Gospodarstwo na Równinie
-
Inni też nie mieli żadnych pytań, a nawet obiekcji co do Twojej roli w tym przedsięwzięciu, albo nie chcieli okazywać ich przed Liwiuszem, więc ruszyli przygotować się do wyprawy, tak jak i on.
-
Jak nie będą jej słuchać to zagrozi jednemu z nich odstrzeleniem łba. Tak, jednemu bo wątpiła w to by traper jakoś jej się sprzeciwiał… Nie mniej, sama jest chyba gotowa do drogi. Upewniła się tylko czy ma broń przy sobie, czy jest ona zadbana i naładowana oraz czy ma wystarczająca ilość amunicji.
-
Wszystko zależy od tego, co znajdzie. Właściwie, kiedy ostatnio było uzupełnienie zapasów?
-
Wiewiur:
Do gróźb byli przyzwyczajeni, bo to oni z reguły grozili innym, Tobie ciężko będzie ich zastraszyć, zwłaszcza że wiedzą, że jakbyś ich zabiła, cała Krwawa Dłoń przyszłaby się zemścić. No, może i nie cała, ale na pewno więcej drabów, niż masz amunicji. Ale o tym pomyślisz później, bo jesteś gotowa do drogi, tak jak i inni, więc nic tylko wyruszać w drogę, na Wielkie Równiny.
Max:
Jeśli chodzi o mleko i jajka, to mogłaś zrobić to w każdej chwili, mieliście w końcu krowy i kury. Z całą resztą jest już gorzej, trzeba będzie kupić gdzieś warzywa, owoce, nabiał i przede wszystkim mięso oraz pieczywo. Albo komuś ukraść, bycie bandytą często stwarzało dodatkowe możliwości. -
Wolałaby kupić, ale pewnie nie dojdzie do jakiegoś miasta, a chyba żaden z nich nie był w każdym mile widziany, więc pozostaje kradzież… Niestety… Wyjrzała na podwórze. Złapie ich jeszcze?
-
W takim razie wsiadła na koń i powiodła ich na Wielkie Równiny, do miejsca gdzie wcześniej zaczaiła się z Liwiuszem i Świnią.
-
Ten post został usunięty!
-
Max:
Są już za daleko, ale Liwiusz jeszcze kręci się po obejściu, kończąc pakować prowiant i wodę na drogę oraz siodłać konia.
Wiewiur:
//Zmiana tematu. Zacznę, gdy będziesz na miejscu.// -
- Gdzie jedziesz? - spytała cicho.
//Nawet jeśli była o tym mowa wyżej, to wolę aby ona nie wiedziała. -
//Nie zrozumiałem. Chodzi Ci o to, że on ma jej nie mówić, gdzie się udaje, czy o to, że ona nie wie, nie słyszała rozmowy Rose i Liwiusza, a dowie się teraz, po tym pytaniu?//
-
//To drugie.
-
- Dodge City, może Imperium, jeśli będzie trzeba. - odparł ogólnikowo. - Czemu pytasz?
-
- Przydałoby się kupić parę rzeczy. Kończą się warzywa, owoce, mięso, nabiał i pieczywo. Załatwiłbyś?
-
- Zrobię, co będę mógł, mając tyle miedziaków, ile mam. -powiedział, klepiąc sakiewkę wiszącą przy pasie. - Coś jeszcze?
-
- Tyle raczej.
-
//Nie chcesz go zapytać, po co właściwie wybiera się do miasta?//
-
//Jego sprawy, ona się nie wtrąca. Może się to wydać dziwne, ale i tak nie zapyta.
-
//Jak tam chcesz.//
Skinął głową i wsiadł na konia, a później odjechał, opuszczając gospodarstwo. Zdawało Ci się, że miał zamiar coś jeszcze powiedzieć, ale zrezygnował i udał się w dalszą drogę. -
Tak więc zajęła się ogólnymi pracami, jak sprzątanie, szycie, czasami też w ramach przerwy pobrzdękiwała na gitarze. Ze względu na zaginięcie Patricii i ogólny atak dzikusów, często siedziała w środku, czasami tylko wyglądając na zewnątrz. Kto wie? Może akurat dojrzy Jannet lub jakieś niebezpieczeństwo?
-
Godziny mijały Ci spokojnie, czyli tak jak niemalże zawsze. Dopiero za któryś razem dostrzegłaś samotną sylwetkę na horyzoncie, która zbliżała się powoli. Był to człowiek lub Mivvot, sądząc po gabarytach i ilości kończyn, ale poruszał się pieszo, a nie konno, co nie było codziennym widokiem. Przez jakiś czas biegł w kierunku gospodarstwa, ale gdy dzieliło go od niego jakichś czterdzieści metrów, zwolnił i po kilku krokach zwalił się jak długi na ziemię.