Hrabstwo Nagren
-
Przerażony wieśniak jakoś pogodził się ze swoim losem lub dobrze to udawał, ale fakt faktem, że ręce mu nie drżały, gdy oczyścił i zdezynfekował Twoją ranę, a później pokrył ją jakąś śmierdzącą maścią i nałożył świeży opatrunek. Pilnujący kobiety Orkowie woleli rozmawiać w niewybrednych słowach o jej urodzie, popijać gorzałki i opowiadać o swych przygodach, niż naprawdę jej pilnować, ale nie ma co im się dziwić, solidnie zakneblowana i związana… Miałaby szansę uciec tylko wtedy, gdyby była Magiem.
-
Narhbub daruje sobie chlanie. Chce mieć trzeźwy umysł i musi przypilnować tych dwóch zielonych debili, jak zaleją pałę, bo jeszcze zgwałcą tego babsztyla, a tego nie chce.
– Spróbujcie tylko mi tu, kurwa, coś odjebać z nią, to wam jaja odetnę i na miejsce gał powciskam, kurwa. – usiadł i poruszał ramieniem, aby złagodzić ból. -
Obaj prychnęli pod nosem, ale widziałeś, że nie mają zamiaru kwestionować Twoich rozkazów, zwłaszcza że wiedzieli, do czego jesteś zdolny i mogli podejrzewać, że nie są to tylko czcze pogróżki.
-
I dobrze. Niech wiedzą, że taki Ork jak on nie będzie się pierdolić w tańcu.
– Ty. – spojrzał na Orka, który był z nim na wyprawie. – Jak cię wołają? -
- Vrabok. A co?
- A to, że nie będzie mówił do Ciebie ciągle “Ty”, kutasia torbo. - odrzekł Twój bratko. - Jasne?
- No tera to ta… -
//bratko nie żyje jak coś. Tak, wiem, że trudno zapamiętać jak robi się tyle odpisów, ale nie byłym sobą, gdybym się nie przyjebał.//
– Dobra, Vrabok. Ja żem Narhbub, a ten tutaj to Zawhdrug. I nie napierdolcie się teraz, kurwa, bo będziecie się zataczać, a nie jej pilnować, kurwa.
-
//To, że jeden zginął, to pamiętam. Ale ten Zawhdrug to nie jest drugi bratko? A jeśli nie to kto?//
- A co tu pilnować? - odparł Ork ze zdziwieniem. - Nie ucieknie przecie sama, a nikt jej pomagać nie będzie.
- Ta… Kto w ogóle jest, hę? -
//Taki kumpel z dziecięcych lat. Prawie jak bratko.//
– Napadliśmy na karawanę z rycerzykami i tą pizdą w dyliżansie. Jeden ludzki fiuuut spierdolił na koniku, ale przynajmniej tę kurwę Vrabok złapał i liczymy na to, że jest coś warta i uda się jakoś wychujać tych ludzików albo przynajmniej wziąć okup za nią i będziemy mieć na chwilę spokój.
-
//KKK.//
- Aaa! - powiedział krótko, a jego oblicze nagle rozjaśniło zrozumienie, co u Orków zdarza się rzadko.
- E tam, ja to bym kurwa taki pewny nie był, chopy. - mruknął Vrabok. - Już żem kiedyś brał taką inną dla okupu i jakby Zgładziciel mi maczugi nie prowadził to ja nie wim, czy ja bym z tego żywy wyszedł. -
– Weź myśl pozyty… pozytywistycz-nie. – wypowiedzenia tego słowa sprawiło mu trudność, ale jest pewien, że ci obaj nie wiedzą, co ono znaczy. – No kurwa, będzie dobrze z nią. A jak nie, to spierdolimy z nią i wyruchamy ją!
-
- Kurwa, dupa, gówno, chuj. - mruknął poirytowany Ork. - Ja wim, co mówiem. Miałem już podobno historię, jak się żem kiedyś zaciągnął do Wiele Strzał, takiego jebitnego Ogra, co ma własną bandę, tera to już tam same Ogry i Orkologi, kiedyś to i Orków brał. No, ale poszlim, połupilim trochę Cesarzyków na granicy i już mielim spierdalać, a tu nagle sama nam do obozu taka dupa wpadła, a za nią kilku ludzi. Tamci ją gonili czy ki chuj, ale się pewnie osrali, jak nas zobaczyli, hehe. No i łupnia dostali, wszystkich zabilim. A ona do nas, że jak my ją puścim, to dam duuuużo złota. No ale my tacy głupim nie bylim i też za nią okup wzięlim. Już następnego dnia dostalim jebitną skrzynię ze monetami, złotem i innymi błyskotkami. No i nawet nie zdążylim tego wszystkiego przejrzyć, a tu jak z lasu nie dupnęli do nas kusznicy i łucznicy! A potem jeszcze się od chuja tych ludzików wysypało… No wygralim, ale nam dużo ubili, i jak na moje, to bez Ogrów byśmy tego nie wygrali. A tera nie ma Ogrów. A byndzie tak samo, zobczyta!
-
– Bo daliście się zrobić w chuja, a z nią tak nie będzie. A teraz najlepiej zamknijmy mordy, bo ona tu jest. – powiedział, a właściwie to im rozkazał. Jeszcze się za dużo dowie ta dziewka i taki chuj z będzie. Aby się nie nudzić, wziął się za czyszczenie i ostrzenie swojej broni. W końcu o broń trzeba dbać, nie?
-
Nie było takich obaw, wciąż była nieprzytomna. Ty zaś w spokoju wyczyściłeś cały swój oręż, gdy na zewnątrz usłyszałeś konkretny raban, coś się musiało dziać. Albo po prostu Orkowie znów leją się między sobą czy męczą wieśniaków, to też możliwe.
-
– Zostać mnie tu, a ja zobaczę, co te debile tam robią. – rozkazał i dźwignął się ze swoją bronią, a następnie wyszedł na zewnątrz.
-
Klną, biegają i drą mordy, jak to prawdziwi Orkowie. Ale że biegną w kierunku bramy, to już musi coś oznaczać.
-
– No na elfickiego chujka! Nawet chwili spokoju! – wydarł japę i pobiegł w kierunku bramy.
-
Agrag komenderował tam wszystkimi Orkami, tych z łukami czy oszczepami posyłając na górę, a resztę zbierał w kilka grup, aby nie rzucić do obrony wszystkich na raz, ale mieć jeszcze jakieś świeże siły w zanadrzu. Przed bramą, gdyby ta została wyważona, ustawił z kolei wszystkich pozostawionych przy życiu mieszkańców wioski, mających służyć Wam za żywą tarczę. Wychodzi na to, że pesymistyczne przewidywania Orka się spełniły i rzeczywiście do rozwiązania Waszego problemu postanowiono użyć siły.
-
Czyli będzie napierdalanka.
– Kto przylazł? – zaczepił Agraga, kiedy on wydawał rozkazy. – Rycerzyki czy jakieś fiuty-obdartusy? -
Ork parsknął śmiechem.
- A różno, kilku rycerzyków na konikach, od chuja chłopskiej milicji i jeszcze jakieś różne najemniory. Jak chcesz, to idź no na górę i sam zobacz. -
– Mierne fiutki.
Wszedł na górę i samemu zobaczył, co za parobasy przyszły. Spróbował też na oko ocenić ilu ich jest.