[Metro-Zdzieszowice] Stacja Szkolna
-
Mariusz “Szprycer” Woliński
Mariusz w biegu roztrącił ludzi stojących przy schodach, ominął motającego się w tłumie Gwardzistę, który zdążył tylko rzucić za nim kilka rozkazów “zatrzymania się”. Dalej stacja była już o wiele bardziej przestronna, nie musiał się przeciskać. Szybko minął skrzynkowe mieszkania i pędem wleciał na peron. Stamtąd mógł już dostrzec targ, czyli małą przestrzeń wydzieloną ma kilka skleconych z złomu i drewna straganów i koce biedniejszych handlarzy.
-
Nieco zwolnił, ale tylko po to, by rozpoznać handlarza, lub charakterystyczne towary. Zbyt wiele informacji mu rpzecieka między palcami, żeby tracić czas na cokolwiek.
-
Mariusz “Szprycer” Woliński
Małe rozmiary targu wyszły zdecydowanie na korzyść Łazika. Widząc dookoła siebie tylko kilka lichych straganów, mógł od razu rozpoznać, które należy do wspomnianego Nekrofila i czemu nadano mu taki przydomek. Każde z powieszonych na kołkach ubrań zostało z pewnością zdarte z trupa i wystawione na sprzedaż bez większych przygotowań - świadczyły o tym wyschnięte plamy krwi, materiał rozorany kłami i pazurami mutantów, a w niektórych miejscach nawet rozległe rozcięcia, świadczące o śmierci dawnego posiadacza znoszonej kurtki czy bluzy podczas starcia z innym człowiekiem. Pomimo tego, że stragan ,z niemalże całkowitą pewnością, należał do rzeczonej osoby, to wątpliwe było, że dziewczynka stojąca za ladą była nią. Nie była pełnoletnia, nawet wobec standardów nowego świata. Mogła mieć najwyżej czternaście lat.
-
- Gdzie jest Nekrofil?! - Wydarł się tak, żeby na pewno całe targowisko go słyszało. Dlaczego podkreślenia efektu, złapał za karabinek, przeładował grzyba i mocniej uchwycił broń w dłoniach.
-
Mariusz “Szprycer” Woliński
Handlarze spojrzeli na Łązika z strachem, ale nie odpowiedzieli. Może nie wiedzieli gdzie jest mężczyzna albo nie chcieli go wydawać? Za to na pewno coś wiedziała dziewczyna, która cofnęła się pod samą ścianę i nieporadnie próbowała wydukać jakieś słowo - mówiła tak cicho i jąkliwie, że niemożliwym było zrozumienie czegokolwiek. Za to wyraźnie było słychać Gwardzistę, który wyrwał się z tłumu i pokrzykując komendy rozejścia się, pobiegł za Mariuszem. Woliński miał wybór - zostać na targu i wyciągnąć informacje z dziecka albo uciekać, by uratować się przed aresztowaniem.
-
Złapał ją za ramię i pociągnął w stronę zaułków.
- Mów! Gdzie jest jego nora?! - Pogroził jej bronią. -
Mariusz “Szprycer” Woliński
Groźby zdawały się przynosić odwrotny efekt. Ciemnowłosa dziewczyna zamiast zacząć odpowiadać, zaczęły jeszcze bardziej mieszać słowa, trząść się, aż w końcu z jej oczu pociekły łzy. Nagle ramię Szprycera ktoś złapał. Gdy spojrzał w tamtą stronę, zobaczył starszą, pomarszczoną kobietę, patrzącą na mężczyznę z ogromną pogardą i obrzydzeniem, ale także troską, gdy na sekundę skierowała wzrok ku młodej.
— Zaprowadzę Cię do jej ojca, tylko zostaw ją w spokoju. Już. — Zabłagała, a raczej zażądała twardym głosem kobiecina. -
- W dupie mam jej ojca, szukam Nekrofila! - Wyrwał się i złapał broń tak, żeby strzelić z biodra w razie konieczności. Wytrzymał jej wzrok, samemu odpłacając jej obrzydzeniem. Do wszystkiego.
-
Mariusz “Szprycer” Woliński
— Nekrofil to jej ojciec. — Wycedziła kobieta. Dziewczynka wciąż trzęsła się, targana płaczem. Z targu dobiegały krzyki Gwardzisty domagającego się wskazania drogi twojej ucieczki.
-
- To idź, tylko szybko. I bez numerów! - Puścił dziewczynkę i złapała broń w obie ręce, celując z biodra w kobietę.
-
Mariusz “Szprycer” Woliński"
Ciemnowłosa prędko uciekła pod ścianę, z strachem oglądając całą sytuację. Harda kobieta jedynie kiwnęła głową i rzuciła krótkie “Za mną”, po czym wyprowadziła Mariusza z terenu targu wąskim, bocznym przejściem. Szła ku niedokończonemu tunelowi, który pomimo kilku osunięć i wielu pogrzebanych pod nim osób wciąż był gęsto zamieszkany. Ludzie obarczali Łazika dziwnym, nieswoim wzrokiem; w końcu wiedzieli, że Gwardia go szukała, ale jednocześnie żaden z nich nie chciał donosić na korzyść znienawidzonego prze lud narzędzia władzy Dyktatora. Szybko minęli niewysoką piętrówkę i zeskoczyli na kładki poprowadzone między uprawianymi na posadzce grzybami. Wtedy, gdy kobieta skupiała się na jak najszybszym doprowadzeniu Szprycera do celu, nadszedł cios. Potężne uderzenie zwaliło mężczyznę z nóg, ciemne plamy zatańczyły mu przed oczami. W Po kolejnym ciosie Mariusz stracił przytomność.
Deski. Dawne podkłady, połączone z sobą giętym drutem i krzywymi gwoździami. Wątłe, tańczące światło promyka przesączało się przez bluzę, która zwisała po prawej stronie. Poza tym, zewsząd otaczała go doskonale mu znana niechlujna konstrukcja prowizorycznych boksów. Przez pulsujący ból głowy, tętniący niczym armatnie salwy, dosłyszał dźwięk przewracanej kartki. Ktoś siedział nad Mariuszem.
-
Z wolna zaczął napinać i rozluźniać wszystkie mieście ciała po kolei, sprawdzając, co jeszcze mu pokiereszowali poza głową. Na razie zgrywał nieprzytomnego.
-
Mariusz “Szprycer” Woliński
Wyglądało na to, że oprawca obszedł się z Mariuszem wyjątkowo łagodnie. Poza niegroźnie wyglądającym (choć wciąż cholernie bolesnym) guzem na głowie nie znalazł żadnej rany, a przynajmniej nie sprawiały mu bólu. Nie mógł ich wyczuć dłonią - spętano mu ręce w nadgarstkach. Sytuacja wyglądała podobnie u stóp, które zostały przywiązane do desek ponad nimi. Sznur nie był napięty i zostawiał Szprycerowi tyle miejsca, by mógł swobodnie wyczołgać się spod pryczy. Siedzący nad nim człowiek wciąż nie był świadom przebudzenia Łazika.
-
Na tyle, żeby nie powodować hałasu, sprawdził stan swojego sprzętu. Chociaż bez szaleństw, wolał już nie być pewnym, co ma po kieszeniach, ale się nie zdradzić przed dryblasem na górze.
-
Mariusz “Szprycer” Woliński
Napastnik pozostawił Szprycera bezbronnego; nie miał przy sobie żadnej z swoich broni, jego kieszenie wydawały się lekkie, a plecaka nie było. Po chwili wodzenia wzrokiem, przez szczeliny w zasłonie z bluzy dostrzegł, że cały ekwipunek leżał całkiem niedaleko, w kącie pokoju. Widział swoją włócznie, plecak, a także łuk i oparte koło niego strzały.
-
Zatem spróbował po cichu sprawdzić, na ile ma swobody ruchów i jak mocna jest lina, którą go związano.
-
Mariusz “Szprycer” Woliński
Właściwie, poza dłońmi i stopami, mężczyzna nie był jakkolwiek unieruchomiony, ale przez znajdującą się zaraz nad nim pryczę nie mógł nawet podnieść wyżej kolan. Jedyną drogą wyczołgania się spod desek było zrzucenie prowizorycznej zasłony i wyjście w tym kierunku. Sznur nie należał do najwytrzymalszych. Wyprodukowano go już po wojnie z skręconych razem włókien rzepaku. Nie oznaczało to, że Mariusz był w stanie ot tak go zerwać; chociaż linia nie umywała się do przedwojennych, to wciąż była na tyle silna, by z powodzeniem używać jej nawet przy budowach. Nie mógł uwolnić dłoni, ale może udałoby się z stopami. - odpowiednio mocny ruch mógłby zerwać pęta, ale przy tym narobiłby dużo zamieszania, o ile nie zerwał deski, do której przywiązano sznur.
Mariusz ponownie usłyszał dźwięk przewracanej kartki. -
Stopniowo naprężał wszystkie mięśnie, próbując rozerwać więzy samym rozciąganiem się. A nuż się uda po cichu i uda mu się zaskoczyć draba. Coś mu tu śmierdzi, wszyscy wiedzieli, że był w Gwardii, więc nikt z jego starych kumpli. Bandziory też musiałyby mieć długie łapska, żeby się porywać na coś takiego.
-
Mariusz “Szprycer” Woliński
Możliwych tożsamości osoby, która pozbawiła Mariusza przytomności, było wiele. Równie dobrze Dyktator mógł uznać, że jego życie nie jest już dłużej pożądane i wydać na niego wyrok, Gwardziści w końcu wiedzieli więcej, niż zwykli obywatele powinni. Naprężanie nie przynosiło pożądanych efektów; co prawda kilka włókien sznura u stóp pękło, ale dalsze siłowanie się z nim mogło zwrócić uwagę siedzącej na pryczy osoby, która już teraz zrobiła podejrzanie długą przerwę między przewracanymi kartkami. Czyżby wiedziała, że jej “gość” jest już wybudzony?
-
Podciągnął się i naprężył, żeby móc szybko wierzgnąć, gdyby ten chciał go wyciągnąć spod łóżka.