[Deravierres] Sektor Velmer
-
Jak miło było poznać prawdziwego i istniejącego właściciela wrzasku, zwłaszcza po tym co przeżyła niedawno. Szkoda tylko, że go nie widziała, ale przynajmniej była w stanie jakoś to nakiero…
Czemu karabin ucichł? Spojrzała w bok. Oh, to dlatego… Cholera. Mają rannego! Od razu do niej dopadła i wyrwała jakiś kawałek szmaty, uciskając przy szyi.
– Medyk! Ciężko ranna osoba! – krzyknęła w eter, licząc że jakiś tu jest. – A ty łap się za karabin! – krzyknęła do pomocnika. -
Ten post został usunięty!
-
Ines
Odpięła dolną część bluzy mundurowej rannej i próbowała wyrwać z niej skrawek, by przyłożyć go do rany. Materiał na mundury jest wysokiej jakości i próba oderwania go siłą, zamiast nożem czy bagnetem, którego i tak nie miała przy sobie, była jak grochem o ścianę. A juchy na trawie było coraz więcej i więcej…Sanitariusza nie było w pobliżu. Wszyscy byli zajęci ostrzeliwaniem się z wrogiem. Wyglądało na to, że jej los jest już z góry przesądzony. Kobieta charczała głośno. Walczyła o kolejny oddech. Każdy następny przychodził jej z coraz większym trudem. Mocny krwotok wciąż nie ustępował.
Przynajmniej taśmowa posłuchała polecenia. Od razu chwyciła za karabin maszynowy i kontynuowała przyciskanie wroga ogniem. Imperialista, który przebiegał zniknął jej z oczu. To, czy oberwał ulegało wątpliwości. Ciekawe ilu z nich zmieniło swoje miejsce po uciszeniu kaemu…
Cholera, czy naprawdę nikt poza tą taśmową jej nie usłyszał? Wszyscy ogłuchli? Zraniona żołnierka wciąż jakimś cudem się trzymała. Jej życie wylewało się w coraz większą kałużę pod jej głową. Musi coś prędko wykombinować.
-
Nie nie nie! Nie odchodź! Myśl Ines, myśl! Jeszcze masz czas, los jeszcze może ci wybaczyć tę pochopność, tylko coś wymy… Bandaże! Tak! Miała jdwa opakowania!
Szybko zaczęła ich szukać po kieszeniach munduru. Nie czekała już na nikogo - wszyscy albo byli zajęci, albo mieli ją w dupie. To ona będzie mieć ich, dopóki jej nie uratuje. Jeśli znalazła bandaże, szybko wzięła rolkę i zaczęła ją ciasno owijać wokół szyi poszkodowanej. Zrobiła tak parę razy, starając się zrównoważyć ucisk, aby się nie podusiła. Sam koniec wsadziła pomiędzy jakieś warstwy, aby się trzymał. Nie robiła nic innego, tylko przyglądała się, czy przynajmniej żyje. Po jej ocenie zrobi coś więcej. -
Ines
Biały materiał w mgnieniu oka przesiąkł krwią. Ale choć trochę zatrzymał jej upływ. Zbielała, poplamioną własnym szkarłatem dłoń rannej przyciskała go do miejsca trafienia. Żyła. I widocznie nie chciała odpuścić.Zbłąkana kula śmignęła jej tuż nad uchem. Coś wybuchło niedaleko, wyrzucając parę krzaków w powietrze. Cekaem przestał szczekać. I wszystko momentalnie ucichło, jak ucięte nożem.
-
Żyła! Jak to dobrze! Jednak nie ma aż tak złych umiejętności medycznych! Te szkolenia jednak się na coś przydają, a ona tak w nie wątpiła - ranga medyka jednak po coś instnieje, racja? Chociaż z drugiej strony… przecież teraz żadnego tu nie był…
Jasna cholera! Nieco się skuliła w chwili wybuchu. Nie są aż tak słabi jak myślała! Do tego wychodzi na to, że wysadzili strzelca. Nie wiedziała jednak jak rozumieć ogólną ciszę - przerwali atak? Czekali na ewentualne kontynuowanie ostrzału, aby się upewnić kto żyje?
Potem jednak zdała sobie sprawę, że to jednocześnie znaczy, że została tu sama - a tam dalej był wróg. Do tego miała przy sobie ranną, stanowisko również stało puste… Co robić… co robić… Skończyła w ogóle akcję ratunkową? Nie była pewna, niby wyglądało dobrze, ale czy nie trzeba by było teraz zmienić opatrunku? Chociaż… ranna jest jeszcze przytomna. Uklękła przy niej.
– Nigdy dotąd nikogo nie leczyłam, więc nie jestem pewna co teraz robić. Zmienić opatrunek? Jeśli tak, wykonaj czymś drobny ruch w górę. Jeśli nie, to w dół. Wtedy mogłabym zając stanowisko i nas osłaniać. Jeśli jednak wymiana nie jest potrzebna, tylko coś innego, rusz wtedy na bok. Czym tam możesz: głową, wolną ręką, nogą… – wyszeptała, w obawie że wszelki głośniejszy dźwięk zdradzi obecność kogoś jeszcze żywego. -
Ines
Taśmowa leżała na prawym boku z rozwaloną głową. Ze jej skroni sterczał przypominający ostrze noża cienki odłamek, który nie miał problemu ze sforsowaniem kostnej bariery. Ciałem wzdrygnął pośmiertny spazm mięśni , łudząco przypominający padaczkę. Jej już zdecydowanie nie pomoże.Ranna rzuciła na nią mętnym, pozbawionym wyrazu wzrokiem. Z trudem uniosła lewą rękę i wskazała na coś za nią. Wykonała jeszcze trzykrotny powolny wachlujący ruch, którym chyba przekazała, żeby Ines ją stąd zabrała, trochę dalej od linii kontaktu z wrogiem. Sama jej jednak nie przeniesie.
-
Czym prędzej odwróciła wzrok od martwej, skupiając się na tej, która jest jeszcze żywa. Tak, ten widok mimo wszystko był bardziej pokrzepiający - dawał jakąkolwiek nadzieję. Wie doskonale, że może to łatwo zepsuć, ale póki co wszystko przebiega w miarę sprawnie, byle do końca!
Przyglądała się jej gestom uważnie, analizując je na wiele wszelkich sposobów. Dobra, chce zostać stąd zabrana… Ale był jeden problem - nie da rady sama skutecznie jej przenieść. Rzuciła krótkie spojrzenie ku martwej. Oh jak teraz chciała, żeby żyła… Musi jednak pomyśleć o czymś innym. No, nie pomyśleć, co się rozejrzeć. Tylko co zrobić z ranną? Zostawić? Zabrać nigdzie nie zabierze…
– Sama nie dam rady. Pójdę sprawdzić czy gdzieś żyją jeszcze nasi, postaram się szybko wrócić. Przepraszam że Cię zostawię, ale myślę że tak będzie najlepiej. Nie poddawaj się! – szepnęła (wykrzyknik na końcu ma jedynie podkreślić powagę słów!)
Rozejrzała się po okolicy. Pamiętała, gdzie była reszta jej oddziału? Jeśli tak, to ostrożnie się tam udała, pozostając na ziemi. Jeśli nie, to starała się znaleźć wzrokiem możliwie takie miejsce. Regularnie spoglądała na linię wroga, wypatrując potencjalnych wrogów. Wolała nie patrzeć na ranną, żeby nie psuć resztek humoru, jakie jej zostały. -
Ines
Omiotła wzrokiem otoczenie. Nie było tu ani żywej duszy. Żadnej zniekształconej przez roślinność sylwetki, brak choćby najmniejszego ruchu w krzakach i zero jakiegokolwiek dźwięku, poza jej ciężkim oddechem. Przecież jeszcze przed chwilą tu byli. Co się z nimi stało? Poszli naprzód? Wycofali się, zostawiając ją i resztę na pastwę losu? A może to las w jakiś sposób zabrał ich ze sobą i uwięził, w dziwacznym leśnym wymiarze, z którego nie ma ucieczki i ma być on formą kary za zakłócanie spokoju jakiejkolwiek siły, jaka bytuje w tutejszych drzewach? Po prostu weź się w garść, pomyślała, od tego zależy czyjeś życie. Nie mogą być daleko.Czołgała się do najbliższych drzew, o pniach grubych niczym beczki. Stanowiły wręcz doskonałą ochronę przed pociskami z broni ręcznej, więc może gdzieś tam są? Rozejrzy się przy nich, może natrafi na jakikolwiek ślad, który zaprowadzi ją do dwójki. Przez jej głowę, jak kula wystrzelona z karabinu, przeleciała inwazyjna, nieprzyjemna myśl, która chwilowo ją zmroziła – czy w ogóle jeszcze żyją?
Nagle dostrzegła coś kątem oka. Jakiś energiczny, szybki ruch po jej prawej stronie. Coś zdawało się sprawnie sunąć w jej kierunku. Jakaś szarawa figura. Serce zaczęło jej bić mocniej, przyciągnęła do siebie karabin i ułożyła się lekko na boku, by lepiej się przyjrzeć i w razie czego przygotować do wymiany ognia. Brakowało jej tylko tego, żeby wróg ją zaszedł. Pierwsze co ujrzała to mundur w kolorze polowej szarości i pomalowany na bladą zieleń hełm z charakterystycznymi małymi wypustkami po jego bokach. Nie był to żaden Imperialista. Problem leżał w tym, że nie był to także nikt z jej oddziału. Gdy spostrzegł, że został zauważony, podniósł otwartą dłoń na wysokość głowy, jakby prosił, żeby nie strzelała. Był sam. Pewnie to jakiś zwiadowca.
Żołnierz zbliżył się do niej. Z twarzy wyglądał na weterana – nieogolona twarz i długa, głęboka, przypominająca kanion szrama na jego prawym policzku. Blizna w kształcie półksiężyca ciągnęła się od oka do kącika ust. Nie sprawiał wrażenia przesadnie miłego gościa. Jedna z patek kołnierzowych przedstawiała jasnoniebieską kotwicę na czarnym tle. Wówczas to, że nie należał do jej oddziału zeszło na dalszy plan. Nie był nawet z jej dywizji.
- Gdzie reszta twojego oddziału? – zapytał, jego głos był szorstki.
-
Jak to nikogo nie było?! Ten przeklęty las działał jej już na nerwy… Ale, jeśli faktycznie gdzieś zniknęli, to pewnie szybko wyjdą, jak i ona. Przynajmniej w to chciała wierzyć.
Po jakimś ruchu, faktycznie się ustawiła, gotowa do odstrzału ewentualnego wrog…a? Nie był imperialistą, ale odznaczenia miał Anschreickie, więc tyle dobrego. Wygląda na to, że albo zbłądził, albo zapuścił się za daleko.
– Nie wiem gdzie są. Byłam przy stanowisku karabinu maszynowego, kiedy zaatakowali. Nie strzelałam z niego, ale byłam w okolicy. Coś gdzieś wybuchło, chyba granat. Operatorka oberwała, a reszta gdzieś zaginęła. Coś starałam się jej pomóc, ale nie jestem medykiem. Sprowadzisz jakiegoś? Byle prędko. Postrzelono ją w szyję – wyjaśniła, pospiesznie. Mogła darować sobie opis i od razu przejść do sedna, ale wolała przedstawić całość, na wszelki, żeby się nie dopytywał. -
Ines
Żołnierz kiwnął jedynie głową, po czym rzucił badawczym okiem na ranną. Zrobił ponurą minę.
- Mam przeszkolenie medyczne, ale ze swoim wyposażeniem wiele nie zrobię. Obrażenia szyi są zbyt ciężkie, by móc je załatać na linii frontu i dać jej przynajmniej 50% szans na to, że dożyje następnego świtu. Trzeba ją przenieść do punktu opatrunkowego, w innym przypadku możemy pomyśleć, pod którym drzewem ją zakopiemy – splunął na ziemię. – To będzie ryzykowne, ale raczej zależy ci na jej przeżyciu, w przeciwnym przypadku nawet nie pytałabyś mnie o medyka. Musisz mi pomóc. Nie mamy żadnych noszy, a jej stan uniemożliwia wzięcia jej na plecy. Będę musiał przetransportować ją na rękach do punktu, w którym zebrała się grupa szturmowa, tam dostanie dalszą pomoc. Problem w tym, że będę wtedy narażony na odstrzelenie jak kaczka podczas sezonu polowań. Musisz iść małej odległości za mną i mnie osłaniać, gdyby pojawili się jacyś Imperialiści, a pojawią się prawie na pewno. Oni są jak rekiny. Wyczują krew i się zlecą. Mam nadzieję, że mogę zaufać twoim zdolnościom strzeleckim.