Federacja Starej Huty
-
Lata na karku dawały o sobie znać… Szczególnie ostatnie dwadzieścia, choć te z czasów zanim świat szlag jasny trafił też nie były łatwe. Marley powoli wstał i rozprostował się, rozciągając mięśnie.
-
W bólach doprowadziłeś się do porządku i stanąłeś pośrodku małej dyżurki. Wciąż była w nieładzie, ewidentnie pielęgniarka cały czas poświęcała pacjentom, i nie miała kiedy doprowadzić wszystkiego do ładu.
-
W takim razie postanowił ją wyręczyć. Choć jego żołądek domagał się jedzenia, to wolał najpierw uporządkować otoczenie. Pamiętał jednego z swych nauczycieli, zawsze powtarzających by najpierw zabierać się za obowiązki, dopiero później za przyjemności… Ciekawe czy przeżył? I ciekawe też, jak śniadanie z codzienności stało się przyjemnością…
Zastanawiając się nad tym, zaczął odkładać rzeczy na swoje miejsca.
-
Jako że pomieszczenie było wszystkim po trochu, to i porządki nie szły najlepiej. Ostatecznie spędziłeś tutaj mnóstwo czasu, a bałagan wydawał się w ogóle nie zmniejszyć.
-
Marley starł rękawem kurz z twarzy, choć pewnie nie dało to wiele. Poddał się w walce z nieładem i zamiast tego postanowił sprawdzić po kolei stan pacjentów. Gdy to zrobi, uda się do piwnicy, licząc na jakąś żywność i wieści z wojny.
-
Gdy tylko wyszedłeś na salę, wręcz uderzył cię widok, którego byś się w życiu nie spodziewał. Owca podniosła się na łóżku do pozycji siedzącej.
Chociaż siedziała z rękami skrzyżowanymi na piersi i dość naburmuszoną miną. Obok jej łóżka stała pielęgniarka z jakimiś kartkami w ręce i wyjątkowo ciężką miną. Pewnie starała się wypełnić kartę pacjenta, a Owca jej w tym w ogóle nie pomagała. -
— Owca! — Marley zawołał raźnie, podchodzą do niej i lekarki. — Widzę, że już lepiej z tobą!
-
- Tsa, o wiele. Kiedy w końcu mogę sobie iść?
- Już mówiłam, że musisz zostać jeszcze jeden dzień na obserwacji. Rana jest niegroźna ale w tych warunkach trzeba uważać.
- Niegroźna! Prawie mi tam cycka odcięli! Już i tak są małe, a ja jeszcze mogłam jednego stracić! - Wybuchła dziewczyna, nieco nazbyt płaczliwie. Pielęgniarka tylko przewróciła oczami, dopisała coś do notatek i odeszła do innego pacjenta, ewidentnie już zmęczona Owcą. -
— Owca, Owca, spokojnie… — Marley spróbował ją uspokoić, podchodząc nieco bliżej. — Ważne, że żyjesz, nie? Odsiedzisz tutaj swoje, tylko jeden dzień i tyle, po wszystkim.
-
- Super, ja tu siedzę, a tam mi nagroda ucieka… - Burknęła, jeszcze mocniej krzyżując ramiona i patrząc w bok. Pewnie źle się z tym czuła, że musi tu leżeć, gdzie jest jedyną przytomną na wieloosobowej sali, z o wiele bardziej poważnymi ranami.
-
— Zabrałem trochę fantów z puli nagród dla Ciebie, jakby co. Poleżysz tu trochę i wrócisz no, do tej swojej… — Odpowiedział Marley, opierając się luźno o ścianę z skrzyżowanymi ramionami. — Z dobrych wiadomości, dresiarze dostali w czapę i raczej nie prędko ruszą na podbój reszty Woli, o ile jeszcze kiedykolwiek.
-
- A w dupie ich mam, jak dla mnie mogą zająć nawet i Dół - Wydęła wargi - I o jakiej znowu “mojej” ty mówisz? Zgarniam chabar i idę kilka dni odpocząć. Jak się uda, to może nawet odpoczywanie zacznę od Kupców. Drogo mają, cholery, ale za te cycki to może mi nagrodę podniosą i będzie mnie stać.
-
— Brzmi jak plan. — Kiwnął głową. — Urlop, z resztą, zasłużony.
-
- No ja myślę! - Uderzyła pięścią o swoją wyciągniętą dłoń - W ogóle, to gdzie byłeś? Szukałam cię przed tym pokurwionym szturmem, i znaleźć nie mogłam.
-
Słysząc to pytanie, Marley zwiesił na moment głowę, uciekając wzrokiem na podłogę. Nie było to coś czym chciał się chwalić. Dresiarze byli jacy byli i dokonali strasznych rzeczy… Ale nie był dumny z tego, że złamał swą własną zasadę - po pierwsze nie zabijaj.
— Długo by opowiadać, a niekoniecznie jest o czym. — Machnął ręką z rezygnacją. — Zgłosiłem się na ochotnika do wyciągnięcia jednej z wojskowych Federacji z dupiastej sytuacji. Stamtąd ona poprowadziła nas do ataku na stadion. — Odpowiedział, przypominając sobie widok płonącego budynku. — …Tyle, nie ma co dużo mówić.
Przypomniał sobie widok Messiego, z otworem po kuli ziejącym z jego ciała. Dobrze wiedział, kto wtedy wystrzelił. Nie mógł jednak przestać myśleć o tym, że znów zniżył się do poziomu podczłowieka, śmiecia jakim był przed laty. I zrobił to w tym samym miejscu. Obiecał… Obiecał sobie być lepszym, dla Elizy. Widział ją, wtedy w podziemiach Stalówki, gdy nacisnął spust. Trafił w Messiego, ale nigdy nie strzelił w jego kierunku. Znów, znów to zrobił… }
Opierając się o ścianę, mimowolnie jego oczy nabiegły łzami.
-
- No, no… Czyli jednak Federacja zna się na rzeczy i jednocześnie poszła z dwóch stron. Szkoda tylko, że to ja byłam przynętą, a ty sobie spokojnie poszedłeś od dupy strony - Skrzywiła się, w ogóle nie zauważając twojej reakcji. Chyba była trochę rozżalona tym, że dała się zaskoczyć jak początkujący stalker, chociaż doświadczenia miała więcej, niż nie jedna osoba z Galery.
- Ech, no nic… Trzeba będzie teraz tu siedzieć i się nudzić. Nawet flaszki nie ma do towarzystwa. -
— Jeden dzień Cię nie zbawi. — Odpowiedział, ocierając ukradkiem oczy. — A zrobi Ci dobrze. Potraktuj to jak L4, wstęp do urlopu.
-
- Jak “el-co”? - Popatrzyła na ciebie zdziwiona - Ty to się dobrze czujesz? Może jednak to ty powinieneś się tu położyć, a ja już wyjść.
-
W odpowiedzi zaśmiał się pod nosem, po czym machnął ręką.
— Pal to licho, po prostu jestem stary, Owca. — Odpowiedział spokojnie, śmiejąc się. — Zapominam o tym, że to powoli już nie jest mój świat.I nie mówił o tym tylko dlatego, że najemniczka nie zrozumiała prostego, w jego mniemaniu, żartu. To co dzisiaj widział w piwnicach… Tamten świat był jaki był. Mar wcale nie był lepszy. Jednak wtedy piwnice bloków Stalowej Woli były miejscem na rowery, nie na zbiorowe groby.
-
- Niech Ci będzie, dziadzia… - Przewróciła oczami - Gdzie śpisz? Jakaś miejscowa lala dała ci wyro i nie tylko?
Zaśmiała się pod nosem, chociaż oboje wiedzieliście, że nie sypiasz z losowymi kobietami i po prostu Owca próbowała się z tobą drażnić.
- A jak nie, to chociaż puknij tą pigułę, bo chyba zaraz zwariuję od leżenia tutaj.