Miasto Kasuss
-
Powrót do karczmy oknem nie wchodził w grę, tak jak wejście tylnym wyjściem do środka, chyba że chciałabyś mieć na głowie jeszcze tego Goblina i jego osiłków. Na szczęście udało ci się znaleźć poluzowane deski, dzięki czemu szybko, cicho, sprawnie i bez zwracania na siebie większej uwagi wróciłaś na główną ulicę miasta jak gdyby nigdy nic.
-
Zastanowiła się, czy jest sens już teraz upłynniać tego mieczora. Albo na ile jest to możliwe żeby gość przyszedł się od razu zemścić.
-
Abby:
Cóż, wciąż musiał się ukrywać, więc pewnie jeśli się zemści, to będzie próbować zrobić to cicho i bez świadków, co utrudnia mu robotę, zwłaszcza, że może skorzystać z pomocy niewielu wspólników, gdzie większość wydałaby go komuś, kto dałby nagrodę. Niezależnie od tego, musi zaleczyć ranę, na pewno ciężką, może nawet śmiertelną, jeśli przez błoto, w którym się tarzał, wdała się infekcja lub stracił za dużo krwi. Możliwe, że nie zemści się już wcale, nie mając ku temu środków, możliwości czy nawet zdrowia. Jeśli chodzi o miecz, to jeśli nie planowałaś nauczyć się nim władać, to pozbycie się go może być dobrym ruchem, to zawsze kolejne złotniki, które pozwolą sfinansować przerzut dzieciaków do bezpiecznego Hammer, a także dzięki temu pozbędziesz się dowodu, że próbowałaś zabić złodzieja, choć to raczej kwestia drugorzędna.
Jurek:
Po ostatniej, co prawda udanej, akcji musiałeś na jakiś czas przyczaić się w swojej kryjówce nieopodal Gilgasz. Było nudno przez jakieś dwa tygodnie, ale miałeś czas zająć się tym tymczasowym lokum. Gdy tylko wróciłeś do miasta i antykwariatu Polomona, ten wprowadził cię w szczegóły kolejnego zlecenia. Dość mglistego, trzeba przyznać, bo sam nie wiedział za wiele, tyle ile powiedział mu zleceniodawca. Miałeś udać się do Kasuss i zdobyć pewien kufer, którego otrzymałeś szczegółowy rysunek, choć domyślałeś się, że chodzi o zawartość, acz pod żadnym pozorem nie było wolno ci go otwierać, aby sprawdzić, co było w środku. A cokolwiek to było, było cenne z dwóch powodów. Pierwszy był taki, że za wykonanie zlecenia i dostarczenie kufra do antykwariatu w Gilgasz tajemniczy zleceniodawca oferował aż tysiąc dwieście sztuk złota. A drugi, że kufer eskortowało kilku najemników, wśród nich takie sławy tego zawodu jak Magnus Ignis i Nag imieniem Eerci. Nie mieli oni, na szczęście, pilnować go dalej, pozbyli się go po dotarciu do miasta, ale była to jedyna wskazówka, gdzie szukać kufra, zleceniodawca nie wiedział więcej, choć podał informacje, w której karczmie szukać najemników. Z racji pełnionych funkcji Polomon i Imago nie mogli udać się z tobą, ale Zmniennokształtny jak najbardziej ci towarzyszył, póki co pod postacią Elfki, dziwnie podekscytowany tą misją. Wyruszyliście od razu, podróż do miasta Kasuss przebiegła bez problemów, wynajęliście pokoje w jakiejś pierwszej z brzegu gospodzie i teraz możecie zacząć planować dalsze posunięcia. -
//bardziej mnie zastanawiało czy w tej chwili mogę po prostu gdzieś wbić i go sprzedać czy potrzebuję dogodniejszej pory//
-
//Jak najbardziej możesz to zrobić od razu, jeśli chcesz.//
-
Na miecznika się nie nadawała, więc postanowiła go opchnąć póki jeszcze może. Ruszyła więc do pierwszego miejsca, które przyszło jej do głowy, w którym mogłaby zdobycz upłynnić.
-
Mogłabyś zrobić to w pierwszej lepszej kuźni czy straganie, więc nie było z tym żadnych problemów. W ten sposób po niecałym kwadransie bez żalu pożegnałaś kawałek żelastwa, dostając w zamian mieszek, a w nim czterdzieści złotników.
-
Ruszyła więc do domu. Nie wydawało jej się, by jej uciekinier był w stanie ją zaatakować, więc była raczej spokojna.
-
//Żeby pociągnąć fabułę do przodu można zrobić przeskok w czasie o kilka dni. Pasuje ci to czy masz coś jeszcze do załatwienia albo pogadania?//
-
//okejo, skipujemy
Dethan wie że go kocham// -
Kilka kolejnych dni minęło wam wręcz zaskakująco spokojnie, czyli chyba tak, jak chcieliście. No, może nie licząc wspólnie spędzonych nocy z Dethanem, wtedy nie było tak nudno… Tak czy siak, zdobyte przez ciebie pieniądze dołożyły kolejną cegiełkę do wielkiego planu przeniesienia sierocińca z daleka od niebezpiecznego Kasuss, najlepiej do Hammer. Jak się okazało, Dethan, w zamian za jakąś przysługę, czego dokładnie nie sprecyzował, ale obiecał powiedzieć ci później, załatwił wszystko i nie trzeba było już zbierać kolejnych pieniędzy. Lada dzień miało przybyć do miasta kilka statków rzecznych, które miały zabrać was, dzieciaki i wszystkie te rzeczy, które dało się zabrać, do miasta Paladynów. Ale sen z powiek spędzało ci to, że jedno z dzieci zaginęło. Szukaliście, gdzie się dało, dając też informacje do władz i znajomych, ale nic to nie dało. Gdy w okolicach południa dzieci były już nakarmione i czekały z niecierpliwością na wyjazd, tobie myślenie o tym, gdzie ten pechowy bachor się zapodział przerwało pukanie do drzwi.
-
Sylvia oczywiście bardzo się martwiła o dziecko, jednak im dłużej go nie było tym bliższa była myśli, że może się ono już nie znaleźć. Westchnęła i poszła otworzyć. Trzymała jednak rękę na nożu w pogotowiu.
-
Nie będzie potrzebny, przynajmniej tak ci się wydawało. Doskonale wiedziałaś, że lokalna straż miejska była przeżarta przez korupcję i właściwie zależna od Kartelu, będąc jego milicją w razie potrzeby, która ma robić przykrości konkurencji, ale jednak dbali o utrzymanie choć namiastki porządku w tym mieście bezprawia. Ten tutaj był typowym miejskim strażnikiem, poznałaś go po ubiorze i uzbrojeniu, na które składała się włócznia, tarcza, długi miecz i sztylet. Otaksował cię szybko wzrokiem i odchrząknął.
- To pani prowadzi ten sierociniec? -
Zacisnęła zęby żeby się zbytnio nie zdenerwować i odetchnęła.
— Tak, to ja. O co chodzi? -
Pokiwał głową i nieco się odprężył.
- Wczoraj kilku naszych ludzi złapało jakiegoś gówniarza, który podkradał jedzenie ze straganów. Złapali go i zabrali do koszar, gdzie mieli uciąć mu dłoń, tak prawo miasta kara uliczników i sieroty. Ale ten zarzekał się, że jest pod czyjąś opieką i mieszka tutaj… Młody chłopak, może z dziesięć lat, raczej nie więcej, włosy jak słoma, zielone oczy… Póki co wstrzymaliśmy się z wyrokiem, bo jeśli to prawda, to możemy mu podarować w zamian za grzywnę.
Cóż, zgadzało się to z opisem dziecka, które ostatnio zniknęło, choć wciąż nie wiedziałaś, czemu chłopczyk uciekł i kradł na ulicy, ryzykując życiem, jeśli mógł mieć dach nad głową i jedzenie tutaj. Może sam odpowie ci na te pytania? -
— Moje dzieci mają co jeść i nie narzekają — odrzekła spokojnie. — Musiałabym się osobiście przekonać, czy to jedno z moich dzieci, zanim podejmę decyzję.
-
- Po to mnie właśnie przysłano. - odparł i odwrócił się, odchodząc na kilka kroków. Najwidoczniej miał zaprowadzić cię na miejsce.
-
Spojrzała za siebie odruchowo, po czym wyszła, zamykając drzwi. Poprawiła płaszcz i ruszyła za kolesiem.
-
Maszerowaliście zatłoczonymi jak zwykle ulicami miasta jakiś czas, aż musieliście się zatrzymać. Nie byłaś pewna, o co poszło, ale w drogę zagradzało wam kilkanaście lub więcej osób, różnych ras i obu płci, tłukących się wzajemnie po mordach, a drugie tyle otaczało ich ciasnym kręgiem i wykrzykiwało obelgi lub zagrzewało walczących. Nie widziałaś w pobliżu innych miejskich strażników, a ten, który ci towarzyszył, wiedział, że sam tego tłumu nie opanuje i nie bez powodu bał się o własne życie, gdyby spróbował. Z drugiej strony musieliście się jakoś dostać do koszar.
- Znam skrót, przemkniemy zaułkami dzielnic biedy… Niebezpiecznie, ale przy mnie nie musisz się niczego obawiać. - powiedział z lekkim uśmiechem i wskazał ci grotem włóczni na odpowiednią uliczkę. -
Sylvia nie odezwała się. Nie bardzo ufała temu dziwakowi, ale nie miała za bardzo wyboru. Pilnowała się. Podążyła we wskazanym kierunku.