[Metro-Zdzieszowice] Stacja Szkolna
-
Krzyczenie o tak wczesnej porze, na przecież tak ciasno zabudowanej stacji, nie było najlepszym pomysłem w życiu Adama. Od razu spotkał się z odpowiedzią sąsiada, którego mieszkanko było przyklejone do lewej ściany klitki nauczyciela.
— Stul ryj, ludzie śpią! — Odpowiedział głosem świadczącym o tym, że polecenie nie zostanie powtórzone, Pan Cyprian, wspomniany sąsiad. Wprowadził się niedawno, a właściwie to powrócił, bo wcześniej spędził rok na przymusowych robotach na Perle za dotkliwie pobicie funkcjonariusza państwowego. Choć miał rację, upominając się o ciszę, sam nie był świętym. Adam często słyszał, jak Pan Cyprian przychodził pijany do domu i bił dwójkę swoich dzieci oraz żonę. Z tego co mógł usłyszeć przez ścianę, chyba nawet raz doprowadził małżonkę do poronienia. Ale czy w kwestii Adama leżało jakkolwiek zajmować się tą sprawą? Chyba nie.
Tymczasem osoba stojąca za drzwiami, słysząc, że domownik był obecny, odsunęła drzwi i weszła do środka, zamykając je za sobą. Tą osobą okazał się jeden z farmerów pracujących razem z nauczycielem przy uprawie warzyw, Daniel Kapuściński. Kapusta, jak był przezywany przez wiele osób, był mężczyzną o silnie zbudowanym ciele, szczególnie w oczy rzucały się jego mocarne ramiona, uwydatnione przez wiecznie zakasane rękawy. Nie pasowało to do jego jowialnej twarzy, niemalże zawsze uśmiechniętej twarzy, ale kto by się tym przejmował. Większość ludzi na Szkolnej lubiła Daniela. Był zawsze chętny do pomocy, udzielał się przy ważnych dla stacji sprawach, a do tego był uczciwy i pracowity. Jednak tym razem jego twarz wyglądała na zaniepokojoną przez coś, ale w tym samym czasie zaciętą i gotową do działania.
— Panie Adamie, jest sprawa. Muszę z Panem o czymś pogadać. — Powiedział Kapusta zaraz po zasunięciu drzwi. -
“A ja muszę ci walnąć łopatą w łeb i przerobić na kompost, ranny ptaszek się znalazł”.
Adam szybko wstał i odsunął krzesło a następnie gestem ręki pokazał, aby gość sobie siadł.
- A jakaż to sprawa? - Zapytał, ponowie wchodząc na łóżko. -
Zgodnie z zachęceniem Adama, Daniel usiadł, składając ręce.
— Zaraz Panu o wszystkim powiem, tylko najpierw muszę dowiedzieć. — Podniósł wzrok, patrząc teraz prosto w oczy nauczyciela: — Czy gdyby dano Panu szansę odmienienia tych tuneli na lepsze miejsce, wykorzystałby ją Pan? — Adam mógł zobaczyć, że to pytanie było dla niego niezwykle ważne. -
Adam podrapał się po skroni.
- Nie wiem… Może jak byłoby tu bardzo źle, to ludzie mieliby motywację to znalezienia miejsca zdatnego do życia na powierzchnii, a byłoby ono lepsze od… lepszej wersji tych tuneli. Ale w sumie jakbym miał taką moc, to może być odmienił to miejsce. A po co w ogóle to pytanie? -
Kapusta chyba nie był w pełni zadowolony tą odpowiedzią, ale najwyraźniej zdecydował się podjąć ryzyko. Odetchnął głęboko i wyprostował się na krześle:
— Ponieważ może Pan otrzymać taką szansę. Wiemy, że przed wojną nauczał Pan o społeczeństwie i historii, Panie Adamie. — Gdyby nauczyciel nie znał Daniela, uczciwego człowieka, o którym nie mógł sobie przypomnieć ani jednego razu by doniósł na kogoś, mógłby zacząć się obawiać - ton jaki przybrał niemalże mówił, że Adam sprowadził na siebie kłopoty swoją przeszłością, która rzeczywiście nie była pożądaną przez władze Sojuszu. -
- A ja wiem, panie Danielu, że ściany mają uszy. Zwłaszcza to ścianopodobne coś. - Szeptał, zbliżając się po chwili do gościa - O co ci dokładnie chodzi?
-
Chociaż Kapusta już wcześniej mówił cicho, to widząc, że Adam obniża ton, on też ucieszył swój.
— Adam, szykuje się zryw przeciwko Dyktatorowi. Wielki, przemyślany zryw. Ale brakuje nam kogoś z taką wiedzą jak twoja. Sam dobrze wiesz, po co wprowadzono zakaz polityki i wszystkiego z nią związanego. Dyktator boi się opozycji. Przyszłe dowództwo chciałoby, byś nauczał w Podziemiu i służył im radą, żeby gdy władza zmieni się na tą lepszą, każdy człowiek mógł mieć głos. — Wyjaśnił. Adam przywołał z pamięci Podziemie - niższe piętra i ich boczne pomieszczenia na Perle, gdzie władza Dyktatora nie jest tak silna jak w innych miejscach. Owszem, pojawiają się tam patrole Szarej Gwardii, ale nawet one nie są w stanie sprostać zatrważającej ilości popełnianych tam przestępstw i na niektóre rzeczy po prostu przymykają oko. Podziemie prawdopodobnie było najlepszym miejscem w Sojuszu na konspirowanie przeciwko niemu. -
“Kurwa, siedzimy jak krety pod ziemią, świat się skończył, jemy gówno a on chce abyśmy się jeszcze w konspirację bawili. Tylko co by mu odpowiedzieć…”
- Nadal nie wiem, o co ci dokładnie chodzi - odrzekł, z naciskiem na słowo dokładnie.
“No super odpowiedziałeś, brawo panie wielki historyku. Rozmawiacie o czymś, co może dać Ci wyrok śmierci, a ty nawet nie wiesz jak to kontynuować. I po cholerę dawałem akcent na dokładnie? Jakbym miał to przemyślane, ale tak se powiedziałem. Pewnie tak myśli, że chodzi o to dokładnie. Głupi frajer, jakbym akcentował buraki to też by pomyślał, że o coś dokładnie mi chodzi. A tu nic, buraki jak buraki.” -
Daniel ponownie głęboko odetchnął. Przez moment szukał słowa, pewnie zastanawiał się, jak lepiej przedstawić Adamowi swoją, a raczej ich, ofertę. W końcu złożył dłonie w geście podobnym do modlitwy i opuszkami palców wskazał nauczyciela:
— Dowództwo widzi Cię jako ich doradcę w Podziemiu i nauczyciela i chcieliby z Tobą o tym porozmawiać. Co ty na tą ofertę? — Kapusta spojrzał swojemu rozmówcy w oczy. -
Mariusz “Szprycer” Woliński
Kilka kroków w dół schodów i Łazik znalazł się na terenie stacji. Po lewej stronie zejścia ustawiono niewielki, szkolny stolik wraz z taboretem. Siedział tam urzędnik odpowiedzialny za spisywanie każdego wyjścia i wejścia na stację. Skinął porozumiewawczo głową w kierunku Szprycera, pokazując mu, by podszedł i załatwił oficjalności. -
Rzucił na stół paszport i ogon.
- Te kurwy robią się bezczelne. Dostanę coś za to? - Wskazał na trofeum. -
Mariusz “Szprycer” Woliński
Posiwiały urzędnik spojrzał na ogon z strachem i obrzydzeniem jednocześnie. Odwrócił wzrok, zabierając się za przepisywanie danych z paszportu na papier.
– …Dobry człowieku, po co mi to, na litość? Idź z tym do handlarzy, oni skupują takie… pamiątki z powierzchni. – Odsunął od siebie paszport, dalej omijając ogon wzrokiem. -
Ten post został usunięty!
-
Ten post został usunięty!
-
Ten post został usunięty!
-
Ten post został usunięty!
-
Ten post został usunięty!
-
Zabrał trofeum, marudząc coś o “niekompetencji płac wobec wolnych Łazików pracujących na rzecz rządu”, po czym zabrał dokumenty.
- Jestem wolny? Śpieszy mi się. -
Mariusz “Szprycer” Woliński
— Możesz iść, ale następnym razem nie przynoś mi tutaj takich fantów. — Odpowiedział urzędnik, wycierając wyciekłe z odciętego ogona krople krwi kawałkiem materiału, na którym Mariusz dostrzegł dawno nie widziany symbol. Nici, którymi go wyszyto, już dawno zatraciły kolory i wraz z brudem nabrały nowe, jednak dalej mógł wyraźnie dostrzec uśmiechnięte, promieniste słońce - symbol Szkoły Podstawowej nr. 2. Tak, ten materiał zdecydowanie pochodził z mundurków tej placówki, a jednak wydawało się to niemożliwe. Dwójka znajdowała się w samym centrum Starego Osiedla, a to od przynajmniej dwóch dekad było miejscem nie tylko cholernie napromieniowanym, ale także zajętym przez jeden z najgroźniejszych gatunków mutantów. Nie było tam żadnych tuneli ani schronów. Człowiek nie mógł tam przeżyć, pójść i powrócić. Jak mundurek tamtejszej szkoły mógł znaleźć się na Szkolnej? -
Złapał go za nadgarstek tej dłoni, podniósł do góry i wysyczał.
- Skąd. To. Masz?!