Federacja Starej Huty
-
— Owca! — Marley zawołał raźnie, podchodzą do niej i lekarki. — Widzę, że już lepiej z tobą!
-
- Tsa, o wiele. Kiedy w końcu mogę sobie iść?
- Już mówiłam, że musisz zostać jeszcze jeden dzień na obserwacji. Rana jest niegroźna ale w tych warunkach trzeba uważać.
- Niegroźna! Prawie mi tam cycka odcięli! Już i tak są małe, a ja jeszcze mogłam jednego stracić! - Wybuchła dziewczyna, nieco nazbyt płaczliwie. Pielęgniarka tylko przewróciła oczami, dopisała coś do notatek i odeszła do innego pacjenta, ewidentnie już zmęczona Owcą. -
— Owca, Owca, spokojnie… — Marley spróbował ją uspokoić, podchodząc nieco bliżej. — Ważne, że żyjesz, nie? Odsiedzisz tutaj swoje, tylko jeden dzień i tyle, po wszystkim.
-
- Super, ja tu siedzę, a tam mi nagroda ucieka… - Burknęła, jeszcze mocniej krzyżując ramiona i patrząc w bok. Pewnie źle się z tym czuła, że musi tu leżeć, gdzie jest jedyną przytomną na wieloosobowej sali, z o wiele bardziej poważnymi ranami.
-
— Zabrałem trochę fantów z puli nagród dla Ciebie, jakby co. Poleżysz tu trochę i wrócisz no, do tej swojej… — Odpowiedział Marley, opierając się luźno o ścianę z skrzyżowanymi ramionami. — Z dobrych wiadomości, dresiarze dostali w czapę i raczej nie prędko ruszą na podbój reszty Woli, o ile jeszcze kiedykolwiek.
-
- A w dupie ich mam, jak dla mnie mogą zająć nawet i Dół - Wydęła wargi - I o jakiej znowu “mojej” ty mówisz? Zgarniam chabar i idę kilka dni odpocząć. Jak się uda, to może nawet odpoczywanie zacznę od Kupców. Drogo mają, cholery, ale za te cycki to może mi nagrodę podniosą i będzie mnie stać.
-
— Brzmi jak plan. — Kiwnął głową. — Urlop, z resztą, zasłużony.
-
- No ja myślę! - Uderzyła pięścią o swoją wyciągniętą dłoń - W ogóle, to gdzie byłeś? Szukałam cię przed tym pokurwionym szturmem, i znaleźć nie mogłam.
-
Słysząc to pytanie, Marley zwiesił na moment głowę, uciekając wzrokiem na podłogę. Nie było to coś czym chciał się chwalić. Dresiarze byli jacy byli i dokonali strasznych rzeczy… Ale nie był dumny z tego, że złamał swą własną zasadę - po pierwsze nie zabijaj.
— Długo by opowiadać, a niekoniecznie jest o czym. — Machnął ręką z rezygnacją. — Zgłosiłem się na ochotnika do wyciągnięcia jednej z wojskowych Federacji z dupiastej sytuacji. Stamtąd ona poprowadziła nas do ataku na stadion. — Odpowiedział, przypominając sobie widok płonącego budynku. — …Tyle, nie ma co dużo mówić.
Przypomniał sobie widok Messiego, z otworem po kuli ziejącym z jego ciała. Dobrze wiedział, kto wtedy wystrzelił. Nie mógł jednak przestać myśleć o tym, że znów zniżył się do poziomu podczłowieka, śmiecia jakim był przed laty. I zrobił to w tym samym miejscu. Obiecał… Obiecał sobie być lepszym, dla Elizy. Widział ją, wtedy w podziemiach Stalówki, gdy nacisnął spust. Trafił w Messiego, ale nigdy nie strzelił w jego kierunku. Znów, znów to zrobił… }
Opierając się o ścianę, mimowolnie jego oczy nabiegły łzami.
-
- No, no… Czyli jednak Federacja zna się na rzeczy i jednocześnie poszła z dwóch stron. Szkoda tylko, że to ja byłam przynętą, a ty sobie spokojnie poszedłeś od dupy strony - Skrzywiła się, w ogóle nie zauważając twojej reakcji. Chyba była trochę rozżalona tym, że dała się zaskoczyć jak początkujący stalker, chociaż doświadczenia miała więcej, niż nie jedna osoba z Galery.
- Ech, no nic… Trzeba będzie teraz tu siedzieć i się nudzić. Nawet flaszki nie ma do towarzystwa. -
— Jeden dzień Cię nie zbawi. — Odpowiedział, ocierając ukradkiem oczy. — A zrobi Ci dobrze. Potraktuj to jak L4, wstęp do urlopu.
-
- Jak “el-co”? - Popatrzyła na ciebie zdziwiona - Ty to się dobrze czujesz? Może jednak to ty powinieneś się tu położyć, a ja już wyjść.
-
W odpowiedzi zaśmiał się pod nosem, po czym machnął ręką.
— Pal to licho, po prostu jestem stary, Owca. — Odpowiedział spokojnie, śmiejąc się. — Zapominam o tym, że to powoli już nie jest mój świat.I nie mówił o tym tylko dlatego, że najemniczka nie zrozumiała prostego, w jego mniemaniu, żartu. To co dzisiaj widział w piwnicach… Tamten świat był jaki był. Mar wcale nie był lepszy. Jednak wtedy piwnice bloków Stalowej Woli były miejscem na rowery, nie na zbiorowe groby.
-
- Niech Ci będzie, dziadzia… - Przewróciła oczami - Gdzie śpisz? Jakaś miejscowa lala dała ci wyro i nie tylko?
Zaśmiała się pod nosem, chociaż oboje wiedzieliście, że nie sypiasz z losowymi kobietami i po prostu Owca próbowała się z tobą drażnić.
- A jak nie, to chociaż puknij tą pigułę, bo chyba zaraz zwariuję od leżenia tutaj. -
— Łeh, żeby nie skłamać, to ostatniej nocy byłem tak padnięty, że leżąc pod ścianą czułem się jak w królewskim łożu. — Odparł, wskazując ręką na podłogę. — A ,piguła", która poskładała Cię do kupy, ma już wystarczająco zmartwień na głowie. Poza tym, nie moja liga. Z tak nieogoloną mordą to równie dobrze mogę zarywać do mutanta i to średnia ładnego, ha!
-
Owca wysoko podniosła brwi, że mało nie zniknęły pod jej włosami. W końcu je opuściła i sama przesunęła się na najdalszy skraj łóżka od ciebie. Przy tym także odsłoniła połę kołdry.
- No? Co się gapisz jak mutas w gówno? Ładuj się do wyra. -
Mar zmarszczył brwi, jednocześnie blednąc trochę. Nie był pewien, co dziewczyna chciała tym osiągnąć, ale jeżeli chodziło o to o co myślał, że chodziło to…
— Owca, o co Ci biega? — Zapytał, bez wcześniejszego rubasznego tonu. — Ty chyba jeszcze majaczysz, dziewczyno. -
- O rany, wy staruchy, to tylko o jednym… - Przewróciła oczami - Przecież możemy spać razem i jednocześnie się nie pukać. Co, w wojsku nigdy nie byłeś, w piętnaście osób na jednym łóżku nie spałeś?
Pokręciła głową z dezaprobatą.
- Już naprawdę nie mam co robić, tylko ci dupy dawać, jak mnie cycki bolą… -
Przynajmniej nie chodziło jej o to, o czym najpierw pomyślał… Z resztą, skąd on miał wiedzieć, jak ona sama najpierw bredziła o pukaniu piguły?!
— Jak myślisz że im zapaskudzę kołdrę swoją osobą, to majaczysz, dziewczyno. — Odparł, próbując wybrnąć z sytuacji. — Ja jestem umorusany jak Święta Ziemia, dyżurna by mi odcięła łeb przy karku skalpelem, gdyby zobaczyła mnie i mój brudny zad pod pierzyną. Poza tym, Federacja dalej szuka rąk do pracy, bardziej przydam im się z cegłami w rękach niż chrapiąc. -
- Jak tam sobie chcesz - Wzruszyła ramionami - Ale jak mi z tego krzesła spadniesz i se łeb rozbijesz, to przysięgam, że idę na Galerę bez ciebie!
Tymczasem pielęgniarka wyszła na salę, robiąc dzisiejszy obchód.