Federacja Starej Huty
-
Było tam wszystko, co wymagało podstawowej opieki. Bandaże, opatrunki, igły i nici. Większość z tego już produkcji powojennej, chociaż kilka sztuk wciąż leżało w dwudziestoletnich opakowaniach. Nawet stała tam butelka siwuchy, zapewne do odkażania.
-
Chodź kusiło go, nie sięgnął po przedwojenne zapasy. Jeżeli już ktoś miał ich użyć, to wolał zostawić decyzję o tym profesjonalistce, pielęgniarce. Wyciągnął trochę bandaży i opatrunki, a także butelkę, od razu wykorzystując ją do tego by delikatnie skropić swoje ręce i odkazić je w ten sposób. Spodziewał się, że zapiecze, gdy alkohol dostanie się do każdej małej ranki i zadrapania.
Gdy już ból w jego dłoniach minął, podszedł do najbliższego pacjenta i zabrał się za zmianę opatrunków i oczyszczenie ran, zgodnie z poleceniem.
-
Większość rannych była nieprzytomna, to i praca była łatwa. Pozostali gorączkowali i na zmianę odzyskiwali oraz tracili przytomność. Widać było, że same rany zostały dobrze zabezpieczone, niewiele miałeś z tym pracy. Na koniec została ci już tylko Owca, wciąż majacząca w gorączce.
-
Podszedł do niej i zatrzymał się na chwilę. Czuł, że to przez niego to wszystko ją spotkało. Nie mógł zatrzymać wojny, ale mógł zatrzymać jedną dziewczynę od babrania się w niej.
Dodatkowo przemył swoje dłonie samogonem i zaczął powoli, delikatniej i ostrożniej niż u pozostałych zmieniać opatrunki Owcy.
— Wybacz, że Cię w to wciągnąłem… — Wymamrotał, przemywając jej rany.
-
Miała ranę pod lewą piersią, od cięcia. Ostrze musiało wejść dość płasko, bo chociaż ślad był spory, to niezbyt głęboki. Broń zapewne pamiętała lepsze czasu, bo widać było infekcję. Sama dziewczyna też była rozpalona od gorączki.
Gdy już z nią skończyłeś nastał wieczór. -
Miał nadzieję, że przetrzyma to. Była silną dziewczyną, przetrzymała dużo… Oby teraz też dała radę.
Dopiero, gdy skończył zakładać opatrunki, poczuł jak bardzo jest zmęczony. W końcu… Chyba nie zmrużył oka odkąd przybył do Federacji? Od czasu wyruszenia z Galerii? Już nie miał piętnastu lat, by umieć wystać tak długo…
Odłożył niewykorzystane przybory medyczne na swoje miejsce i usiadł, opierając się o ścianę w miejscu obok tego, gdzie położył plecak. Zamknął oczy i spróbował zasnąć.
-
Usnąłeś niemal natychmiast, nawet nie usłyszałeś, czy pielęgniarka położyła się w łóżku, czy może jednak wróciła do domu. Jak się obudziłeś, to także jej nie widziałeś, jednak drzwi otwarte na oścież wskazywały, że wyszła na salę. Nie mogłeś jej dostrzec ze swojej pozycji, bo obudziłeś się tak połamany, jakbyś ostatnie kilka lat pracował w kopalni.
-
Lata na karku dawały o sobie znać… Szczególnie ostatnie dwadzieścia, choć te z czasów zanim świat szlag jasny trafił też nie były łatwe. Marley powoli wstał i rozprostował się, rozciągając mięśnie.
-
W bólach doprowadziłeś się do porządku i stanąłeś pośrodku małej dyżurki. Wciąż była w nieładzie, ewidentnie pielęgniarka cały czas poświęcała pacjentom, i nie miała kiedy doprowadzić wszystkiego do ładu.
-
W takim razie postanowił ją wyręczyć. Choć jego żołądek domagał się jedzenia, to wolał najpierw uporządkować otoczenie. Pamiętał jednego z swych nauczycieli, zawsze powtarzających by najpierw zabierać się za obowiązki, dopiero później za przyjemności… Ciekawe czy przeżył? I ciekawe też, jak śniadanie z codzienności stało się przyjemnością…
Zastanawiając się nad tym, zaczął odkładać rzeczy na swoje miejsca.
-
Jako że pomieszczenie było wszystkim po trochu, to i porządki nie szły najlepiej. Ostatecznie spędziłeś tutaj mnóstwo czasu, a bałagan wydawał się w ogóle nie zmniejszyć.
-
Marley starł rękawem kurz z twarzy, choć pewnie nie dało to wiele. Poddał się w walce z nieładem i zamiast tego postanowił sprawdzić po kolei stan pacjentów. Gdy to zrobi, uda się do piwnicy, licząc na jakąś żywność i wieści z wojny.
-
Gdy tylko wyszedłeś na salę, wręcz uderzył cię widok, którego byś się w życiu nie spodziewał. Owca podniosła się na łóżku do pozycji siedzącej.
Chociaż siedziała z rękami skrzyżowanymi na piersi i dość naburmuszoną miną. Obok jej łóżka stała pielęgniarka z jakimiś kartkami w ręce i wyjątkowo ciężką miną. Pewnie starała się wypełnić kartę pacjenta, a Owca jej w tym w ogóle nie pomagała. -
— Owca! — Marley zawołał raźnie, podchodzą do niej i lekarki. — Widzę, że już lepiej z tobą!
-
- Tsa, o wiele. Kiedy w końcu mogę sobie iść?
- Już mówiłam, że musisz zostać jeszcze jeden dzień na obserwacji. Rana jest niegroźna ale w tych warunkach trzeba uważać.
- Niegroźna! Prawie mi tam cycka odcięli! Już i tak są małe, a ja jeszcze mogłam jednego stracić! - Wybuchła dziewczyna, nieco nazbyt płaczliwie. Pielęgniarka tylko przewróciła oczami, dopisała coś do notatek i odeszła do innego pacjenta, ewidentnie już zmęczona Owcą. -
— Owca, Owca, spokojnie… — Marley spróbował ją uspokoić, podchodząc nieco bliżej. — Ważne, że żyjesz, nie? Odsiedzisz tutaj swoje, tylko jeden dzień i tyle, po wszystkim.
-
- Super, ja tu siedzę, a tam mi nagroda ucieka… - Burknęła, jeszcze mocniej krzyżując ramiona i patrząc w bok. Pewnie źle się z tym czuła, że musi tu leżeć, gdzie jest jedyną przytomną na wieloosobowej sali, z o wiele bardziej poważnymi ranami.
-
— Zabrałem trochę fantów z puli nagród dla Ciebie, jakby co. Poleżysz tu trochę i wrócisz no, do tej swojej… — Odpowiedział Marley, opierając się luźno o ścianę z skrzyżowanymi ramionami. — Z dobrych wiadomości, dresiarze dostali w czapę i raczej nie prędko ruszą na podbój reszty Woli, o ile jeszcze kiedykolwiek.
-
- A w dupie ich mam, jak dla mnie mogą zająć nawet i Dół - Wydęła wargi - I o jakiej znowu “mojej” ty mówisz? Zgarniam chabar i idę kilka dni odpocząć. Jak się uda, to może nawet odpoczywanie zacznę od Kupców. Drogo mają, cholery, ale za te cycki to może mi nagrodę podniosą i będzie mnie stać.
-
— Brzmi jak plan. — Kiwnął głową. — Urlop, z resztą, zasłużony.