Szkarłatna Wyspa
-
Dopiero po tym pytaniu zwrócił na ciebie uwagę i odpowiedział coś, czego nie rozumiałeś. W międzyczasie dalej się cofał, utrzymując zbliżającą się iluzję na dystans.
-
- Mogę pomóc, ale muszę cię zrozumieć - powiedział powoli, podchodząc, podobnie jak goblin. Że też nie wziął tłumacza…
-
Ty mówiłeś w swoim języku, on w swoim, a i Goblin charczał coś po swojemu, jak na Nieumarłego przystało. Trwało to kilka chwil, aż w końcu mężczyzna zaczął mruczeć coś pod nosem, najpierw niepewnie i cicho, a później dodał śmielej, patrząc najpierw na ciebie, a później wskazując maczugą na iluzję.
- Pomoc! -
- Ja pomoc ty, jeśli ty mi potem pomoc - odpowiedział, wskazując wpierw siebie, potem dom, potem znów siebie i na koniec go. Goblin też coś dodał, ale co, tego nawet jego stwórca nie wiedział.
-
Widziałeś po wyrazie jego twarzy, że jest co najmniej oburzony taką ofertą, ale że wciąż miał na karku groźną, jak mu się wydawało, bestię, pokiwał głową, zgadzając się.
-
//Pozwolisz, że opiszę to wszystko już z efektami, bo to wszystko to jednak to samo - iluzja.
A więc pora działać! Podszedł do wejścia i zajrzał do środka. Ujrzawszy goblina pstryknął palcami. Stwór momentalnie zajął się ogniem i zaczął jęczeć z bólu. Następnie machnął dłonią, przepoławiając maszkarę. Dwie połówki jak i wnętrzności pokryły ziemię, ale nie na długo, bowiem ogień wszystko wypalił; nie został nawet ślad. Odwrócił się potem do dzikusa.
- Już, zagrożenia nie ma. Co wiesz o wielkim - rozpostarł ręce, ale tym razem bez magii - czarnym - pokazał na swój ubiór - ptaku - machnął rękoma, naśladując lot. - Tetokonak - podał jeszcze na wszelki jego imię. -
//KKK.//
Był wyraźnie pod wrażeniem tego, co zrobiłeś, zwłaszcza, że był pewien, że potwór był prawdziwy i właśnie ocaliłeś mu życie. Pewnie mógłby zrobić dla ciebie wiele, ale im więcej mówiłeś, tym bardziej rzedła mu mina, aż w końcu pokręcił stanowczo głową, najwyraźniej odmawiając pomocy. -
@Anthropophagus napisał w Szkarłatna Wyspa:
No to pora pójść do garnizonu i w jakiś sposób zabić wolny czas… Na przykład wlać w siebie trochę rumu albo przerżnąć coś kości… no albo najzwyczajniej w świecie poczyta jakąś książkę, jeżeli mu wpadnie w ręce i w jego języku.
Ano, karczma chyba najbardziej odpowiada. Mordę na pewno zachla, ale przynajmniej będzie miał z kim pogadać w jego języku i może zagra w kości.
-
Tutejsza karczma nie różniła się od tych, których dziesiątki już zwiedziłeś w Verden, bo i mieszkańcy tego kontynentu je stawiali. Egzotyczną ozdobą tego lokalu były wywodzące się z tubylczej ludności kelnerki oraz lokalne zwierzęta, wypchane i ustawione na ścianach czy zawieszone na nich, tudzież same ich łby, czaszki czy poroża. Pośród bywalców różnych ras wypatrzyłeś część załogantów galery, ale w większości były to nowe twarze, ludzie z czegoś na kształt garnizonu, który miał bronić interesów kapitana na wyspie, a tubylców przed atakami innych plemion, dzikich zwierząt i różnych bestii.
-
Eh. Westchnął. A więc trzeba będzie spróbować raz jeszcze… Koło niego świsnęła strzała i wbiła się w ścianę budynku. Emanowała z niej mroczna energia, jakby była naładowana potępionymi duszami (do tego wyły). Kiedy obróciłby się w stronę skąd nadleciał pocisk, dojrzałby podobnego do poprzedniego goblina, acz z łukiem i naciągniętą kolejną, tak samo mroczą strzałą. Wycelował już w tubylca, jednak przestał się ruszać, jakby ktoś go zatrzymał. W tym czasie Kruczomordy trzymał wyciągniętą w stronę goblina rękę, jakoby to on go unieruchomił.
- To będziesz mówić czy nie? - spytał się znużony. - Mogę go puścić w każdej chwili. -
Popatrzył na ciebie z mieszaniną gniewu, strachu i niedowierzania, ale w końcu opuścił głowę, uznając twoją wyższość, i zgodził się. Wskazał ruchem ręki na wioskę, nie spuszczając oczu z Goblina, chcąc zapewne udać się do kogoś, kto zna i jego mowę, i twoją, bo bez tego ciężko wam będzie rozmawiać.
-
Musi być tu jakiś kontuar, gdzie można kupić (lub dostać, nie wie tego) alkoholu. W końcu to karczma, no nie? Podszedł więc do kontuaru i poprosił o jakiś mocniejszy alkohol, aby się rozluźnić i dać odpocząć jego umysłowi.
-
- Nowy, hm? - zagadnął cię barman, opalony młodzieniec o szerokich barach i paskudnej bliźnie na prawym policzku. - Witam w raju na ziemi. Pierwsza kolejka gratis. - dodał, stawiając przed tobą szklankę.
-
No, od razu lepiej. Ruszył głową na skos. U goblina słychać było trzask, jakby karku, po czym padł martwy na ziemię. Idąc w stronę wioski, po drodze pstrykając i popieląc dowód wyimaginowanej zbrodni. Rzecz jasna czekał na dzikusa, aby ruszył wraz z nim.
-
Nie miałeś wątpliwości, że będzie ci posłuszny, przynajmniej jakiś czas lub dopóki nie zrozumie, że całe to zagrożenie nie było prawdziwe. Ale nim to się stanie, masz kogoś, kto może pomóc ci z tropieniem tego wielkiego ptaszyska. Wraz z nim wróciłeś do wioski, teraz tylko znaleźć tłumacza, co nie powinno być trudne.
-
Raczej nie ma jak zweryfikować zagrożenia, chyba że opowie o tym komuś kto zna się na magii, ale patrząc na stan w jakim był, wątpił że utrzymywał relacje towarzyskie…
- Halo! Tłumacza szukam! - krzyknął na środku wioski. -
O ile marynarze i garnizon wyspy mieli ciekawsze rzeczy do roboty, to nim zareagowałeś, otoczył cię tłum tubylców obu płci, w różnym wieku, każdy gotowy do pełnienia tej roli. Nie z dobroci serca czy coś w tym guście, każdy liczył na zapłatę, a choć wszyscy mówili na raz, każdy przez każdego, w twoim języku i swoim własnym, to doskonale słyszałeś o świecidełkach, których pragnęli w zamian.
-
Uśmiechnął się pod nosem i wyciągnął jedną monetę. Przyłożył wolną rękę do ust i gestem poprosił innych o spokój, w najgorszym wypadku by się wydarł. Kiedy nastała cisza, kontynuował:
- Zrobimy taki mały konkurs. Ten tu oto człowiek - wskazał obłąkańca - przeżył spotkanie z pewnym bardzo niebezpiecznym ptakiem, dużym czarnym, zapewne wiecie już o jakiego mi chodzi. Ten, kto wyciągnie od niego informacje na jego temat, dostanie tę oto monetę. Ważne jest to, aby się nie płoszył i mógł mówić spokojne. Interesują mnie szczegóły: jak doszło do spotkania, kiedy, jak to się stało że przeżył, czy wie o nim coś, czego inni nie wiedzą. Jeśli któryś z Was go spłoszy, nikt nie dostanie monety, A, wiadomo oczywiście, że i ja muszę zrozumieć to co mówicie, więc miło jakbyście nie mówili naraz. No, do roboty! - zakrzyknął na koniec i błysnął parę razy monetą z pomocą słońca. Uwielbiał prosty lud. -
//Tak na przyszłość to jednak pisz prościej, jak sam napisałeś to prosty lud, który na dodatek nie włada tym językiem tak dobrze jak swoim ojczystym, więc im prościej i krócej tym lepiej.//
Nie trzeba im było dwa razy powtarzać, ale mogłeś nie ujawniać wszystkich szczegółów, bo albo sam ptak, albo szaleniec odstraszyły część chętnych. Pozostali jednak byli zbyt łasi na złoto, aby zrezygnować, więc usiłowali spełnić twoje polecenie, a choć mężczyzna starał się współpracować, to był niemalże wyrywany z rąk do rąk przez resztę pozostałych na miejscu tłumaczy. -
— Najnowszy na tej wyspie. — odpowiedział barmanowi. — Sam nawet nie wiem, co tu robię, ale tak się złożyło, że tu wylądowałem jakimś cudem.