieni na walce z innymi najemnikami.
-
Oddał parę strzał z łuku i zaczął uciekać, jeżeli inni też to zrobili.
-
Trafiłeś jednego Orka, ale dyskusyjne, czy go zabiłeś, niewiele widziałeś w bitewnym rozgardiaszu. Co ciekawe, inni najemnicy z Twojej części karawany nie uciekali, ale też nie szli walczyć, najwidoczniej czekając na rozwój sytuacji na środku.
-
A jak tam krasnolud i jego banda? Walczą czy są po tej “bezpiecznej” części?
-
To drugie, a nawet naradzają się przy tym, choć cicho, to jednak wyraźnie gestykulują i widać, że nie są zadowoleni z sytuacji, w której się znaleźli. Czyli to nie oni stoją za orczym napadem, choć tyle dobrego.
-
– Chyba będziemy uciekać, he? – zwrócił się do Leifa, ale tak żeby wszyscy go słyszeli.
-
- Gdzie? - zagadnął, wskazując na otaczającą Was zewsząd sawannę. - Tam nas dorwą bez żadnego problemu. A jak nie oni, to jakiś dziki zwierz.
-
– Fakt. – zerknął na walczących ludzi. – Teraz to sam nie wiem, co trzeba teraz zrobić.
-
- Byleby wyciągnąć z tego skórę w całości, jak pożyjesz trochę jako niewolnik, to stracisz zainteresowanie pieniędzmi, mnie wypłata już teraz niewiele obchodzi.
-
– Mnie też teraz niewiele obchodzi.
Jak obecnie wygląda ta cała walka? Da się ocenić, która strona wygrywa? -
Jak na razie, wszystko wydaje się zrównoważone, jednak przyglądając się obu walczącym stronom, kątem oka dostrzegłeś, jak Twoi podejrzani kompani chyłkiem wymykają się w wysoką trawę, korzystając z bitewnego zamieszania, i uciekają z sobie tylko znanych powód i w nieznanym Wam kierunku.
-
No to teraz ma dylemat… Ruszyć za nimi i mieć niewielką szanse, że go nic nie dopadnie w trawie czy zostać tutaj i czekać na wynik walki, który może być na jego niekorzyść. A kij z tym, szturchnął Leifa i ruszył za nimi.
-
Bez słowa udał się za Tobą, a uciekinierzy trzymali na tyle powolne tępo, abyście mogli mieć ich na oku. Gorzej, że w końcu zrobili postój i przy okazji Was zauważyli. Jakiekolwiek mieli zamiary i plany, to chyba nie chcieli mieć świadków, bo sięgnęli po broń: Krasnolud za dwuręczny topór, jeden z ludzi za sztylet i jednoręczny miecz, a drugi za długą włócznię.