Hrabstwo Nagren
-
Pokiwali głowami, nie był to bowiem błyskotliwy plan, ale stwierdzenie faktów, jednak zgadzali się z tym w zupełności.
- Weź no z czterech jełopów i idź. - rzucił Agrag. - Tera albo jutro, ale dzisiaj to ostro zachlejem pałę, to jak wyjdzieta z wiochy i nie zrzygacie się jeden na drugiego to ja to już uznam za dobry zwiad. -
— A co z tą rudą szmatą? Siedzi cały czas ze związanymi ręcoma i pyskiem. Zgwałcić nie możemy, zjeść też nie, więc co z nią?
-
- Poślem tam jakiego rozgarnientego albo i dwóch. Wcześniej chcieli nam dać złota, żeby ją oddać i spierdalać, to jeszcze ją potrzymamy, może znowu przylezo. A jak nie to pierwszy możesz ją wygrzmocić, w końcu ty ją złapałeś, nie? Ale na razie trza ją nakarmić i trzymać, póki siem może przydać.
-
— Hehe, no! Chłopy potem sobie poużywają, a na sam koniec ją się wpierdoli żywcem, a łeb nabije się na bal, jak będziemy stąd spierdalać. Niech te kurwiki ludzkie wiedzą, że z nami to nie ho, ho!
-
Również zaśmiali się paskudnie, co człowieka przyprawiałoby o ciarki na plecach lub zwyczajny zawał. Ale trwało to krótko i wrócili do omawiania strategii, nie poświęcając ci już uwagi. Czyli powinieneś się już zbierać i iść na ten zwiad, a im szybciej, tym większe szanse, że załapiesz się jeszcze na chlanie z okazji zwycięstwa.
-
Zatem wyszedł z chaty i rozejrzał się po wsi. Ma być to zwiad, a nie jakaś wyprawa, więc trzech lub dwóch jakiś chłopaków się nada. Poszukał kogoś, kto potrafi się obchodzić z łukiem lub kuszą, i jakiś dwóch innych Orków. Ważne, aby byli w miarę trzeźwi albo chociaż byli dużo bardziej przytomni od swoich pobratymców. I gdy zebrał swoją drużynę oręża, wyruszył na zwiad.
-
Wszyscy już zdążyli nieco umoczyć pyska, ale nie każdy na tyle, żeby się najebać, nie było nawet odpowiednio dużo wystarczająco mocnego alkoholu. Niewielu chciało się zabrać na zwiady, gdy tam mogli zginąć albo się wynudzić, a tu mogli żreć, chlać i gwałcić, więc skompletowanie oddziału przyszło ci z trudem. Ostatecznie znalazłeś łucznika, oszczepnika i typowego napierdalaka, wszyscy byli z bandy Agraga, bo jedynie twoje popisy w boju sprawiły, że szanowali cię na tyle, aby odpuścić sobie przyjemności i pójść na zwiady.
-
Skoro ma drużynę, to pora na zwiad. Ale przed wyruszeniem, wszedł na mur i rzucił okiem na okolicę. Jeżeli nie widzi czegoś, co jest podejrzane, nie widzi żadnych ruchów ludzkich i tak dalej, to wylazł z chłopami na zwiad.
-
Ciemne chmury zakryły niebo, zapowiadając solidną ulewę. Zauważyłeś kołujące nad okolicą stada wron, kruków i innych ptaków, zwabionych świeżymi trupami. W oddali wyły wilki, nie powinny jednak być dla was wielkim zagrożeniem. Opuściwszy wioskę, należy odpowiedzieć na jeszcze jedno kluczowe pytanie: gdzie właściwie poprowadzisz grupę na zwiad?
-
Może w kierunku, z którego przyszły te wojaki? Zobaczyłoby się skąd przyszli i czy coś ciekawego spotkają po drodze.
-
- Lasem? - zapytał jeden z towarzyszących ci Orków, gdy obraliście już kierunek. Zwiad zajmie wam w ten sposób dużo więcej czasu, ale mniejsze szanse, że was wykryją. Szanse te wzrosną, jeśli wybierzecie podróż traktem lub polami, ale w ten sposób szybciej będziecie mieć to za sobą.
-
— Lasem, bo może upolujemy co, a na pewno te ludzkie jebaki nas tak łatwo nie zobaczą. Nie ociągać się i gadajta o wszystkim, co zwróci waszą uwagę. No, idziem. — rzekł i ruszył przed siebie w las.
-
Gęste, przeważnie świerkowe lub dębowe lasy rzeczywiście zapewniały sporą ochronę, ale zwierzyny nie znaleźliście prawie wcale, nie licząc kilku ptaków i wiewiórek, które uciekły, zanim mogliście im cokolwiek zrobić. Przedzieranie się przez te chaszcze nie należało do przyjemnych, ale szybko zrozumiałeś, że to był co najmniej dobry pomysł, gdy usłyszałeś tętent kilku koni gnających przez gościniec. Wieści o waszym zwycięstwie zapewne szybko się rozchodzą. Tak czy siak, skraj lasu był przed wami, ale drzewa kończyły się na szczycie niewielkiego wzniesienia. Miałeś stąd dobry widok na wijącą się w dole rzekę, otoczone murami miasto oraz położone dużo dalej wioski.
-
— Co to za jebane miasto, kurwa? Kojarzycie? — zapytał, ale nie oczekuje żadnej odpowiedzi, bo towarzysze pewnie też chuja wiedzą.
-
Zgadłaś, bo rzeczywiście chuja wiedzieli, będąc tu po raz pierwszy w życiu, więc nie masz co liczyć na ich pomoc.
-
Pomyślał chwileczkę, wytężył swój umysł czy co tam się jeszcze robi, aby więcej… tych no, myśli do głowy przyszło.
— Hmm… ludziki biegają na tych konikach i gadają, żeśmy przejęli jakąś wioskę i wybili trochu ich chłopa, hehe. Teraz pewnie zbierają jeszcze większą armię i zaatakują prędko. Może jeszcze jakiś szlachcicek się pofatyguje do nas, kto wie. — otarł mordę wierzchnią stroną zielonej łapy. — No, z wiosek pewnie zbiorą wszystkich chłopa, z miasta wojaków i pewnie jeszcze trochu najemników, a potem zaatakują znowu z większą siłką. -
Nie napawało to twoich kompanów optymizmem, ciebie zresztą też nie, ale pokiwali ponuro głowami, bo albo doszli do tych samych lub podobnych wniosków, albo uznali, że twoje gadanie ma tyle sensu, że może być prawdziwe.
-
Posiedział jeszcze chwilę i poobserwował okolicę. Może zauważy coś ciekawego albo coś, co zwróci jego uwagę. Może i znalazł jakieś miasto i jakieś wiochy, ale chciałby wrócić do bandy z czymś więcej, z czymś ciekawszym.
-
Rzeczywiście, gdy spędziłeś na obserwowaniu okolicy więcej czasu, udało ci się dostrzec coś ciekawego, a mianowicie wielką wędrówkę chłopów z rodzinami prosto do miasta. Opuszczali wsie z całym dobytkiem, wszystkim, co mogli unieść i co przedstawiało jakąkolwiek wartość. Otoczeni byli przez lekkozbrojnych piechurów, którzy wyszli z miasta, uzbrojonych w tarcze, miecze i włócznie, niektórzy mieli też kusze. Kwestia zdobywania niewolników dla waszych pracodawców czy nawet zasięgnięcia języka znacząco się teraz komplikowała.
-
— Fiu, fiu, ludki się nas boją i spierdalają do miasta. Dobra, wim chyba wszystko. Spierdalamy do obozu.
Wstał i zabrał swoją zieloną dupę tam, skąd przybył. Teraz znowu ruszył przez las i spróbował iść po swoich śladach, aby się nie zgubić.