[Metro-Zdzieszowice] Perła
-
Psychol
- Seta! - Uderzył pięścią w stół - Była tu ta kobieta, z którą wcześniej rozmawiałem?
Papier
- Zawsze coś. Zacznę tam, zobaczymy potem, dokąd nas to doprowadzi. Coś jeszcze, czy może już wyruszać w teren, paniusiu?
-
On doskonale wie, że będzie inaczej, ale zamiast o tym myśleć, skupił się typowych porannych czynnościach, chcąc mieć to za sobą bez rzucania na siebie jakichkolwiek podejrzeń.
-
Aleksander “Psychol” Łapta [T-11 (Wydarzenie)]
— Obawiam się, że nie. — Odpowiedział spokojnie. Precyzja oraz wyćwiczenie, z jaką operował butelką, nalewając Aleksandrowi pełen kieliszek chyba przedwojennego jeszcze trunku, były zachwycające. Z takim opanowaniem barman mógłby zostać śmiertelnie zabójczym strzelcem. — Czy powinienem wysłać ludzi, by ją odszukali?
Artur “Papier” Wójcik [T-4 (Wydarzenie)]
Kobieta przez kila sekund szukała w pamięci dodatkowych informacji, ale finalnie poddała się.
— To chyba wszystko… Niech Pan go znajdzie, błagam. — Jej wzrok nabrał iskier. Choć jej oczy posmutniały, to jak na dłoni widać było, że kobieta zrobi wiele, by odnaleźć swego kochanka. — A jeżeli nie żywego, to tych którzy zgotowali mu taki los.
Samuel Kazanecki [T-5(Wydarzenie)]
Pozornie, dzięki luksusowi pomieszkiwania w “prywatnej” przestrzeni, nie musiał stawiać takich pozorów. Otaczały go cztery ściany, podłoga i sufit. Szczelna klatka domowego zacisza. Jednak i tutaj sprawdzało się stare przysłowie - ściany mają uszy.
Donosicielstwo wśród obywateli Sojuszu nie było niczym nowym. Dawniej straszono szpiegami Fryzjerów, później pojawiły się plotki o szpiclach Koksowników, a do niedawna ulubionym wrogiem publicznym numer jeden byli krwiożerczy Arkowcy, wtapiający się w idealne społeczeństwo Perły oraz innych stacji. Rząd na przestrzeni lat pieczołowicie demonizował obraz każdego wroga z jakim przyszło walczyć oddziałom ochotniczym i Szarej Gwardii. Strach przed zakamuflowanym wrogiem był na rękę Dyktatora, pozostające w pamięci społeczeństwa hasła z czasów konfliktów wspierały zasadę “dziel i rządź”, choć często przynosiły także niezamierzone skutki, jak na przykład obecna do dzisiaj nieufność wobec “sprzymierzonej” linii Koksowników.
Budowanie tej retoryki przez wiele, wiele lat w końcu doprowadziło do społecznej psychozy, masowej choroby psychicznej. Ci, których ogarnęła paranoja, przestali ufać komukolwiek spoza swego najbliższego otoczenia. Co bardziej gorliwi spędzali godziny na szczegółowym analizowaniu codzienności sąsiadów w poszukiwaniu dowodów popierających ich podejrzenia. Donos składany na ich podstawie stanowił fundament dla rewizji mieszkania, przesłuchań na podejrzanym wraz z rodziną czy umieszczenia go na liście potencjalnie niebezpiecznych jednostek. Nie rzadziej donoszono w Szarej Gwardii, której szczególnie młodsi żołnierze często liczyli na awanse lub pochwały.
Dlatego Samuel jak każdego poranka odwinął szynkę, zapakowaną w starą szmatkę, zagryzł plackami z mąki grzybowej i popił kilkoma łykami wody. Później umył twarz, przepłukał usta i wykonał podstawowy zestaw porannych ćwiczeń Gwardzisty. Nie dawał swym sąsiadom, rezydującym za cienkimi ścianami, żadnych podstaw do podejrzeń.
Nie zajęło mu to wiele czasu. Po około dwóch kwadransach był gotowy do spotkania się z już czekającym na niego dniem, wielkim dniem.
-
Skoro tak, to od razu zebrał cały niezbędny ekwipunek, właściwie wszystko, co mógł unieść bez większych problemów, bo nie planował już tu wrócić. Gdy miał już wszystko, wyruszył do koszar, czekając na resztę swoich kompanów z oddziału, aby później zmienić poprzednią wartę i ruszyć na, zdawałoby się, rutynową misję, choć doskonale wiedział, jak bardzo dzień ten będzie różnić się od wszystkich innych.
-
Dark_Dante Wrogie niebo Legion Dusz [Dark Dante] Stalowa Wola Zgniły świtodpowiedział Dark_Dante o ostatnio edytowany przez
Psychol
Wypił wszystko jednym potężnym haustem i z siłą uderzył dnem kieliszka o ladę. Musiał jeszcze chwilę ciężko oddychać i wbijać morderczy wzrok w ścianę przed sobą, żeby się trochę uspokoić.
- Tak… - Wycedził wreszcie przez zęby - Musi się natychmiast stawić. Teraz oboje mamy zajebiste problemy.Papier
- Możesz być o to pewna, madame… - Skłonił się kapeluszem - Zawsze doprowadzam wszystkie sprawy do końca. A teraz, chodźmy do mieszkania. Muszę obejrzeć jego rzeczy osobiste. -
Samuel Kazanecki [T-5(Wydarzenie)]
Plecak, który jak zwykle zabierał z sobą, dziś ważył więcej. Znalazł w nim miejsce dla kilku zapasowych racji żywnościowych, kompletu czystych ubrań, dodatkowego, choć pustego magazynka Szczyglika, a także kilku innych, pomniejszych bibelotów.
Poprawił jeszcze raz mundur. Charakterystyczna, szara opaska wyraźnie kontrastowała z zgniłą zielenią wojskowej koszuli w kamuflażu flecktarn. Nawet sam Major nie zdołałby go teraz odróżnić od wzorowego żołdaka Gwardii. W końcu prawie nim był, prawda? Ale tylko prawie, a to ogromna, fatalna różnica, którą miał zamiar dzisiaj podkreślić kreską tak wyraźną, by zobaczyło ją całe Metro i zapamiętało na dziesiątki kolejnych dekad.
Kazanecki zatrzasnął za sobą drzwi, wyruszył wprost na aleję i w ciągu kilku sekund zatonął w przelewającym się nią strumieniu ludzi. Perła ruszała do pracy. Starzy, młodzi, kobiety i dzieci, wszyscy biegli w swym kierunku, by zdobyć walutę. Ktoś tam odbił się od maszerującego mężczyzny, rzucił wiązanką, by chwilę później musiał uchylać się przed pędzącym wózkiem złomu zniesionego z powierzchni. Czasem brnąc, czasem lawirując w tłumie, prędko posuwał się do przodu i już po chwili od koszar dzieliły go tylko dwie aleje, gdy niespodziewane zderzenie z innym facetem zatrzymało go, nieomal posyłając na bruk.
— Ludzie, nie wytrzymam! — Odezwał się tamten, podpierając o ścianę. Głos jakby znajomy. — Patrzże, gdzie pchasz swoje giry, ty skundlony, w dupie mutanta marynowany… Sierżant?
Przed Samuelem, z rozdziawionymi z zaskoczenia ustami, stał Słowacki w własnej osobie. Nie poeta z początku XIX wieku i przedwojennych podręczników, ale jeden z podwładnych Kazaneckiego z czasów walk z Rdzawymi, niedźwiedziowaty człowiek o wpieniająco rudym zaroście i nieprzyzwoicie wygadanym języku. Być może nie walczył pod komendami sierżanta tak długo jak niektórzy (dowództwo przeniosło go na ekspedycje Leśnickie), ale Kazanecki pamiętał o jego niesamowitym refleksie i prędkości reakcji, nieraz ratującej życie innych żołnierzy. Teraz nie okazywał jej zbytnio. Zanim jego oczy nabrały blasku właściwego dla pojęcia sytuacji, trzykrotnie zdążył zamrugać.
— Sierżant Kazanecki! — Jego twarz momentalnie rozjaśniła się. — Na wszystkich, których położyłem kulami mojego Szczyglika, kupę lat sierżanta nie widziałem!
Wystawił otwartą dłoń przed siebie, zapewne chcąc uściskać dawnego dowódcę.
Artur “Papier” Wójcik [T-4 (Wydarzenie)]
— Nie może Pan pójść tam sam? — Zdziwiła się. — Zna Pan adres, a Dżepetto też szuka Filipa, w końcu oboje polegali na sobie, na pewno wpuści. No i wie Pan… — Skinięciem głowy wskazała bliżej nieokreśloną przestrzeń za swoimi plecami. — Ja muszę wracać. Szybko.
Aleksander “Psychol” Łapta [T-11 (Wydarzenie)]
— Oczywiście. — Barman dygnął, uzupełnił kieliszek Łapty i zniknął na zapleczu, nim ten zdołał w ogóle pojąć, że mężczyzna mu odpowiedział.
Powrócił po krótkiej, na twarzy nosząc niezmienny, nieprzejawiający głębszych emocji wyraz.
— Ludzie zostali wysłani, zrobią co w ich mocy. — Odpowiedział, na milisekundę uciekając wzrokiem na kieliszek Aleksandra. — Jeżeli wolno… — Nagle przyciszył głos, zniżając się do klienta. — …Spytać o naturę tych problemów? Być może będę w stanie zasugerować rozwiązanie.
-
Papier
- Pójdę sam, powiedzą że coś zginęło, i będzie na mnie. Wolę mieć obstawę kogoś zaufanego - Skrzyżował ramiona na piersi, nie pierwszy raz już doszło do czegoś takiego.Psychol
- Natura państwowa. Jak się kobitka nie pospieszy, to bekną wszyscy. Możliwe, że nawet i pierwszy lepszy gość - Skinął na pozostałe osoby w barze - Tylko za to, że akurat tu byli. Pali nam się w gaciach. -
Odwzajemnił gest ściskając jego dłoń, a na ustach zagościł uśmiech, nawet szczery, bo rzeczywiście cieszył się z tego przypadkowego spotkania.
- Kopę lat, Słowacki, kopę lat. Mówcie no, co u was słychać, umieram z ciekawości. Dalej jesteście pierwszą spluwą Szarej Gwardii? -
Artur “Papier” Wójcik [T-4 (Wydarzenie)]
Blondynka wahała się przez krótki moment.
— Niech będzie. Chodźmy, ale szybko. — Wstała od stołu, zasuwając krzesło.
Aleksander “Psychol” Łapta [T-11 (Wydarzenie)]
— Rozumiem. — Barman przytaknął, ale pomimo jego niezmiennie stoickiego wyrazu twarzy widać było, że coś go zafrapowało.
Tymczasem z położonego nieco dalej taboretu dobiegł nietłumiony chichot.
— Należało się tego spodziewać. — Stwierdził ktoś z tej samej strony głosem aż zbyt pewnym.
Samuel Kazanecki [T-5(Wydarzenie)]
— Ba! — Mężczyzna dumnie wyszczerzył zęby, łapiąc się pod boki. — Pewnie, że tak! Powiem nawet, że szykuje mi się awans na plutonowego! Miałem prywatną rozmowę z Majorem i zdradził mi, że jeszcze jeden-dwa patrole mi do tego zostały. I dobrze. — Spojrzał w bok z uśmiechem, jakby szukając czegoś lub kogoś wzrokiem. — Dyktator obiecał nam lokum na drugim, wreszcie z Olką i dzieciakami będziemy mieszkać trochę lepiej, a z podwyżką to kto wie? Może nawet poślę je na naukę na Szkolną? Zobaczy się. Na razie wiem tyle, że jeszcze postrzelam się kilka lat, a potem poproszę o przeniesienie na jakiś urząd albo logistykę. Gwardzista to fajna fucha, można przysłużyć się ludziom, ale wie Sierżant… Myślałem ostatnio nad tym, co rozdziela człowieka od mutanta. I wiesz co? — Jego niewielkie oczka wwierciły się w wzrok Kazaneckiego. — Rodzina. Człowiek ma rodzinę, mutant jej nie ma. Ile razy na misji widziałem porzucone gniazdo żmii? Bo widzisz, dla mutanta dziecko to jest forma walki o przeżycie. Im więcej mutantów, tym więcej zębów do ochrony przed innymi mutantami, tym cieplej w dziurze. Czysta matematyka. A człowiek nie jest taki. Rodzina to jest więź, której się nie rozdziela, nawet dla matematycznego zysku. Nie oddasz rodziny za walutę, nawet całą kupę waluty. Rodzina, to jest największa siła człowieka. — Zakończył swój wywód, po czym podrapał się w szczecinę na policzku i zapytał zupełnie spokojnym tonem: — A co słychać u Ciebie, sierżancie? Nie widziałem Cię na powierzchni, czyli co, przenieśli was na podziemne operacje? Gdzieś w Metro-Koksie może?
-
Papier
- Panienka prowadzi - Wskazał dłonią drzwi i zasunął za nią krzesło. Jeszcze nawet nie zaczął, a już miał tego wszystkiego dość. Kolejna pokłócona parka, pewnie uciekł z kochanicą… Zbyt wiele już tego widział, marzyła mu się prawdziwa intryga na najwyższych szczeblach władzy, by jak samotny mściciel ukazać machlojki Dyktatora, zrzucić go z piedestału i samemu wybrać nową władzę! Oczywiści to wszystko, jako niezależny ekspert.
Ech, w kolejnym życiu chyba…Psychol
Jakby tylko to było możliwe, z jego nozdrzy wydobyła by się chmura, jak w komiksach, gdy ktoś robił się wściekły. Mimo wszystko zmilczał to, miał za duzi na głowie, żeby jeszcze pałować obywateli i zamknąć ich za napaść na funkcjonariusz państwowego. -
- Ja też nie mam rodziny. - mruknął ponoru, milcząc przez chwilę i wbijając wzrok w buty. Ale potem podniósł spojrzenie na żołnierza i dodał już normalnym tonem: - Robię z kilkoma chłopakami za wysoko postawionego trepa, który w zasadzie nie robi nic, wykonując jednocześnie bardzo ważne zadanie… Robię za dowódcę ochrony córki Dyktatora. - powiedział, robiąc krótką pauzę przed ostatnim zdaniem. Nie żeby było to coś tajnego, ważnego czy niesamowitego, sam też nie czuł się z siebie dumny, ale chciał potrzymać starego druha w niepewności choć przez chwilę.
-
Artur “Papier” Wójcik [T-4 (Wydarzenie)]
//Poczekaj ty, poczekaj. //
— Tak, już… — Przystanęła na sekundę, szukając czegoś po obu stronach alejki. Zgubiła się? Nie, szybko ruszyła dalej. Ewidentnie zależało jej na czasie, bo pomimo eleganckich butów (na obcasie!) co rusz zamieniała szybki marsz w lekki trucht. Z tej perspektywy nieco bardziej otrzeźwiały Artur mógł lepiej przyjrzeć się jej aparycji. Jego klientka była młodą, zadbaną dziewczyną. Miała około dwudziestu lat, może mniej i choć na standardy nowej rzeczywistości był to wiek zbliżający ją do półmetku średniej życia w Metrze, to jej zapewne jeszcze daleko do tej granicy. Na pierwszy rzut oka mógł stwierdzić, że dziewczyna nie parała się pracą. Dłonie bez żadnej skazy, białe i aksamitne jak chłodne mleko. Twarz tak samo jasna, bez cienia zmęczenia pod oczami, zaniepokojona sprawami odległymi i tak naprawdę nieważnymi, choć czujna. Nawet znalazło się na niej miejsce dla makijażu. Oczy zwykłe, podobne do tych, jakich tysiące na samej Perle: pozbawione światła i zmętniałe, opuszczone przez żywe barwy. Jej włosy za to przyciągały uwagę nie tylko swym złocistym odcieniem, ale także zadbaniem. Pofalowane, opadały za ramiona klientki, gęste i pozbawione rozdwojeń lub przerzedzeń. Obrazu młodej kobiety dopełniało to, co nosiła na sobie: zaczynając od rotundalnych kolczyków przesadnej jak na gust Papiera wielkości, wpiętych w jej uszy, przez skrócony na wymiar, beżowy płaszcz, a na niepostrzępionych jeansach kończąc.
Tak, Artur nie miał żadnych wątpliwości co do tego, że dziewczyna, a raczej jej rodzina, nie narzekała na brak waluty. Płaszcz zdradzał ją zbyt wymownie swymi skróconymi połami. Bo kto do diabła marnowałby pieniądze na zniszczenie odzieży mogącej równie dobrze służyć za okrycie, jeżeli nie najbogatsi? Papier mógł policzyć takich ludzi na palcach jednej dłoni, włącznie z idącym kilka kroków przed nim przykładem.
Aleje Perły nie były dziś równie ruchliwe, co na co dzień. Nadążając za panienka, Artur co rusz widział wywieszone na kramach, w drzwiach kiosków czy na ścianach pracowni rzemieślniczych tablice głoszące wielkimi literami “ZAMKNIĘTE”, “Dziś Zamknięte” lub ukazujące bardziej zrozumiały znak, krzyżyk. Nie oznaczało to, że po drodze nie spotykali innych ludzi, wręcz przeciwnie. Lud ciągnął w dół, na piętro trzecie, by własnymi zmysłami doznać żywego artefaktu martwej przeszłości - muzyki. Do koncertu Orkiestry pozostawało jeszcze kilka godzin, ale obywatele gotowi byli na poświęcenie godzin swej pracy i waluty, byleby znaleźć się jak najbliżej sali, której inauguracji towarzyszyła nadchodząca uroczystość.
Na piętrze trzecim kluczyli przez kilka chwil, tam tłum gęstniał. Szybko jednak wydostali się z jego objęć, docierając do wspomnianej przez panienkę Pionierskiej. Skręt w zaułek, minięcie trzech alej i oboje znaleźli się przed wąziutkim, ale wysokim, bo sięgającym rozświetlonego nielicznymi żarówkami sufitu, budynkiem o drewnianym parterze i piętrze, przypominającym jurtę skleconą z stalowych prętów i rozwieszonego między nimi brezentu.
— To tutaj. Mieszkanie Filipa. — Oznajmiła klientka, opierając dłoń na sklejce drzwi.
Aleksander “Psychol” Łapta [T- 11(Wydarzenia)]
Tymczasem na kontuarze pojawił się kolejny kieliszek wypełniony przeźroczystym płynem.
Samuel Kazanecki [T-5(Wydarzenie)]
Oczy Słowackiego rozszerzyły się, prezentując wymalowane na jego twarzy uznanie.
— Nie żartuj! Robisz za ochronę Dyktatorówny? I to jako dowódca! A myślałem, że nic mnie dzisiaj nie zaskoczy… — Zachichotał. — Zazdroszczę. To musi być świetna fucha. Bez ryzyka, ale niezbędna. No i pewnie masz doborowe towarzystwo! Ej, a może umiałbyś mnie wkręcić do siebie, jakby któryś z twoich podkomendnych zdecydował się na emeryturę, co? Ha, marzenia! — Jego rechot, choć niegłośny, rozniósł się falami echa panującego na alei. Mężczyzna jednak szybko spoważniał, jakby przypomniał sobie o trapiącej go sprawie. — Mogę zadać Ci poufne pytanie?
-
Papier
- Mieszkanie? - Spojrzał na to, ledwo odklejając wzrok od tyłka klientki - To jest cholerna willa! To ja wpierdalamy szczury, ledwo wiązać koniec z końcem, a ten ucieka z kochanką z takiego pałacu?!
Oczywiście nie byłby sobą, jakby nie ponarzekał na wszelkie krzywdy tego świata. Oczywiście już pominął fakt, że sam je sobie sprawił. Gdyby nie to, że jednak trzymał pewien profesjonalizm, to już by się rozglądał za czymś, co mógłby zawinąć.Psychol
Przyjął go z wdzięcznością. W tej sytuacji już chyba tylko to mu pozostało. Aż wspomnieniami wrócił do okresu, gdy zabawiał się z lalunią w piwnicy. Może się okazać, że tak to się wszystko skończy. Problem w tym, że Dyktator zapewne szybko by go postawił pod ścianą.
-
Właściwie to niedługo będą mieli kilka wolnych etatów - pomyślał, rzecz jasna nie wypowiadając tego na głos. Myśl ta jednak go rozbawiła, ale wykorzystał reakcję mężczyzny, aby pośmiać się razem z nim.
- Sporo razem przeżyliśmy. Ufam ci, ty mi też możesz. Śmiało. O co chodzi? -
** Artur “Papier” Wójcik ** [T- 4(Wydarzenia)]
Nieskazitelna twarz klientki nagle rozlała się czerwienią Papier tylko zauważył, jak jej drobna dłoń zacisnęła się w pięść, gotową do wylądowania na podbródku detektywa. Dziewczyna musiała być bardziej bojowa, niż z początku przypuszczał.
— On nie uciekł z żadną kochanką, wiem to! — Wrzasnęła, unosząc się. — Odszczekaj!
— Wera, spokojnie. — Nagle znad ich głów dobiegł niski, męski głos. — Znajdziemy go.
Zza brezentowych ścian piętra wyglądał potężnej postury, młody brodacz, obarczający zarówno na przytemperowaną dziewczynę jak i detektywa poważnym wzrokiem. Gestem dłoni zaprosił ich do środka.
— Chodźcie, jest otwarte. — Powiedział jeszcze, po czym zniknął w jurcie.
Klientka, domniemana Weronika, tylko rzuciła Papierowi pełne gniewu spojrzenie i weszła do środka.
Aleksander “Psychol” Łapta [T- 11(Wydarzenia)]
Jeżeli na jaw wyjdą wszystkie szwindle, przekręty i nielegalne transakcje Psychola – na pewno. Dyktator może i był słabym, staczającym się starcem, ale jednego Aleksander nie mógł mu odmówić; był bezwzględny wobec swoich wrogów. W tej sytuacji jedynym, co mogło go pocieszyć, był fakt, że jeżeli wpadnie w ręce prawa, to na jego egzekucji pojawi się mniej gawiedzi, niż na dzisiejszym “ostrzeżeniu”. Słyszał o tym, że w planie dzisiejszego koncertu zostało przewidziane wykonywanie wyroków; Ci to będą mieli widzów!
Samuel Kazanecki [T-5(Wydarzenie)]
Mężczyzna dyskretnie odprowadził go na bok, odsuwając się od tłumu pędzącego aleją. Tam spojrzał poważnie na byłego dowódcę i szeptem zapytał:
— Czy ona przejmie władzę po ojcu?
W jego głosie nie było ani krzty charakterystycznej dla niego wesołkowatości, żartu czy animuszu. Pytanie to było w pełni poważne, a Samuel widział w oczach Słowackiego, że odpowiedź, niezależnie od jej charakteru, będzie miała dla niego ogromne znaczenie.
-
Papier
Wszedł i on, nie mając nic lepszego do roboty, a tym bardziej większego wyboru. Chociaż nie podobała mu się wizja, że będzie miał konkurencję, albo nawet i gorzej, smycz.
- Ja przepraszam najmocniej, że ośmielam się wtrącić zdanie do rozmowy tak szacownego grona - Teraz zaczął mówić z aż nazbyt przesadnym szacunkiem dla obecnych, licząc na to, że dziewczyna wpadnie już w prawdziwą furię - Ale nie nawykłem do pracy w parach. A tym bardziej do rywalizacji.Psychol
Wypił wszystko na raz i mocno uderzył dnem kieliszka o kontuar, kręcąc głową i próbując zaczerpnąć tchu.
- Pierdolona biurokracja… Zawsze będą wiązać ręce porządnym ludziom, którzy chcą, a przede wszystkim potrafią, załatwić sprawy tak, jak się powinno…
Mruczął pod nosem do siebie, złorzecząc na biurokrację, policję, wojsko, Dyktatora, cały świat i nawet na ostatni drobny kamień, który wpadł mu do buta czterdzieści lat temu. -
Samuel się zawahał. Moment ten zdawał się być jak najbardziej odpowiedni do wtajemniczenia starego druha w cały plan, zyskania dodatkowej pomocy w całej akcji lub szpiega i pomocnika tutaj, na miejscu, gdy konflikt już wybuchnie. Ale Sam wiedział, o jaką grę toczy się stawka i wolał nie ryzykować. Przybrał więc smutną minę, nad czym nie musiał się trudzić, bo rzeczywiście tak się czuł, gdy mówił:
- Niestety tak. A przynajmniej wszystko na to wskazuje. Nam pozostaje liczyć, że może jeszcze zmądrzeje lub ojciec zapewni jej doradców, którzy jakoś to pociągną. -
Artur “Papier” Wójcik [T- 4(Wydarzenia)]
Po przejściu przez węziutki parter (najwidoczniej zasiedlony przez liczną rodzinę, sądząc po mnogości leżysk i rupieci porozrzucanych na podłodze) dostali się do jurty, gdzie czekał na nich brodacz.
Jurta łączyła w sobie warsztat, pracownię, kuchnię oraz sypialnię. Na jednym jej rogu postawiono pryczę-biurko, teraz zastawioną narzędziami otaczającymi w połowie wystruganą, drewnianą szablę. Na drugim rogu znajdował się prawdziwy zbiór najróżniejszych płócien, materiałów i tanich parodii sztalug. W kolejnym swoje miejsce miał niewielki piecyk beczkowy, a w ostatnim znajdowała się druga prycz.
Wbrew oczekiwaniom Artura, ani Weronika, ani brodacz nie osiągnęli spodziewanej reakcji. Dziewczyna, siedząca teraz na niewielkim taborecie, wydawała się zupełnie nie rozumieć sensu słów detektywa. Podobnie młody mężczyzna, który dopiero po chwili powiedział cokolwiek.
— Zaszło nieporozumienie. — Odparł spokojnie. — Nie mam zamiaru wchodzić nikomu w paradę, jestem przyjacielem i współpracownikiem Filipa, mówią mi Dżepetto. — Wyciągnął dłoń do Artura. — A pan to?
Aleksander “Psychol” Łapta [T- 11(Wydarzenia)]
Jego wizja powoli zaczęła nabierać nowych zakrzywień i obłości, indukowanych alkoholem. Tymczasem barman bez słowa uzupełnił kieliszek.
Samuel Kazanecki [T-5(Wydarzenie)]
— Rozumiem. — Pokiwał w zadumie głową, lecz przy tym nieco się rozjaśnił. — Ale wiesz co? Ja jestem dobrej myśli. Dopóki jest stabilnie, dopóty jest dobrze. Ale no. Czas się zbierać. — Poklepał Kazaneckiego w ramię. — Dobrze było się z tobą zobaczyć, Sierżancie. Jak już wprowadzimy się na drugie, to zaproszę Cię na kubek bawarki i kieliszek czegoś lepszego, hę? No, to ustalone! Dobra, teraz już poważnie czas się zbierać, bo dostanę po uszach za spóźnienie na próbę. To co, do zaś? — Wyciągnął dłoń na pożegnanie.
-
Papier
- Oby… - Mruknął i dość niechętnie podał mu dłoń - Mówią mi “Papier”. No to teraz szybka lista pytań, przerzucenie okolicy do góry nogami i się rozstajemy.
Nie czekał na żadne pozwolenia, od razu zajął się gmeraniem we wszystkich dziurach, wreszcie był w swoim żywiole.
- Gdzie był ostatnio, z kim, co robił, z kim miał na pieńku, w co był ubrany, czemu uciek… Czemu miałby powód do “ZNIKNIĘCIA” - Poprawił się dość szybko, mimo że bardziej od odpowiedni, interesowało go teraz to, żeby co lepsze fanty pochować ukradkiem po kieszeniach.Psychol
Dłoń mu zadrgała, zaczęły odzywać się w nim stare demony, gdy na umór pił a potem bił. Kogokolwiek. A najczęściej pił już w trakcie służby i używał pałki częściej, niż powinien, cudem nie trafiając na długie lata za kraty. Westchnął ciężko i schował głowę w dłoniach, opierając się łokciami o blat. Póki co odsunął od siebie kieliszek.
-
- Chętnie. - przytaknął z uśmiechem, ściskając jego dłoń. Choć doskonale sobie zdawał sprawę, że nie będzie mieć czasu na coś takiego, to jednak trzymał mimikę i gesty na wodzy, nie chcąc dać po sobie tego poznać.
Może to już paranoja? - pomyślał, ale również w głowie machnął na to ręką.