Federacja Starej Huty
-
— Aha. — Marley kiwnął głową. — Ja tutejszy nie jestem, ale mogę się podpisać pod szamą za darmo i odesłaniem kiboli z powrotem na ich obsrany stadion.
//Jakieś podpowiedzi do tego, co dalej począć? Na pewno nie zamierzam opuszczać Federacji dopóki Owca nie wyjdzie z szpitala.//
-
//Warto do niej wreszcie wrócić, i sprawdzić czy, jak się miewa, a nie tylko plotki, ploteczki :P//
- Amen, bracie! - Mężczyzna uderzył mocno kieliszkiem o stół, po wypiciu porcji samogonu - Zapłacili ci jakoś uczciwie? Nam poza kolacją dali kilka zdobycznych gówien i powiedzieli, że jako stalkerzy zarobimy więcej, niż jakby w pestkach zapłacili. Ha! Skurwysyny…
-
// A obiadek szpitalny zjedzony? :V //
-
//A to odkąd on ją odwiedził nie minęły jakieś dwie godziny maks, czy się mylę? Choć time skipem nie pogardzę.//
-
//Uznajmy, że ploteczki trwały do wieczora.
-
Marley powrócił do prowizorycznego szpitala, by zobaczyć jak trzyma się Owca. Choć przy charakterze dziewczyny, pewnie najgorszą karą dla niej były nie szramy, a nuda…
-
Już z daleka było widać, że siedzi na łóżku strasznie nadąsana. Nad nią stała pielęgniarka z jakimiś papierami, najprawdopodobniej próbowała wypełnić kartę pacjenta. Wnioskując po jej minie, Owca w ogóle jej w tym nie pomagała.
-
— Owca! — Machnął jej już z daleka, podchodząc do lazaretowego łóżka. — I jak, wypisują Cię już?
-
- Minimum dzień obserwacji, rana wciąż nie wygląda za dobrze - Mruknęła pielęgniarka, wciąż coś pisząc.
- Dzień?! I co ja mam tu robić?! Mam swoje sprawy!
Pielęgniarka przewróciła oczami i westchnęła ciężko. Odeszła od łóżka, idąc na tył sali, gdzie było postawione przepierzenie. Zniknęła za drzwiami, prawdopodobnie do swojej dyżurki, a Owca posłała jej takie spojrzenie, że jakby mogło ono zabić, to kobieta padłaby trupem już przy łóżku. -
Marley pokręcił głową, stając przy ramie łóżka.
— Ona wie co mówi, Owca. — Stwierdził, wodząc wzrokiem w kierunku przepierzenia. — Twoje sprawy będą miały się lepiej, jeżeli wrócisz do nich zdrowa. Dzień temu jeszcze majaczyłaś. Daj sobie czas na zregenerowanie. -
- Kiedy ja już jestem zde-gra-do-wa-na! - Zająknęła się płaczliwym głosem - Jeszcze mi kasa przepadnie za to całe nadstawianie cycków dla Federacji!
-
— Chwila, czekaj. — Marley oparł dłoń na łóżku, uważnie patrząc na Owcę. — Jak to zdegradowana? O co chodzi?
-
- No przecież mówisz, że najpierw mam być zdegradowana, żeby stąd wyjść! A ja już jestem! Mogę biegać, skakać i chlać! - Już się mało nie rozpłakała - Wszystko, tylko nie pobyt w tej Federacyjnej umieralni!
-
Marley najpierw zamrugał, a później jego otwarta dłoń wylądowała na szorstkiej twarzy mężczyzny.
— Zregenerowała, nie zdegradowała, do cholery… — Westchnął. — …To znaczy, że masz odpocząć. Daj sobie chociaż jeden dzień, Owca. Wiem, że ty jesteś już w formie i wierzę w to, ale twój organizm może nie wiedzieć tego. Daj mu jeszcze odsapnąć, chociaż do jutra. Zrobili Ci tu jakąś krzywdę? Nie? No właśnie.
-
Już otwierała usta, żeby coś odpowiedzieć, ale się powstrzymała. Tylko skrzyżowała ramiona na piersi i wydęła wargi. Wyglądała jak obrażona sześciolatka.
-
Uniósł jedną brew w skonsternowanym geście.
— Więc posiedź tu jeszcze przez jeden dzień i nie utrudniaj zadania dobrym ludziom, którzy zszywają twój tyłek. — Odparł, po czym przewrócił oczami. — Jak chcesz, to wykombinuję jakieś karty i przyniosę, szybciej czas zleci.
-
- Ty to wykombinuj kulki, bo cię ogram do goła! - Rzuciła butnie po czym umilkła na chwilę swej własnej zadumy - Mar…? Ale nie zostawisz mnie tu, co…?
-
Dziwne, przykre poczucie owiało jego kark. Nie spodziewał się takich słów z strony Owcy, jednak prędko uśmiechnął się, aby dodać jej otuchy.
— Pewnie, że nie. Przywlokliśmy się tu razem, to i wrócimy na Galerę razem. — Odpowiedział raźnie. — W końcu bez Ciebie nie miałby mi kto przypominać, że jestem staruchem, co nie? — Zażartował, chcąc poprawić jej humor.
-
- No i dobrze. Nie śpieszy mi się do federałów - Kiwnęła głową - A ty co będziesz robić? Pójdziesz podrywać panienki czy innych staruchów zapytać, gdzie tu są leżaki?
-
— Pfff, może. Może jak zbiorę trochę więcej staruchów to zagramy w bingo albo zamkniemy się za gablotami i otworzymy muzeum, czy coś… — Powiedział, po czym zdał sobie sprawę, że zapewne był to kolejny z żartów, których Owca raczej nie ogarnie. — …W każdym razie, pójdę poszukać kart. Na kulki jestem za stary, ale gwarantuję Ci, że jutro rano będziesz już znała tajniki pokera. Za jakiś czas wrócę, a ty nie rób problemów pielęgniarce, jasne?
To mówiąc, odwrócił się na pięcie i pogwizdując pod nosem, wyszedł z pomieszczenia. Cóż… Nie miał konkretnych planów na resztę dnia, a w karty zresztą już dawno nie grał, prawda?