[Metro-Zdzieszowice] Stacja Szkolna
- 
Na tyle, żeby nie powodować hałasu, sprawdził stan swojego sprzętu. Chociaż bez szaleństw, wolał już nie być pewnym, co ma po kieszeniach, ale się nie zdradzić przed dryblasem na górze. 
- 
Mariusz “Szprycer” Woliński Napastnik pozostawił Szprycera bezbronnego; nie miał przy sobie żadnej z swoich broni, jego kieszenie wydawały się lekkie, a plecaka nie było. Po chwili wodzenia wzrokiem, przez szczeliny w zasłonie z bluzy dostrzegł, że cały ekwipunek leżał całkiem niedaleko, w kącie pokoju. Widział swoją włócznie, plecak, a także łuk i oparte koło niego strzały. 
- 
Zatem spróbował po cichu sprawdzić, na ile ma swobody ruchów i jak mocna jest lina, którą go związano. 
- 
Mariusz “Szprycer” Woliński Właściwie, poza dłońmi i stopami, mężczyzna nie był jakkolwiek unieruchomiony, ale przez znajdującą się zaraz nad nim pryczę nie mógł nawet podnieść wyżej kolan. Jedyną drogą wyczołgania się spod desek było zrzucenie prowizorycznej zasłony i wyjście w tym kierunku. Sznur nie należał do najwytrzymalszych. Wyprodukowano go już po wojnie z skręconych razem włókien rzepaku. Nie oznaczało to, że Mariusz był w stanie ot tak go zerwać; chociaż linia nie umywała się do przedwojennych, to wciąż była na tyle silna, by z powodzeniem używać jej nawet przy budowach. Nie mógł uwolnić dłoni, ale może udałoby się z stopami. - odpowiednio mocny ruch mógłby zerwać pęta, ale przy tym narobiłby dużo zamieszania, o ile nie zerwał deski, do której przywiązano sznur. 
 Mariusz ponownie usłyszał dźwięk przewracanej kartki.
- 
Stopniowo naprężał wszystkie mięśnie, próbując rozerwać więzy samym rozciąganiem się. A nuż się uda po cichu i uda mu się zaskoczyć draba. Coś mu tu śmierdzi, wszyscy wiedzieli, że był w Gwardii, więc nikt z jego starych kumpli. Bandziory też musiałyby mieć długie łapska, żeby się porywać na coś takiego. 
- 
Mariusz “Szprycer” Woliński Możliwych tożsamości osoby, która pozbawiła Mariusza przytomności, było wiele. Równie dobrze Dyktator mógł uznać, że jego życie nie jest już dłużej pożądane i wydać na niego wyrok, Gwardziści w końcu wiedzieli więcej, niż zwykli obywatele powinni. Naprężanie nie przynosiło pożądanych efektów; co prawda kilka włókien sznura u stóp pękło, ale dalsze siłowanie się z nim mogło zwrócić uwagę siedzącej na pryczy osoby, która już teraz zrobiła podejrzanie długą przerwę między przewracanymi kartkami. Czyżby wiedziała, że jej “gość” jest już wybudzony? 
- 
Podciągnął się i naprężył, żeby móc szybko wierzgnąć, gdyby ten chciał go wyciągnąć spod łóżka. 
- 
Mariusz “Szprycer” Woliński Sekunda, cisza. Pięć sekund, cisza. Osoba nad Szprycerem dalej zdawała się nasłuchiwać. Dopiero po okołu czterdziestu sekundach znów usłyszał dźwięk przewracanej kartki. Porywacz wrócił do lektury. // Nie wiem czy dobrze zrozumiałem twój odpis. Jak coś to edytniemy. // 
- 
Ten post został usunięty!
- 
// Muszę Ci coś wskazać - łóżko, tudzież prycz, są deskami przymocowanymi do trzech ścian mieszkania. Nie mówię, że wyłamanie ich nie jest możliwe, ale na pewno nie przewrócisz go. Patrz, nawet Ci narysowałem. 
  
- 
//Dobra, kumam. Nowa akcja. 
- 
Wykorzystując naciągnięcie wszystkich mięśni, wyrzucił się spod łóżka, celując w stronę łuku, by wydobyć strzałe, grotem rozciąć więzy i zdarzyć wycelować bronią w draba. 
- 
Mariusz “Szprycer” Woliński Mariusz żadnych problemów zerwał zwisające ubranie i niczym głaz wyrzucony z średniowiecznego trebusza wyleciał w kierunku kąta pomieszczenia. Pech, a może zamysł porywacza, sprawił, że upadł zaraz koło swego celu. Niemalże ocierał się nosem o strzałę, mógł chwycić ją ustami, ale skrępowane dłonie nie pozwalały na jej chwycenie. 
 Tymczasem usłyszał za sobą głos, spokojny, ale z nutą zaskoczenia: — Wystarczyło poprosić. — Po czym usłyszał odkładaną lekturę.
- 
Nie zważając na to, zajął się usilnymi próbami wyzwolenia się z więzów. 
- 
Mariusz “Szprycer” Woliński Po kilku sekundach szarpania Mariusz zdołał zerwać sznur krępujący jego stopy; w tym samym momencie w betonową posadzkę zaraz obok jego głowy wbiło się ostrze, ale nie siekiery czy noża, ale… górniczego kilofa. Poczuł na twarzy kłujące odpryski. 
 — Słuchaj, ja Ci mówię. Możemy to rozwiązać jak cywilizowani ludzie. W końcu nie po to ratowałem Ci dupę przed Gwardzistami. — Głos za jego plecami był widocznie niespokojny, ale wciąż opanowany. Zbir chyba nie miał zamiaru zabicia Łazika.
- 
Ten post został usunięty!
- 
- Ratowanie przed kumplami, dobre sobie… - Warknął - Pierdol się! Ze zbirami nie gadam! 
 Korzystając z okazji, rozciął więzy o wbity kilof, złapał swoje rzeczy i odskoczył w bok. A gdy tylko jako tako stanął, wziął go na cel wiatrówki.
- 
Mariusz “Szprycer” Woliński Górnik najwyraźniej nie był przygotowany na taki obrót sytuacji, bo minęła sekunda, nim doszło do niego jak właściwie Szprycer uwolnił się z więzów. Zdążył tylko wyrwać broń z podłogi i wysunąć ją przed siebie, tak, że niemalże stykała się z lufą wiatrówki. Był wielki, na oko mierzył równe dwa metry. Jego sylwetka przypominała wąską trumnę. Z pewnością był w podobnym wieku co Mariusz, może starszy. Na prostokątnej twarzy miał chaotyczny, ale przycięty do rozsądnych rozmiarów siwiejący zarost, przypominający kozią bródkę. I okulary, z których wypchnięto jedno szkło, a drugie było niesamowicie przykurzone. Mężczyzna przez chwilę błądził wzrokiem, oceniając sytuację. 
 — Widziałem, jak bardzo zależało Ci na wyciągnięciu informacji o Mundurku. — Odezwał się po chwili, ponownie kierując wzrok na Wolińskiego: — Mamy wspólny cel. —
- 
- Antagonista zawsze ma wspólny cel z protagonistą. I niemalże zawsze robi mu na złość - Rzucił filozoficzne. Poprawił pozycję, lepiej składając się do strzału i podniósł lufę, by wycelować w oko, które nie było zasłonięte szkłem. 
- 
Mariusz “Szprycer” Woliński — Bardzo chętnie porozmawiam o literaturze, ale nie teraz. — Rzucił mężczyzna: — Idziesz na Stare Osiedle, prawda? — 
 

