[Metro-Zdzieszowice] Perła
-
Aleksander “Psychol” Łapta [T-6 (Dzień 0)]
Koperta zawierała w sobie kolejny papier, ale już nieco czystszy i nieco lepszej jakości. Był zapisany koślawym, nierównym pismem. Łapcie trudno było się z tego rozczytać, ale w końcu dał radę.
“Potrzeba dziesięciu sztuk broni dobrej jakości. 150 waluty od karabinu lub strzelby, 250 za automaty, 300 za Szczygliki. Cena możliwa do negocjacji. Przewidywana premia za zrealizowanie zamówienia do jutrzejszego poranka. Odbiór na zapleczu baru “Rambo” na północnym wschodzie czwartego piętra. Miejsce odbioru możliwe do omówienia.”
-
Zaczął się śmiać. Długo i głośno.
- Nawet przed końcem ciężko o to było. A ja mam teraz tyle tego załatwić w ciągu dwóch dni, mimo że już tego nie produkują, i to jeszcze za takie grosze? Chyba się nie dogadamy… -
//Kurwa, Kavaller.//
-
//Mogę was rozdzielić, ale nie po to używałem mojego mózgu do wymyślania wam trzem zajmującej fabuły, by już teraz ją porzucać lub przebudowywać. //
-
//A ja nie po to robiłem tę postać, żeby siedzieć nią na dupie.//
-
Aleksander “Psychol” Łapta [T-6 (Dzień 0)]
—Szefie, ja miałem tylko doręczyć papier. Jeśli płaca nie jest odpowiednia, to mogę zaprowadzić szefa, żeby szef sobie ją stargował do właściwego poziomu. No, ewentualnie mogę przyprowadzić, eee… zamówieniodajcę. — Odpowiedział.
-
Bardzo powoli wyciągnął paczkę papierosów i zapalniczkę, odpalił i głęboko zaciągnął się dymem. Odchylił głowę w górę i wypuścił kłęb dumy.
- Jak chce, to niech się pofatyguje. Nie będę szedł w nic na ślepo, a jak na czymś twojemu mocodawcy zależy, to musi osobiście wytłumaczyć, czemu chce coś takiego za tak niską cenę. -
Aleksander “Psychol” Łapta [T-6 (Dzień 0)]
— Kapuję, szefie. — Osiłek zadumał się na moment, po czym wstał z krzesła i wyszedł, zostawiają Aleksandra samego w klubie.
Klub był właściwie, jak na standardy życia po Końcu, całkiem niezły. Wnętrze było czyste, wyłożone biało-siwymi kafelkami. Zniesiono je z powierzchni dawno temu, wiele z nich popękało, ale właściciel dbał, by były na bieżąco klejone. Mrok rozświetlały różnokolorowe światełka choinkowe, nadające temu miejscu szczególnego charakteru. Pod ścianą znajdował się bar, wyposażony w ogromny bukiet alkoholi. Między typowymi dla metra wyrobami z rzadka błyskały butelki przedwojennych alkoholi. Obok baru było miejsce, skąd każdy dysponujący odpowiednim zapasem waluty mógł wybrać sobie pannę do towarzystwa. Stało ich tam tylko kilka, przed sobą postawiły tabliczki z wypisanymi na nich imionami (szczególnie ciekawe wydało się Aleksandrowi imię Ciągutka, należące do tyczkowatej blondynki z lisią twarzą). Wiele innych miejsc pozostawało pustych, a powód nieobecności ich właścicielek jasno określał odwrót tabliczki mówiący; “Zajęte”.
Osiłek wrócił po jakimś kwadransie, prowadząc z sobą młodą kobietę. Szal, flektarna kurtka i dresowe spodnie skutecznie ukrywały jej sylwetkę, ale jej pociągająca twarz zdradzała, że reszta też taka jest. Na uwiązanych w kuc włosach o kolorze miąższu brzoskwini nosiła ciemny beret. Zamieniła kilka słów z osiłkiem, a ten wskazał Łaptę palcem, niezbyt kulturalnie. Kiwnęła głową.
Dziewczyna bez słowa podeszła do stołu Aleksandra i dosiadła się.
— Pan “zależy od tego, o co chodzi”, tak? — Spojrzała na siedzącego po drugiej stronie. Ton jej głosu był raczej chłodny. -
Niedbale zrzucił nadmiar popiołu z peta, ponownie wykonał rytuał z zaciąganiem, co chwilę wcześniej mając za widownię osiłka, i westchnął ciężko. Kolejna narwana, co sądzi, że robiąc groźne miny złamie starych wyjadaczy… Pokręcił smutno głową do swych myśli, uciekających żywo do szczęśliwych lat na górze.
- Wychodzi na to, że tak - Zaciągnięcie, wyrzut pod sufit, strzelenie karkiem - W czym rzecz, tak konkretnie? -
Aleksander “Psychol” Łapta [T-5 (Dzień 0)]
— W broni. Potrzebuję, potrzebujemy uzbrojenia. — Odpowiedziała zwięźle.
-
Nawyki byłego gliniarza od razu kazała mu zanotować, że powiedziała “potrzebuję”, by następnie poprawić się na liczbę mnogą. Czyli dowodzi ale więzy są mocno zaciśnięte. Sekta? Terroryści? Może najemnicy…
- Tyle już wiem. Oczekujesz jednak sprzętu, do którego ciężko byłoby się dorwać przed końcem, a co dopiero teraz. I to w ilościach hurtowych. Czasu także jest niewiele. Do tego płaca się wręcz skandalicznie mała, jak na takie warunki - Pstryknął petem w kąt. Wiedział, że ma przewagę. I skwapliwie z niej korzystał. -
Nawyki byłego gliniarza od razu kazała mu zanotować, że powiedziała “potrzebuję”, by następnie poprawić się na liczbę mnogą. Czyli dowodzi ale więzy są mocno zaciśnięte. Sekta? Terroryści? Może najemnicy…
- Tyle już wiem. Oczekujesz jednak sprzętu, do którego ciężko byłoby się dorwać przed końcem, a co dopiero teraz. I to w ilościach hurtowych. Czasu także jest niewiele. Do tego płaca się wręcz skandalicznie mała, jak na takie warunki - Pstryknął petem w kąt. Wiedział, że ma przewagę. I skwapliwie z niej korzystał. -
Aleksander “Psychol” Łapta [T-5 (Dzień 0)]
— Nie oczekuję broni sprzed Końca, ale… — Źrenice dziewczyny o brzoskwiniowych włosach rozszerzyły się. — Umiałbyś taką załatwić? — Powiedziała przejętym głosem, ale zaraz obniżyła ton i spojrzała w bok. — To w ogóle możliwe?
-
Miał ją. Już chciał odpalić kolejnego papierosa na znak triumfu, jednak nawet on by się porzygał odwiedzenia podwójnej dawki tego powojennego syfu. Zamiast tego poprawił tylko swój mundur.
- Cały świat jest na sprzeda. Szczegół dzisiaj. -
Aleksander “Psychol” Łapta [T-5 (Dzień 0)]
Dziewczyna zamyśliła się na sekundę, po czym wolno pokręciła głową.
— To niemożliwe. Nawet najwyżej stojący bandyci z Szarej Gwardii nie mają przedwojennych automatów. -
- A kto powiedział, że należę do Szarej Gwardii? - Uśmiechnął się pod nosem. Przeciągnął się i leniwie rozejrzał po klubie, niczym pan na włościach. Interesant interesantem, ale biznesu też trzeba doglądać.
-
//Nigdzie nie napisałem, że to jego klub. To jego klub? //
-
//Wyszedłem z takiego założenia…
-
Aleksander “Psychol” Łapta [T-5 (Dzień 0)]
// Załóżmy, że klub nie jest jego, ale ma w nim całkiem spore udziały. //
Atmosfera w klubie była spokojna. Towarzystwo z boku grało w cygana, pijąc przy tym typową dla metra grzybówkę, kolejna para, dwóch poważnie wyglądających mężczyzn z papierosami w dłoniach, siedziała nieco bliżej. Jeden objaśniał coś drugiemu, co rusz wskazując umaczanym w tuszu rysikiem punkty na wymiętej kartce papieru, chyba przedstawiającej naprędce narysowany plan tuneli. Dochodzące z zaplecza, nie do końca wytłumione dźwięki również świadczyły o tym, że biznes się kręci. Jakiś krępy facet szukał waluty po kieszeniach, by zapłacić za miłą godzinę w towarzystwie dziewczyn.
Dziewczyna myślała przez moment, po czym spojrzała w oczy Łapty.
— Cena? —Maruder [T-14 (Dzień 0)]
Maruder, wraz z trójką żołnierzy Szarej Gwardii. powrócił na Perłę. Ucichł poranny zamęt i harmider, który teraz zamienił się w o wiele milszy gwar pracy i zwykłej codzienności. Wielu Łazików zamieszkujących pierwszy poziom wybyło na powierzchnię, by tam szukać cennych zdobyczy. Rzemieślnicy ukryli się w swoich warsztatach i pracowniach, skrzypiały narzędzia, gięty metal, chrzęściło cięte drewno. Pracownicy państwowi, których także tutaj nie brakowało, mijali czasem grupę, w pośpiechu niosąc naręcza papierów. Dwukrotnie spotkali także patrole Gwardii. Ryjek i jego podkomendni pozdrawiali ich krótkim salutem.
Po krótkim marszu dotarli w okolice koszarów. Wtedy żołnierze skręcili w jedną z bocznych alejek, potem znów, aż stanęli w ślepym zaułku. Ryjek wyciągnął z kieszeni pęk kluczy, z których jeden wsadził w zamek drzwi osadzonych w ścianie baraku. Po kilku chwilach walki o przekręcenie klucza, czerwonego z złości dowódcę odtrącił Schwarzenegger i jednym, delikatnym ruchem dłoni otworzył drzwi.
Wnętrze nie prezentowało się szczególnie zjawiskowo. Kilka szkolnych stołów tworzących jeden, długi blat. Dookoła krzesła, niektóre przedwojenne, ale większość była skleconą w metrze, mniej lub bardziej, tandetą. Dodatkowo, przy ścianach ustawiono długie ławy, pewnie dla osób niższych rangą. Na jednej z nich siedziała, oparta o ścianę kobieta i to nie byle jaka, bo była to Grzybnia, słynna łazik i, podobnie jak Maruder, najemnik. Spojrzała na przybyłych raczej chłodnym wzrokiem, tylko koledze po fachu niemalże niezauważalnie skinęła głową.
Ryjek zamknął za sobą drzwi i odwrócił się do zebranych. Gwizdnął przeciągle z ironią.
— No, no, kompania poszukiwawcza jak się patrzy! Czujcie się upoważnieni do posadzenia waszych tyłków na krzesłach. Plutonowy, szeregowy, wy też. — Młody od razu zajął miejsce, a człowiek-rzeźba chwilę po nim, nonszalancko odsuwając krzesło dla siebie. — Teraz możemy przejść do części, w której ja mówię, a wy słuchacie i nie zadajecie pytań. — Krępy Gwardzista oparł dłonie na oparciu krzesła u szczytu blatu. -
- Tysiąc za najgorszego klamota, porządne giwery lub te w lepszym stanie rosą wykładniczo - Skrzyżował ramiona. Był ciekaw, jak daleko idące negocjacje dziewczyna podejmie. Nie chciało mu się wierzyć, że za przedpotopową TT’kę da więcej, niż trzy stówy.