[Metro-Zdzieszowice] Stacja Szkolna
-
Położona w bezpośrednim sąsiedztwie dawnego Gimnazjum im. Kardynała Wyszyńskiego, stacja Szkolna jest spokojnym, na pozór nie rzucającym się w oczy miejscem. Niemalże całkowicie wykorzystano w niej torowisko, bowiem na stację wchodzi tylko jego kawałek, pozwalający Cysternie czy rządowym wagonom na rozładowanie swojego towaru czy pasażerów. Resztę szyn zdemontowano, posyłając je do Perły, bądź wykorzystując na miejscu, podobnie jak uzyskane podkłady, w budowie mikroskopijnych mieszkań lub przejść między ich poziomami. Uzyskaną przestrzeń koło peronu przeznaczono na uprawę grzybów, które na Szkolnej szybko dawały obfite plony. W pełni wykorzystano także odcinek nieukończonego tunelu, który miał prowadzić do mitycznej stacji Stare Osiedle, stawiając po obu jego stronach drewniane baraki lub namioty. Sam peron, a także korytarz, na którym dawniej znajdowały się wejścia do toalet oraz automaty sprzedające bilety, został w pełni zaakomodowany jako powierzchnia zabudowana mieszkaniami, zagrodami dla nielicznych zwierząt czy straganami. Coraz bardziej integralną częścią stacji stają się także rozległe piwnice Gimnazjum, do których z stacji można dotrzeć niezwykle prosto, przechodząc tunelem wykopanym przez Górników w celu stworzenia bezpiecznej drogi dla robotników zmierzających do pracy na farmie.
-
Adam Miauczyński
Ta noc nie była dla Adama najlepiej przespaną. Starzejącego się nauczyciela dopadły koszmary, które nie przerażały tym co tu i teraz, ale gnębiły duszę tym, co dawno już przeminęło. Mężczyzna jak przez mgłę widział ostatnie spotkanie z swoimi rodzicami, rozmyte tak jakby 22 lata temu wcale nie spotkał się z nimi w ich domu w Łodzi. Jak małżeństwo mogło zakończyć swój żywot? Czy byli pogodzeni z losem, czy też łapczywie chwytali wszelkie nadzieje na przetrwanie? Adam mógł się wyłącznie domyślać, ale niewiedza w tym śnie wyjątkowo silnie ściskała mu gardło. Później słyszał swoją zmarłą żonę i płacz jego dziecka, Sylwusia. Wołali do niego, ale nauczyciel nie mógł zrozumieć ich słów. Były przytłumione, wołały w eterze, w którym Adam nie mógł znaleźć nie tylko najbliższych, ale także samego siebie.
Te koszmary kilkakrotnie wybudzały go z snu dzisiejszej noc i dopiero nad ranem zapadł w głębszy sen. Jak na złość, właśnie wtedy ponownie został wyrwany z drzemania - ktoś pukał do w ściankę jego skromnego przybytku. Nie było to twarde pukanie sił rządowych, ani niepewne stuknięcia osoby, która będzie prosiła o przysługę. Było to zdecydowane pukanie kogoś, kto wiedział czego chce i do spełnienia swojego celu wymagał wyłącznie odpowiedzi z wewnątrz. -
Adam obudził się, kilka sekund zerkając tępo w ścianę. “Ja pierdolę kurwa”.
- Czego?! - wrzasnął, jeszcze sennym, ale poddenerwowanym głosem. -
Krzyczenie o tak wczesnej porze, na przecież tak ciasno zabudowanej stacji, nie było najlepszym pomysłem w życiu Adama. Od razu spotkał się z odpowiedzią sąsiada, którego mieszkanko było przyklejone do lewej ściany klitki nauczyciela.
— Stul ryj, ludzie śpią! — Odpowiedział głosem świadczącym o tym, że polecenie nie zostanie powtórzone, Pan Cyprian, wspomniany sąsiad. Wprowadził się niedawno, a właściwie to powrócił, bo wcześniej spędził rok na przymusowych robotach na Perle za dotkliwie pobicie funkcjonariusza państwowego. Choć miał rację, upominając się o ciszę, sam nie był świętym. Adam często słyszał, jak Pan Cyprian przychodził pijany do domu i bił dwójkę swoich dzieci oraz żonę. Z tego co mógł usłyszeć przez ścianę, chyba nawet raz doprowadził małżonkę do poronienia. Ale czy w kwestii Adama leżało jakkolwiek zajmować się tą sprawą? Chyba nie.
Tymczasem osoba stojąca za drzwiami, słysząc, że domownik był obecny, odsunęła drzwi i weszła do środka, zamykając je za sobą. Tą osobą okazał się jeden z farmerów pracujących razem z nauczycielem przy uprawie warzyw, Daniel Kapuściński. Kapusta, jak był przezywany przez wiele osób, był mężczyzną o silnie zbudowanym ciele, szczególnie w oczy rzucały się jego mocarne ramiona, uwydatnione przez wiecznie zakasane rękawy. Nie pasowało to do jego jowialnej twarzy, niemalże zawsze uśmiechniętej twarzy, ale kto by się tym przejmował. Większość ludzi na Szkolnej lubiła Daniela. Był zawsze chętny do pomocy, udzielał się przy ważnych dla stacji sprawach, a do tego był uczciwy i pracowity. Jednak tym razem jego twarz wyglądała na zaniepokojoną przez coś, ale w tym samym czasie zaciętą i gotową do działania.
— Panie Adamie, jest sprawa. Muszę z Panem o czymś pogadać. — Powiedział Kapusta zaraz po zasunięciu drzwi. -
“A ja muszę ci walnąć łopatą w łeb i przerobić na kompost, ranny ptaszek się znalazł”.
Adam szybko wstał i odsunął krzesło a następnie gestem ręki pokazał, aby gość sobie siadł.
- A jakaż to sprawa? - Zapytał, ponowie wchodząc na łóżko. -
Zgodnie z zachęceniem Adama, Daniel usiadł, składając ręce.
— Zaraz Panu o wszystkim powiem, tylko najpierw muszę dowiedzieć. — Podniósł wzrok, patrząc teraz prosto w oczy nauczyciela: — Czy gdyby dano Panu szansę odmienienia tych tuneli na lepsze miejsce, wykorzystałby ją Pan? — Adam mógł zobaczyć, że to pytanie było dla niego niezwykle ważne. -
Adam podrapał się po skroni.
- Nie wiem… Może jak byłoby tu bardzo źle, to ludzie mieliby motywację to znalezienia miejsca zdatnego do życia na powierzchnii, a byłoby ono lepsze od… lepszej wersji tych tuneli. Ale w sumie jakbym miał taką moc, to może być odmienił to miejsce. A po co w ogóle to pytanie? -
Kapusta chyba nie był w pełni zadowolony tą odpowiedzią, ale najwyraźniej zdecydował się podjąć ryzyko. Odetchnął głęboko i wyprostował się na krześle:
— Ponieważ może Pan otrzymać taką szansę. Wiemy, że przed wojną nauczał Pan o społeczeństwie i historii, Panie Adamie. — Gdyby nauczyciel nie znał Daniela, uczciwego człowieka, o którym nie mógł sobie przypomnieć ani jednego razu by doniósł na kogoś, mógłby zacząć się obawiać - ton jaki przybrał niemalże mówił, że Adam sprowadził na siebie kłopoty swoją przeszłością, która rzeczywiście nie była pożądaną przez władze Sojuszu. -
- A ja wiem, panie Danielu, że ściany mają uszy. Zwłaszcza to ścianopodobne coś. - Szeptał, zbliżając się po chwili do gościa - O co ci dokładnie chodzi?
-
Chociaż Kapusta już wcześniej mówił cicho, to widząc, że Adam obniża ton, on też ucieszył swój.
— Adam, szykuje się zryw przeciwko Dyktatorowi. Wielki, przemyślany zryw. Ale brakuje nam kogoś z taką wiedzą jak twoja. Sam dobrze wiesz, po co wprowadzono zakaz polityki i wszystkiego z nią związanego. Dyktator boi się opozycji. Przyszłe dowództwo chciałoby, byś nauczał w Podziemiu i służył im radą, żeby gdy władza zmieni się na tą lepszą, każdy człowiek mógł mieć głos. — Wyjaśnił. Adam przywołał z pamięci Podziemie - niższe piętra i ich boczne pomieszczenia na Perle, gdzie władza Dyktatora nie jest tak silna jak w innych miejscach. Owszem, pojawiają się tam patrole Szarej Gwardii, ale nawet one nie są w stanie sprostać zatrważającej ilości popełnianych tam przestępstw i na niektóre rzeczy po prostu przymykają oko. Podziemie prawdopodobnie było najlepszym miejscem w Sojuszu na konspirowanie przeciwko niemu. -
“Kurwa, siedzimy jak krety pod ziemią, świat się skończył, jemy gówno a on chce abyśmy się jeszcze w konspirację bawili. Tylko co by mu odpowiedzieć…”
- Nadal nie wiem, o co ci dokładnie chodzi - odrzekł, z naciskiem na słowo dokładnie.
“No super odpowiedziałeś, brawo panie wielki historyku. Rozmawiacie o czymś, co może dać Ci wyrok śmierci, a ty nawet nie wiesz jak to kontynuować. I po cholerę dawałem akcent na dokładnie? Jakbym miał to przemyślane, ale tak se powiedziałem. Pewnie tak myśli, że chodzi o to dokładnie. Głupi frajer, jakbym akcentował buraki to też by pomyślał, że o coś dokładnie mi chodzi. A tu nic, buraki jak buraki.” -
Daniel ponownie głęboko odetchnął. Przez moment szukał słowa, pewnie zastanawiał się, jak lepiej przedstawić Adamowi swoją, a raczej ich, ofertę. W końcu złożył dłonie w geście podobnym do modlitwy i opuszkami palców wskazał nauczyciela:
— Dowództwo widzi Cię jako ich doradcę w Podziemiu i nauczyciela i chcieliby z Tobą o tym porozmawiać. Co ty na tą ofertę? — Kapusta spojrzał swojemu rozmówcy w oczy. -
Mariusz “Szprycer” Woliński
Kilka kroków w dół schodów i Łazik znalazł się na terenie stacji. Po lewej stronie zejścia ustawiono niewielki, szkolny stolik wraz z taboretem. Siedział tam urzędnik odpowiedzialny za spisywanie każdego wyjścia i wejścia na stację. Skinął porozumiewawczo głową w kierunku Szprycera, pokazując mu, by podszedł i załatwił oficjalności. -
Rzucił na stół paszport i ogon.
- Te kurwy robią się bezczelne. Dostanę coś za to? - Wskazał na trofeum. -
Mariusz “Szprycer” Woliński
Posiwiały urzędnik spojrzał na ogon z strachem i obrzydzeniem jednocześnie. Odwrócił wzrok, zabierając się za przepisywanie danych z paszportu na papier.
– …Dobry człowieku, po co mi to, na litość? Idź z tym do handlarzy, oni skupują takie… pamiątki z powierzchni. – Odsunął od siebie paszport, dalej omijając ogon wzrokiem. -
Ten post został usunięty! -
Ten post został usunięty! -
Ten post został usunięty! -
Ten post został usunięty! -
Ten post został usunięty! -
Zabrał trofeum, marudząc coś o “niekompetencji płac wobec wolnych Łazików pracujących na rzecz rządu”, po czym zabrał dokumenty.
- Jestem wolny? Śpieszy mi się. -
Mariusz “Szprycer” Woliński
— Możesz iść, ale następnym razem nie przynoś mi tutaj takich fantów. — Odpowiedział urzędnik, wycierając wyciekłe z odciętego ogona krople krwi kawałkiem materiału, na którym Mariusz dostrzegł dawno nie widziany symbol. Nici, którymi go wyszyto, już dawno zatraciły kolory i wraz z brudem nabrały nowe, jednak dalej mógł wyraźnie dostrzec uśmiechnięte, promieniste słońce - symbol Szkoły Podstawowej nr. 2. Tak, ten materiał zdecydowanie pochodził z mundurków tej placówki, a jednak wydawało się to niemożliwe. Dwójka znajdowała się w samym centrum Starego Osiedla, a to od przynajmniej dwóch dekad było miejscem nie tylko cholernie napromieniowanym, ale także zajętym przez jeden z najgroźniejszych gatunków mutantów. Nie było tam żadnych tuneli ani schronów. Człowiek nie mógł tam przeżyć, pójść i powrócić. Jak mundurek tamtejszej szkoły mógł znaleźć się na Szkolnej? -
Złapał go za nadgarstek tej dłoni, podniósł do góry i wysyczał.
- Skąd. To. Masz?! -
Mariusz “Szprycer” Woliński
Starzec jęknął z bólem, gdy Łazik gwałtownie szarpnął nim. Kilkoro ludzi przechodzących pod schodami zauważyło tą scenę i przyglądało się jej z niepokojem.
— Na litość, to tylko szmatka, czego wy wszyscy chcecie… Odkupiłem od jednego handlarza z tydzień temu, na litość, puście mnie… — Wybełkotał urzędnik z niekrytym przerażeniem na twarzy. -
- Co to jeden? Gdzie on jest? Gadaj mi tu, to szalenie ważne! - Drugą dłoń zwinął w pięść i uderzył nią w blat.
-
Mariusz “Szprycer” Woliński
Pobladły urzędnik starał się wyrwać z ucisku, ale niewiele wskórał. Trząsł się jak osika.
— Na litość, to tutejszy był, Nekrofil się nazywa… Zwykle siedzi na targu albo po powierzchni łazi… Błagam, puście mnie już… — Jęczał, wykręcając dłoń. Tymczasem Szprycer zauważył, że przez ludzi obserwujących zajście przeciska się pokrzykujący oficer Szarej Gwardii, zapewne szybko powiadomiony przez któregoś z świadków. -
Puścił gryzipiórka, złapał za ogon i pognał na targ. Jest zbyt blisko uciekającego pociągu, by się zabawiać w pogaduchy z byłymi kamratami.
-
Mariusz “Szprycer” Woliński
Mariusz w biegu roztrącił ludzi stojących przy schodach, ominął motającego się w tłumie Gwardzistę, który zdążył tylko rzucić za nim kilka rozkazów “zatrzymania się”. Dalej stacja była już o wiele bardziej przestronna, nie musiał się przeciskać. Szybko minął skrzynkowe mieszkania i pędem wleciał na peron. Stamtąd mógł już dostrzec targ, czyli małą przestrzeń wydzieloną ma kilka skleconych z złomu i drewna straganów i koce biedniejszych handlarzy.
-
Nieco zwolnił, ale tylko po to, by rozpoznać handlarza, lub charakterystyczne towary. Zbyt wiele informacji mu rpzecieka między palcami, żeby tracić czas na cokolwiek.
-
Mariusz “Szprycer” Woliński
Małe rozmiary targu wyszły zdecydowanie na korzyść Łazika. Widząc dookoła siebie tylko kilka lichych straganów, mógł od razu rozpoznać, które należy do wspomnianego Nekrofila i czemu nadano mu taki przydomek. Każde z powieszonych na kołkach ubrań zostało z pewnością zdarte z trupa i wystawione na sprzedaż bez większych przygotowań - świadczyły o tym wyschnięte plamy krwi, materiał rozorany kłami i pazurami mutantów, a w niektórych miejscach nawet rozległe rozcięcia, świadczące o śmierci dawnego posiadacza znoszonej kurtki czy bluzy podczas starcia z innym człowiekiem. Pomimo tego, że stragan ,z niemalże całkowitą pewnością, należał do rzeczonej osoby, to wątpliwe było, że dziewczynka stojąca za ladą była nią. Nie była pełnoletnia, nawet wobec standardów nowego świata. Mogła mieć najwyżej czternaście lat.
-
- Gdzie jest Nekrofil?! - Wydarł się tak, żeby na pewno całe targowisko go słyszało. Dlaczego podkreślenia efektu, złapał za karabinek, przeładował grzyba i mocniej uchwycił broń w dłoniach.
-
Mariusz “Szprycer” Woliński
Handlarze spojrzeli na Łązika z strachem, ale nie odpowiedzieli. Może nie wiedzieli gdzie jest mężczyzna albo nie chcieli go wydawać? Za to na pewno coś wiedziała dziewczyna, która cofnęła się pod samą ścianę i nieporadnie próbowała wydukać jakieś słowo - mówiła tak cicho i jąkliwie, że niemożliwym było zrozumienie czegokolwiek. Za to wyraźnie było słychać Gwardzistę, który wyrwał się z tłumu i pokrzykując komendy rozejścia się, pobiegł za Mariuszem. Woliński miał wybór - zostać na targu i wyciągnąć informacje z dziecka albo uciekać, by uratować się przed aresztowaniem.
-
Złapał ją za ramię i pociągnął w stronę zaułków.
- Mów! Gdzie jest jego nora?! - Pogroził jej bronią. -
Mariusz “Szprycer” Woliński
Groźby zdawały się przynosić odwrotny efekt. Ciemnowłosa dziewczyna zamiast zacząć odpowiadać, zaczęły jeszcze bardziej mieszać słowa, trząść się, aż w końcu z jej oczu pociekły łzy. Nagle ramię Szprycera ktoś złapał. Gdy spojrzał w tamtą stronę, zobaczył starszą, pomarszczoną kobietę, patrzącą na mężczyznę z ogromną pogardą i obrzydzeniem, ale także troską, gdy na sekundę skierowała wzrok ku młodej.
— Zaprowadzę Cię do jej ojca, tylko zostaw ją w spokoju. Już. — Zabłagała, a raczej zażądała twardym głosem kobiecina. -
- W dupie mam jej ojca, szukam Nekrofila! - Wyrwał się i złapał broń tak, żeby strzelić z biodra w razie konieczności. Wytrzymał jej wzrok, samemu odpłacając jej obrzydzeniem. Do wszystkiego.
-
Mariusz “Szprycer” Woliński
— Nekrofil to jej ojciec. — Wycedziła kobieta. Dziewczynka wciąż trzęsła się, targana płaczem. Z targu dobiegały krzyki Gwardzisty domagającego się wskazania drogi twojej ucieczki.
-
- To idź, tylko szybko. I bez numerów! - Puścił dziewczynkę i złapała broń w obie ręce, celując z biodra w kobietę.
-
Mariusz “Szprycer” Woliński"
Ciemnowłosa prędko uciekła pod ścianę, z strachem oglądając całą sytuację. Harda kobieta jedynie kiwnęła głową i rzuciła krótkie “Za mną”, po czym wyprowadziła Mariusza z terenu targu wąskim, bocznym przejściem. Szła ku niedokończonemu tunelowi, który pomimo kilku osunięć i wielu pogrzebanych pod nim osób wciąż był gęsto zamieszkany. Ludzie obarczali Łazika dziwnym, nieswoim wzrokiem; w końcu wiedzieli, że Gwardia go szukała, ale jednocześnie żaden z nich nie chciał donosić na korzyść znienawidzonego prze lud narzędzia władzy Dyktatora. Szybko minęli niewysoką piętrówkę i zeskoczyli na kładki poprowadzone między uprawianymi na posadzce grzybami. Wtedy, gdy kobieta skupiała się na jak najszybszym doprowadzeniu Szprycera do celu, nadszedł cios. Potężne uderzenie zwaliło mężczyznę z nóg, ciemne plamy zatańczyły mu przed oczami. W Po kolejnym ciosie Mariusz stracił przytomność.
Deski. Dawne podkłady, połączone z sobą giętym drutem i krzywymi gwoździami. Wątłe, tańczące światło promyka przesączało się przez bluzę, która zwisała po prawej stronie. Poza tym, zewsząd otaczała go doskonale mu znana niechlujna konstrukcja prowizorycznych boksów. Przez pulsujący ból głowy, tętniący niczym armatnie salwy, dosłyszał dźwięk przewracanej kartki. Ktoś siedział nad Mariuszem.
-
Z wolna zaczął napinać i rozluźniać wszystkie mieście ciała po kolei, sprawdzając, co jeszcze mu pokiereszowali poza głową. Na razie zgrywał nieprzytomnego.
-
Mariusz “Szprycer” Woliński
Wyglądało na to, że oprawca obszedł się z Mariuszem wyjątkowo łagodnie. Poza niegroźnie wyglądającym (choć wciąż cholernie bolesnym) guzem na głowie nie znalazł żadnej rany, a przynajmniej nie sprawiały mu bólu. Nie mógł ich wyczuć dłonią - spętano mu ręce w nadgarstkach. Sytuacja wyglądała podobnie u stóp, które zostały przywiązane do desek ponad nimi. Sznur nie był napięty i zostawiał Szprycerowi tyle miejsca, by mógł swobodnie wyczołgać się spod pryczy. Siedzący nad nim człowiek wciąż nie był świadom przebudzenia Łazika.
-
Na tyle, żeby nie powodować hałasu, sprawdził stan swojego sprzętu. Chociaż bez szaleństw, wolał już nie być pewnym, co ma po kieszeniach, ale się nie zdradzić przed dryblasem na górze.
-
Mariusz “Szprycer” Woliński
Napastnik pozostawił Szprycera bezbronnego; nie miał przy sobie żadnej z swoich broni, jego kieszenie wydawały się lekkie, a plecaka nie było. Po chwili wodzenia wzrokiem, przez szczeliny w zasłonie z bluzy dostrzegł, że cały ekwipunek leżał całkiem niedaleko, w kącie pokoju. Widział swoją włócznie, plecak, a także łuk i oparte koło niego strzały.
-
Zatem spróbował po cichu sprawdzić, na ile ma swobody ruchów i jak mocna jest lina, którą go związano.
-
Mariusz “Szprycer” Woliński
Właściwie, poza dłońmi i stopami, mężczyzna nie był jakkolwiek unieruchomiony, ale przez znajdującą się zaraz nad nim pryczę nie mógł nawet podnieść wyżej kolan. Jedyną drogą wyczołgania się spod desek było zrzucenie prowizorycznej zasłony i wyjście w tym kierunku. Sznur nie należał do najwytrzymalszych. Wyprodukowano go już po wojnie z skręconych razem włókien rzepaku. Nie oznaczało to, że Mariusz był w stanie ot tak go zerwać; chociaż linia nie umywała się do przedwojennych, to wciąż była na tyle silna, by z powodzeniem używać jej nawet przy budowach. Nie mógł uwolnić dłoni, ale może udałoby się z stopami. - odpowiednio mocny ruch mógłby zerwać pęta, ale przy tym narobiłby dużo zamieszania, o ile nie zerwał deski, do której przywiązano sznur.
Mariusz ponownie usłyszał dźwięk przewracanej kartki. -
Stopniowo naprężał wszystkie mięśnie, próbując rozerwać więzy samym rozciąganiem się. A nuż się uda po cichu i uda mu się zaskoczyć draba. Coś mu tu śmierdzi, wszyscy wiedzieli, że był w Gwardii, więc nikt z jego starych kumpli. Bandziory też musiałyby mieć długie łapska, żeby się porywać na coś takiego.
-
Mariusz “Szprycer” Woliński
Możliwych tożsamości osoby, która pozbawiła Mariusza przytomności, było wiele. Równie dobrze Dyktator mógł uznać, że jego życie nie jest już dłużej pożądane i wydać na niego wyrok, Gwardziści w końcu wiedzieli więcej, niż zwykli obywatele powinni. Naprężanie nie przynosiło pożądanych efektów; co prawda kilka włókien sznura u stóp pękło, ale dalsze siłowanie się z nim mogło zwrócić uwagę siedzącej na pryczy osoby, która już teraz zrobiła podejrzanie długą przerwę między przewracanymi kartkami. Czyżby wiedziała, że jej “gość” jest już wybudzony?
-
Podciągnął się i naprężył, żeby móc szybko wierzgnąć, gdyby ten chciał go wyciągnąć spod łóżka.
-
Mariusz “Szprycer” Woliński
Sekunda, cisza. Pięć sekund, cisza. Osoba nad Szprycerem dalej zdawała się nasłuchiwać. Dopiero po okołu czterdziestu sekundach znów usłyszał dźwięk przewracanej kartki. Porywacz wrócił do lektury.
// Nie wiem czy dobrze zrozumiałem twój odpis. Jak coś to edytniemy. //
-
Ten post został usunięty! -
// Muszę Ci coś wskazać - łóżko, tudzież prycz, są deskami przymocowanymi do trzech ścian mieszkania. Nie mówię, że wyłamanie ich nie jest możliwe, ale na pewno nie przewrócisz go.
Patrz, nawet Ci narysowałem.