Dzikie Pogranicze
-
Nie widzieli takiej potrzeby, przynajmniej na razie. Psy wojny potrafiły zwęszyć, kiedy zlecenie przystaje być opłacalne i lepiej ratować skórę, niż wypłatę, nie walcząc do końca. Kilku tylko strzelało, dość skutecznie, ze swoich kusz i łuków do walczących Orków, tym skuteczniej, że tamci byli skupieni na walce z innymi najemnikami.
-
Oddał parę strzał z łuku i zaczął uciekać, jeżeli inni też to zrobili.
-
Trafiłeś jednego Orka, ale dyskusyjne, czy go zabiłeś, niewiele widziałeś w bitewnym rozgardiaszu. Co ciekawe, inni najemnicy z Twojej części karawany nie uciekali, ale też nie szli walczyć, najwidoczniej czekając na rozwój sytuacji na środku.
-
A jak tam krasnolud i jego banda? Walczą czy są po tej “bezpiecznej” części?
-
To drugie, a nawet naradzają się przy tym, choć cicho, to jednak wyraźnie gestykulują i widać, że nie są zadowoleni z sytuacji, w której się znaleźli. Czyli to nie oni stoją za orczym napadem, choć tyle dobrego.
-
– Chyba będziemy uciekać, he? – zwrócił się do Leifa, ale tak żeby wszyscy go słyszeli.
-
- Gdzie? - zagadnął, wskazując na otaczającą Was zewsząd sawannę. - Tam nas dorwą bez żadnego problemu. A jak nie oni, to jakiś dziki zwierz.
-
– Fakt. – zerknął na walczących ludzi. – Teraz to sam nie wiem, co trzeba teraz zrobić.
-
- Byleby wyciągnąć z tego skórę w całości, jak pożyjesz trochę jako niewolnik, to stracisz zainteresowanie pieniędzmi, mnie wypłata już teraz niewiele obchodzi.
-
– Mnie też teraz niewiele obchodzi.
Jak obecnie wygląda ta cała walka? Da się ocenić, która strona wygrywa? -
Jak na razie, wszystko wydaje się zrównoważone, jednak przyglądając się obu walczącym stronom, kątem oka dostrzegłeś, jak Twoi podejrzani kompani chyłkiem wymykają się w wysoką trawę, korzystając z bitewnego zamieszania, i uciekają z sobie tylko znanych powód i w nieznanym Wam kierunku.
-
No to teraz ma dylemat… Ruszyć za nimi i mieć niewielką szanse, że go nic nie dopadnie w trawie czy zostać tutaj i czekać na wynik walki, który może być na jego niekorzyść. A kij z tym, szturchnął Leifa i ruszył za nimi.
-
Bez słowa udał się za Tobą, a uciekinierzy trzymali na tyle powolne tępo, abyście mogli mieć ich na oku. Gorzej, że w końcu zrobili postój i przy okazji Was zauważyli. Jakiekolwiek mieli zamiary i plany, to chyba nie chcieli mieć świadków, bo sięgnęli po broń: Krasnolud za dwuręczny topór, jeden z ludzi za sztylet i jednoręczny miecz, a drugi za długą włócznię.
-
– Jaki jest w tym sens, aby nas zabijać? – sięgnął po swoją broń i przygotował się na walkę.
-
Nie znali odpowiedzi na to pytanie lub nie chcieli jej udzielić. Cała trójka rzuciła się na Was w tym samym czasie, ale pierwszy upadł po kilku krokach, gdy jeden z noży Leifa wbił się w jego gardło, a kolejny w okolice serca. Broń, którą cisnął w Krasnoluda, nie dosięgnęła celu, brodacz jakimś cudem, mając niesamowity refleks lub, prędzej, szczęście, odbił ostrze swoim toporem i gnał dalej na Twojego kompana, na Ciebie zaś rzucił się ten z włócznią, wymierzając od razu szybki pchnięcie.
-
Odskoczył w bok, aby uniknąć pchnięcia, i w tym samym czasie zamachnął się w ramię atakującego.
-
//W gwoli ścisłości i dla przypomnienia: Jakiej broni używasz?//
-
//toooporek//
-
Nie odciąłeś mu co prawda kończyny, ale ostrze broni wbiło się głęboko. Za głęboko, bo nie mogłeś jej wyjąć, a Twój oponent szykował się jeszcze do jednego ataku, napędzanego wściekłością zrodzoną z bólu, pchając włócznią jedną ręką w Twój brzuch.
-
Spróbował wolną dłonią złapać za trzon włóczni i ją odepchnąć, aby go nie trafił w brzuch.