[Vaarthern] Część Północna
-
Dmitrij
Mężczyzna o poczciwej twarzy pokręcił delikatnie głową, ignorując jego pytanie i to, że zerwał się lekko, usiłując chociaż usiąść.
- Lepiej nie wstawaj - rzekł z politowaniem. - Radzę odpocząć, dopóki nie wrzucą cię znowu na pożarcie kolejnemu testowi.
Dmitrij, słuchając uspokajających słów instruktora, usłyszał coś jeszcze - a mianowicie bardzo głośny warkot ciężarówki, która kilka sekund po tym pojawiła się w zasięgu wzroku, szybko sunąc po miastowym asfalcie nieopodal punktu szkoleniowego. Nie była to zwykła ciężarówka. Ciężki pojazd był w całości pobazgrany jakimiś czarno-zielonymi asymetrycznymi plamami, a na obszernej pace znajdowała się duża grupa uzbrojonych żołnierzy, których budzące grozę karabiny były wspaniale widoczne nawet spod siatki. Tylko ich umundurowanie było jakieś dziwne - nie nosili standardowego imperialnego munduru w kolorze ciemnozielonym, a mocno rzucające się w oczy płaszcze w kolorze khaki, z nielicznymi granatowymi obwódkami na kołnierzach, rękawach i paradnych aksamitnych, materiałowych czapkach z miękkimi daszkami. Czyżby kierowali się w stronę obszaru zamkniętego?Mężczyzna nad nim stojący również to usłyszał i szybkim krokiem skierował się do monumentalnej czarnej bramy, przez którą to w oka mgnieniu przeszedł i zszedł na chodnik. Kierowca ciężarówki jakby tylko na to czekał, bo widząc kogoś wychodzącego, od razu zjechał na chodnik, a siedzenia pasażera wyłonił się wysoki, szczupły mężczyzna w jasnozielonej gimnastiorce i dziwną fioletową opaską na lewym ramieniu. Zdawali się ze sobą rozmawiać. Po chwili Dmitrij zobaczył jeszcze dwie takie ciężarówki, do przepychu wypełnione tak samo umundurowanymi żołnierzami, które nie zatrzymały się pod szkołą wojskową, a pognały dalej, najpewniej prosto do zakazanej strefy. Z obserwacji wyciągnął go jednak złośliwy gwizd jednego z instruktorów, który ryknął do niego:
- Długo zamierzasz się jeszcze tak wylegiwać? Ruchy, ruchy! -
Co? Nie dość, że zatrzymały się tu jakieś podejrzane osoby, to jeszcze i on do nich podszedł? Co jest? Czyżby był z nimi w jakiejś zmowie? Zaraz, zmowa? O czym ty gadasz…? Otrząsnął się. Za dużo fantazjowania. Chociaż… może właśnie oni pędzą do tego obszaru zamkniętego? Ale wtedy po co by do nich podcho…
Rozważania przerwał mu, oczywiście, któryś z instruktorów. Od razu wzdrygnął się przerażony i odwrócił powoli w stronę krzykacza.
– Ale on mi kazał odpoczywać. – Wskazał brodatego mężczyznę. Zapewne, musiał wyglądać i brzmieć jak dziecko… – Jest tutaj nowym instruktorem, prawda? – spytał się przy okazji. Lepszej możliwości upewnienia się nie mógł dostać… -
Dmitrij
- W takim razie wracaj na salę gimnastyczną, tylko się drugi raz nie przewróć! - Zbył go złośliwie, nawet nie odpowiadając na zadane mu pytanie.
O dziwo, reszta nadal robiła kółka. W obecnym momencie nie mógł dociec, które okrążenie już robili? Piąte? Szóste? Na ich czerwonych z wysiłku twarzach malował się grymas, ale w żadnym wypadku nie zamierzali się zatrzymywać. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Czuł, jak wlepiają w niego pogardliwy wzrok. Po co tutaj przychodził, skoro nawet potencjalnie najprostsze zadanie sprawiało mu wielką trudność i miażdżyło jego wytrzymałość? W ogóle nie nadawał się na trudy frontu. Wolał nawet nie zdawać sobie sprawy z tego, co właśnie teraz myślą o nim wymagający instruktorzy.Prędko znalazł się na całkowicie pustej sali gimnastycznej, przez której ogromne okna widać było, jak reszta wciąż robi kółka. Nie mógł jednak dostrzec, co dzieje się przy bramie, gdzie nieznany mu poczciwy mężczyzna rozmawiał z jakimś funkcjonariuszem, najprawdopodobniej z jakichś nowych sił porządkowych, o których to jeszcze nie słyszał. Przeszedł przez pole wydzielone do gry w koszykówkę, kierując się do ławki, na której to po chwili przysiadł. Zdecydowanie lepiej myśli się w pozycji siedzącej, przeważnie po dużym wysiłku. Ciszę panującą w pomieszczeniu przerwały ciężkie kroki, rozbrzmiewające echem po korytarzu. Ktoś kierował się na salę gimnastyczną. To instruktor? A może to ten nowy? Kiedy ktoś ostatecznie wszedł na salę, ogarnął go niepokój - nie był to ani instruktor, ani brodacz, tylko ktoś… zupełnie inny, kogo nawet nie spodziewał się ujrzeć.
Do sali wszedł wysoki mężczyzna, ubrany jak standardowy żołnierz Imperialowiku, z lśniącymi, wypolerowanymi oficerkami w kolorze czarnym i eleganckich smolistych rękawiczkach, wykonanych ze sztucznej skóry. Na głowie nosił paradnie prezentującą się czapkę z twardym daszkiem typu K. Co dziwne, cała jego twarz była zakryta zgniłozieloną chustą, a jego oczy były skryte za przyciemnianymi szkłami szykownych okularów. Rozejrzał się chwilę po pomieszczeniu, po czym również usiadł na ławce, centralnie naprzeciwko niego. Dmitrij czuł, jak go obserwuje, mimo, że nie mógł tego dostrzec, to coś z tyłu głowy mówiło mu, że tajemniczy osobnik świdruje go wzrokiem.
-
Nieco zbity z tropu ruszył posłusznie na salę, ignorując spojrzenia reszty. Miał obecnie zbyt wiele do przemyślenia, aby przejmować się opinią reszty rekrutów. Zresztą, pewnie to nie pierwszy i nie ostatni raz, kiedy znajdzie się w podobnej sytuacji, więc da się przyzwyczaić. Wracając jednak do przemyśleń… Przedstawił się jako jeden z nich, czy tylko był tak ubrany? Nie zwrócił na to uwagi, bo już na samym początku sprawiał takie wrażenie. Jeden trop stracony… wojskowy specjalnie zignorował jego słowa, czy miał to w zwyczaju? Zaczął wertować swoją pamięć, szukając możliwego potwierdzenia w regule: kim był ten który go tu zagonił, czy często tak ignorował słowa reszty i ogólnie co o nim wie i co może pomóc.
W międzyczasie dotarł do pustej sali. No tak, inni jeszcze biegną… usiądzie, bo i po co ma stać? Już i tak jest na skraju sił… Powłócząc, zajął swoje miejsce. Nie nasiedział się długo w spokoju, bo do środka weszła obca mu osoba. To było niepokojące… jego ubiór również. Czyżby był od tych w samochodzie? Wzdrygnął się, kiedy poczuł na sobie jego wzrok. Przerażający typ… ale i możliwe źródło informacji…
– Um… przyszedł Pan na szkolenia strzeleckie? – spytał się lub krzyknął, zależnie od odległości, nieco niepewnie, płochliwie. Nie czuł się przy nim dość komfortowo, to i rozmowa sprawiała problemy… -
Dmitrij
Dziwak zgarbił się, ale nie nie powiedział nawet słowa. Traktował go jak powietrze, jak całkowicie obojętny element otoczenia, tak samo martwy jak reszta. Wyglądał jakby na kogoś czekał. Czekał, i się niecierpliwił, co objawiał głośnym tupaniem lewą nogą, odgłos tupania niósł się głucho po całej sali gimnastycznej, odbijając się od ściany do ściany. Po kilku sekundach od tego tupania dzwoniło mu w uszach, a obecność podejrzanego osobnika, który w ogóle nie zwracał na niego uwagi, nie poprawiała panującej w całym pomieszczeniu aury niepokoju. Tupanie było na tyle głośne, że o mało nie usłyszał kolejnych kroków na ciasnym korytarzu, a wraz z nimi rozmowy.
- Chodźcie panowie, i panie za chwilę omówimy szczegóły całej sprawy - odezwał się charakterystyczny tubalny głos, należący do nowego “instruktora”.
- Mam nadzieję, że nikogo oprócz nas tam nie będzie - powiedział ktoś inny, obdarzony nieco wyższym głosem, z pewnością należący do młodszego mężczyzny.Kiedy brodacz ukazał się w drzwiach na salę gimnastyczną, niesamowicie się zdziwił, widząc Dmitrija siedzącego na ławce. Wyglądał na zdezorientowanego, nie spodziewał się, że któryś ze starych instruktorów wyśle kogoś na salę gimnastyczną, która najwidoczniej była chwilowym miejscem spotkania.
- A ty nie na zewnątrz? - zapytał, z osłupieniem w głosie.
- Kto tam jest? Przecież poszedł tu tylko Wesatrow - wyraził zaniepokojenie inny głos, tym razem bez mała należący do jakiejś kobiety.
- To tylko jeden z rekrutów - wypalił nagle dotychczas milczący niczym grób człowiek na ławce. - To nikt, kim mielibyśmy się przejmować. -
Co z nim jest nie tak? Nie dane mu jednak było dłuższe rozwodzenie się nad tym, ponieważ usłyszał kolejne głosy… należący do tego brodacza! Miał się zerwać, ale usłyszał kogoś jeszcze. To ich jest więcej? Kiedy ukazał się na sali i zadał pytanie, pokręcił jedynie głową, równie zdezorientowany co on.
Miał również zaprotestować słowom, jak podejrzewał, Wesartowa, ale się powstrzymał. Właściwie… skoro nie jest kimś ważnym, to zostawią go w spokoju, a może i nawet pozwolą mu przy tym uczestniczyć. Milczał więc, czekając na dalszy rozwój wydarzeń. -
Dmitrij
- Mógłbyś wyjść na korytarz? - zapytał uprzejmie brodacz. - I tak zajmie to tylko chwilę. -
Potrząsnął lekko głową, jakby wyszedł ze sfery przemyśleń. Szlag, więc się nie dowie o czym gadają… Chociaż mógłby spróbować na korytazru. Kiwnął mu głową i posłusznie wyszedł na korytarz, starając się przyglądać im nienachalnie. Chciał zapamiętać na wszelki twarze, może i głosy. Ma niesamowity słuch, nie musi stać w centrum, aby wszystko usłyszeć.
-
Dmitrij
- Wchodźcie - polecił brodacz i machnął zamaszyście dłonią do osób stojących w korytarzu.
Dmitrij ruszył się z ławki i skierował się do wyjścia z sali gimnastycznej, kiedy na salę weszły cztery inne osoby. Kiedy przypatrzył się im twarzom, plan ich zapamiętania spełzł na niczym. Cała czwórka miała na twarzach albo chusty z czarnymi jak noc okularami, jak siedzący na ławce Wesatrow, albo jak jeden - maskę przeciwgazową TLR-15 z odkręconym filtrem i charakterystycznymi niebieskimi zygzakami wymalowanymi na skroniach, które zadawały się tworzyć coś w rodzaju niedokończonej korony. Sądząc po proporcjach i kształtach ciała, trójka z zamaskowanych to kobiety. Wyraźnie odsunęli się od młodego mężczyzny, gdy ten wychodził, jakby brzydzili się jakiegokolwiek kontaktu fizycznego i zamknęli za sobą drzwi.Ten przysunął się nieco bliżej drzwi i nadstawił uszu. Ściany i grube drzwi skutecznie deformowały wszystkie zdania i zmieniały ich sens, w wyniku czego wydawały się być mało interesujące i zwyczajne. Biegle posługiwali się żargonem wojskowym, którego Dmitrij nie miał okazji poznać w całości. Wówczas usłyszał:
- Sprawa się skomplikowała - słowa najpewniej należały do mężczyzny w średnim wieku z brodą. - Zarządzam uruchomienie protokołu A2.
- “W przypadku niepowodzenia protokołu A1 należy dokonać całkowitej terminacji obiektów i niewykwalifikowanego personelu skrzydła badawczego.” - wyrecytowała nagle kobieta, którą to słyszał wcześniej na korytarzu.
- Kiedy? - zapytał Wesatrow.
- Za pięć dni.
- Czemu tak długo? Im bardziej zwlekamy, tym gorzej dla nas. Stwórca jeden wie, z jaką prędkością wyłom będzie się rozwijał. Do tego Lemtejnieks mówił, że zależy mu na zaufanym personelu - wyraziła zdziwienie inna, o chrypliwym głosie.
- Jeżeli postąpili dobrze z zasadami działania w wypadku naruszenia bezpieczeństwa, mogą czekać nawet i miesiąc - odparł drugi nieznany mężczyzna, uspokajając ją.
- Wesatrow - zwrócił się do niego brodacz. - Zostajesz tutaj przez dwa dni. Wydaje mi się, że masz ponoć trening strzelecki z tą bandą kocich ogonów?
- Ta - odpowiedział beznamiętnie, jakby niezbyt go to obchodziło. - Nasza obecność tutaj tego wymaga.
- Zakańczam dzisiejsze spotkanie - powiedział nagle brodacz. - Wesatrow, zostań tutaj i poczekaj, dopóki reszta rekrutów się tutaj nie zejdzie. Jutro mamy kolejne spotkanie o godzinie Z w umówionym miejscu, pamiętajcie o tym! Wychodzimy.Po tych słowach drzwi wyszli, kompletnie nie zwracając na niego uwagi.
- Wejdź już - polecił “instruktor”. - Musieliśmy omówić rozkład ćwiczeń treningowych, a jednak nie chcemy, żeby ktokolwiek je znał. Z doświadczenia wiem, że lepiej się człowiekowi trenuje, jeżeli nie wie, co go czeka. -
Jaka sprawa? Jaka eksterminacja? Czyli co? Chcą zabić jakichś ludzi, bo coś nie wyszło? I do tego muszą to zrobić jak najszybciej? Ma też przy okazji kolejne nazwisko do zapamiętania - Lemtejnieks. Jedyne co mu przychodzi do głowy, to jakaś zaraza lub coś podobnego. Coś mogło nie wyjść, mogą być zarażeni i muszą ich zabić? Czytał raz podobną książkę, tyle że tam nikt o tym nie wiedział… jednak na obecny moment nic innego nie przychodzi mu do głowy. Ba, stwierdzenie że mogą czekać miesiąc bardziej go utwierdza w tym, że zostali zamknięci.
Nie miał jednak czasu na dalsze rozmyślania, bowiem zakończyli spotkanie. W borę się odsunął i wyglądał, jakby czekał znudzony. Kiedy pozwolono mu wejść, kiwnął tylko głową i wrócił na ławkę, bez zbędnych pytań. Wolał nie zadawać pytań chociażby o to, kim oni byli, skąd ich ubiór, bo mógłby wydać się przez to podejrzany… No, niemniej niż oni, ale zawsze. -
Dmitrij
Kiedy młodzieniec wszedł na salę, zamaskowany mężczyzna wciąż go ignorował, zupełnie nie zwracając na niego uwagi, niecierpliwie czekając, aż reszta rekrutów znajdzie się na niej wraz z instruktorami. Czekanie na pierwsze “odpadki”, jak prześmiewczo nazywano kadetów, którzy wymiękli przed wykonaniem zadań, nie trwało długo, bo kilkoro z nich pojawiło się prawie natychmiast po wyjściu nieznanych ludzi. Po czasie robiło się ich więcej i więcej, aż w końcu cała sala nie zapełniła się wyczerpanymi przyszłymi żołnierzami, o mokrych twarzach czerwonych jak cegły, wyglądających jak pozbawione duszy puste skorupy, które jakimś zrządzeniem losu mają siłę, aby stać, a kwaśny odór potu, krążący po całym pomieszczeniu niczym trujący gaz, był na tyle nie do wytrzymania, że otwarto wszystkie okna.W takim natłoku było ciężko oddychać, mimo wpuszczenia do środka świeżego powietrza, a przez tworzone przez nich luźne zbiorowiska i grupy po kilka osób, wydawało się, że w obecnym momencie rekrutów jest znacznie więcej, niż było rano. Część z nich zdawała się być nawet zainteresowana nowym gościem, który nie zamierzał wyściubiać nosa zza chusty. Dmitrijowi udało się dostrzec również Rozę, która bez zbędnych ceregieli usiadła obok niego. Nie było z nią Ilicza.
- Wiadomo coś o tym człowieku? - zapytała, mając na myśli zamaskowanego mężczyznę siedzącego wprost naprzeciwko nich. -
Ah, aż mu się przypominała jego dawna szkoła… niezwykle mała sala gimnastyczna - ledwo wielkości boiska - zielone już zniszczone ściany i wysoko umieszczone, niewielkie okna, otwierane za pomocą specjalnego kija. Tam to dopiero szło się podusić podczas bardziej wymagających ćwiczeń… zapach również jakby znajomy. Może i kuł, drażnił, ogólnie był nieprzyjemny, ale nostalgia jest w stanie to wybaczyć. Ona wszystko wybacza, wszystko polepsza, zakrzywia rzeczywistość. Wspaniałe uczucie…
I wtedy Roza wszystko przerwała. Potrząsnął nieco zdekoncentrowany głową, spoglądając przez chwilę na zamaskowanego. Potem rozejrzał się, aby sprawdzić czy są przynajmniej względnie sami.
– Za chwilę Ci powiem coś ciekawego – odparł. – Gdzie Ilicz? – spytał się nagle i tym razem zaczął rozglądać się za nim. Oczywiście dalej sprawdzał grunt pod zdradzenie poufnych danych. -
Dmitrij
Jego wzrok świdrował na wylot wszystkie zebrane na sali gimnastycznej zmęczone grupy. Ale Ilicza i jego cwaniackiej gęby nigdzie nie było. Wyglądało na to, że w ogóle go tutaj nie ma.
- Jeden z instruktorów wziął go na stronę - oznajmiła z zaciekawieniem.Dmitrij kątem oka spostrzegł, że zamaskowany typ ma głowę skierowaną centralnie w ich stronę, jakby bacznie ich obserwował, ukrywając prawdziwe intencje złowrogiego wzroku za czarnymi szkłami okularów.
-
Cholera, pomyślał, kiedy Roza mu powiedziała co się z nim stało. Cholera, pomyślał, kiedy dostrzegł patrzącego się niego Wesatrowa. Cholera, pomyślał, kiedy zorientował się, że jednak musi coś jej odpowiedzieć… Tylko co? Nie wie czy ten dziwak umie czytać z ruchu warg, a to że jopi się centralnie na niego nie pomaga w żadnym wypadku. Zaczął się nawet nieświadomie nieco wiercić w miejscu z niepokoju. Po co żeś ich podsłuchiwał? Po co żeś kombinował?Teraz masz za swoj… zaraz zaraz, chyba na coś wpadł! Musi tylko liczyć, że faktycznie nie zrozumie nic bezsłownie.
– Muszę do toalety – powiedział nieco głośno, lecz nie ostentacyjnie, bez przesady. Wstając mruknął jeszcze do Rozy: – Czekam na zewnątrz, wolę nie siedzieć tam za długo. – I już prawdziwie wstał. Rzucił jeszcze krótkie spojrzenie temu typkowi, próbując wyczytać coś zza jego czarnych okularów… no cokolwiek no!
Potem skierował się do toalet, skręcając w kierunku wyjścia, kiedy tylko inni przestali mieć go na oku. Wyszedł przed salę, czekając. Oby przyszła… -
Dmitrij
Część z zebranych na sali spojrzała się w jego stronę, ale nie patrzyli się na niego długo, powracając po chwili do swoich zajęć. Jednak nie Wesatrow. Ten wbił w niego ukryte za okularami oczy i nie opuszczał go, dopóki nie wyszedł z sali. Czekał kilka minut i przez chwilę sądził, że Rozie się nie udało, kiedy po chwili sama wyszła z sali, powoli zamykając za sobą drzwi.
- Dobra, co teraz? - rzuciła. -
Lekko się niecierpliwił, ale kiedy w końcu się zjawiła, podszedł do niej i zaczął szeptać:
– Nazywa się Wesatrow, ale nie wiem czy nie jest to jakiś pseudonim. Przybył tu wraz z innymi ludźmi. Nie wiem co to za jedni, ale chodzi chyba o jakieś laboratorium i protokoły A1 i A2. On ma tu zostać dwa dni i nas szkolić. Ponoć ich obecność tu jest wymagana. Jutro się spotkają ponownie, o jakiejś godzinie Z w umówionym miejscu, ale nie wiem gdzie to. Sądzisz, że ma to związek z tym wypadkiem z rana i karetką? I że to może być ta jednostka, o której mówiłaś? – dopytał się jeszcze, odsuwając się potem od niej na tyle, aby mogła mu odpowiedzieć. Nie wiedział czemu mówi to akurat jej, może dlatego że sama coś o tym wiedziała już wcześniej, a teraz uzupełnia jej wiedzę o swoją? -
Dmitrij
Roza słuchała uważnie z wyraźnym zaciekawieniem, z małą domieszką zdziwienia. Skąd to wiedział? Obejrzała się podejrzliwie za siebie i przysunęła do niego, pochyliła się nad jego uchem i zaczęła delikatnie szeptać:
- Na to wygląda - skwitowała, po czym zrobiła nietęgą minę, a jej głos przybrał ponury ton. - Jak się o tym dowiedziałeś? Podsłuchiwałeś ich?
Odsunęła się lekko od niego, niecierpliwie oczekując odpowiedzi. -
Przytaknął jej głową, a potem przeszedł do opowieści.
– Biegałem wraz z resztą i w pewnym momencie się zmęczyłem, to jakiś dziwny, brodaty typ do mnie podszedł. Sądziłem, że to jakiś nasz nowy trener, czy coś. Chciał, abym odpoczął. Biło od niego coś takiego… że się zgodziłem, nie myśląc nawet czy faktycznie tu pracuje. Potem jakiś instruktor mnie ochrzanił i posłał do sali na odpoczynek. No to byłem tam, wchodzą te wszystkie osoby, w czym i ten brodacz oraz Wesatrow. Co prawda wyprosili mnie, ale byłem w stanie ich słuchać z zewnątrz. Mógłbym śledzić tego Wesatrowa jutro, a ty byś mnie kryła. Hm? Obawiam się, że w tym odciętym ośrodku rozprzestrzenił się jakiś wirus. Wiesz, jak w tych książkach o apokalipsie. Chciałbym zwyczajnie być zorientowany w sytuacji. – Tak naprawdę był zwyczajnie cholernie ciekaw o co w tym wszystkim chodzi. Odstąpił od niej. Teraz jej kolej. -
Dmitrij
- Co i raz wymykaliśmy się z Iliczem po nocy. W zasadzie tylko po to, by chwilę pospacerować. Vaarthern pięknie wygląda nocą - rozmarzyła się. - Aczkolwiek Ilicz wychodzi, bo spotyka się z ciotką, która nie mieszka daleko. Po paru takich ryzykownych eskapadach Ilicz powiedział, że chce mi coś pokazać. To właśnie wtedy zabrał mnie w okolicę zamkniętej strefy. Mówię ci, to miejsce jest całkowicie odcięte od reszty - wysoka na jakieś cztery metry siatka, zwieńczona przypominającymi ciernie zwojami drutu kolczastego, posterunki z worków z piaskiem, prowizoryczne mury, wieże obserwacyjne i szperacze, przesuwające się po całym obszarze jak i przedpolu. Ciągle jeżdżą jakieś ciężarówki, niektóre nawet niekiedy wjeżdżają do środka. Wszędzie łażą patrole, raz prawie nas złapali i ledwo uciekliśmy i już tam dalej nie wróciłam, ale wydaje mi się, że Ilicz ciągle tam wraca. I obserwuje. Parę dni temu mówił, że udało mu się podsłuchać część rozmowy dalej wysuniętych patrolowców i oznajmił, że sprawa wymyka się spod kontroli. Nie sprecyzował dlaczego. Potem już nie poruszał tego tematu, ale widzę, że chodzi spięty. Bardzo dobrze go znam, to w końcu mój stary przyjaciel. Nie wiem, co się tam dzieje, czy to faktycznie jakaś choroba, ale to na pewno nic dobrego. Na samą myśl o tym mam ciarki. A teraz jeszcze sprawa z tym brodaczem i zamaskowanym typem… - powiedziała zmartwionym tonem i wyraźnie posmutniała. - Powinniśmy już wrócić. Jeszcze nam brakuje, żeby kogoś po nas wysłali… -
Czemu? Może naprawdę mają tam jakiegoś wirusa? Tyle umocnień tylko to potwierdza, ta rozmowa… to wszystko jest ze sobą połączone i prowadzi go tylko na ten trop. Ale skoro tak, to czemu zwyczajnie nie zniszczą tego miejsca? Będą mieli problem z głowy, a poświęcenie tamtejszych wynagrodzić pomnikiem i będzie. Chyba że… badają go! Tak, to też nie wydawało mu się w żaden sposób głupie! Musi tylko znaleźć Ilicza i z nim porozmawiać… Kiwnął jej głową i już podczas powrotu zapytał:
– A gdzie wzięli ilicza? Muszę z nim pomówić.