"Czarny Kormoran"
-
Informacja na początek - okręt został napisany przez Kubę. Zakładam jedynie ten temat, bo sam nie mógł go utworzyć.
Oficjalnie ta jednostka nie nazywa się wcale “Czarny Kormoran” ale “Lederski Sen,” czyli sporych rozmiarów frachtowiec transportujący węgiel kamienny z terenów Konfederacji Lederu do innych krajów drogą morską. Rzecz jasna to tylko przykrywka, bowiem tak naprawdę to pełnoprawny okręt piracki, zarabiający na siebie, swojego kapitana i załogę, a po części i na skarb państwa, jeśli można tak nazwać Czarną Banderę.
O dziwo, modyfikacje w postaci dodania pancerza na poziomie torpedowca oraz zainstalowanie dziesięciu ciężkich karabinów maszynowych (po trzy na burtę, dwa na rufie i dwa na dziobie) to całkowicie legalna modyfikacja, która przeszła tylko dlatego, że urzędasom wmówiono, że służą one do ochrony ładunku i załogi przed… piratami. Ździebko ironia, co nie?
Dalej zaczynają się już mniej legalne modyfikacje, rzecz jasna zamaskowane, czyli uzbrojenie główne oraz dodatkowe: W roli tego pierwszego występują oczywiście działa, a ściślej mówiąc osiem działek kaliber 45 milimetrów (po cztery na burtach), dwanaście dział kalibru 75 mm (po sześć na burtach), a także dwa ciężkie działa kaliber 120 mm, po jednym w superpozycji na dziobie i rufie. O ile ukrycie pierwszych dwóch typów artylerii nie jest kłopotliwe, bo znajdują się pod pokładem, a podczas strzelania wytacza się je na pozycje, czyli otwory strzeleckie, z których wystają tylko lufy, to z ciężkim kalibrem jest problem, więc zrobiono to o tyle sprawnie, że zamaskowano tak, aby broń udawała różnoraki sprzęt do rozładunku i załadunku towarów, co sprawdza się z daleka, przy przekupionych urzędnikach portowych i w rodzimych portach piratów.
Za uzbrojenie dodatkowe służą rzecz jasna rozmaite trapy i kładki wyposażone w kolce i inne zaczepy, aby ułatwić abordaż, tak samo jak liny z hakami, a także cztery miotacze harpunów, oryginalnie służące na statkach wielorybniczych, teraz, po modyfikacji pocisków, wykorzystywane do holowania jednostek wroga, przybliżania ich do okrętu piratów i tym podobnych. Jako że obecność czegoś takiego ciężko byłoby wytłumaczyć na statku służącym do transportu węgla, to są one składowane pod pokładem i wyciągane, gdy nadchodzi czas abordażu.
Kolejne modyfikacje to przede wszystkim ulepszone przez pirackich inżynierów i szkutników turbiny parowe, które pozwalają osiągnąć prędkość większą, niż wiele okrętów wojennych (mowa o tych największych, już taki kontrtorpedowiec miałby szansę na dogonienie “Kormorana”, a wszystkie mniejsze okręty tym bardziej by to zrobiły), a także większą od typowych frachtowców i statków pasażerskich, na które okręt zwykle poluje.
Poza tym ma on obszerne ładowanie, niby służące do transportu węgla, i zwykle jedna lub dwie są nimi załadowane, co przydaje się podczas intensywnych pościgów, a i może zmylić kogoś, kto wizytuje okręt. Reszta ładowani zaadaptowana jest na transport amunicji do dział i karabinów maszynowych, cele dla ewentualnych jeńców oraz liczne schowki na zdobyte dobra lub kontrabandę.
Poza tym to typowy frachtowiec, wyposażony w kilkuosobowe kajuty dla marynarzy, kwaterę kapitańską, kambuz, spiżarnię, zbrojownię, świetlicę i tak dalej.
O ile zwykle na maszcie łopocze bandera Lederu, to podczas ataków wywiesza się piracką, aby dodać morale załodze, oddać szacunek tradycji, a załodze ściganej jednostki uświadomić, że ma przesrane. -
Lekka morska bryza przyjemnie wiała od zachodu, akurat tam, gdzie patrzył kapitan “Kormorana”, Jack Kandrils, lepiej znany jako Uśmiechnięty Jack czy Jack Kordelas. Teraz jednak był bardziej tym uśmiechniętym, przez szkła lornetki udało mu się wypatrzeć statek, choć nie wiedział jeszcze za wiele, tylko tyle, że choć oddalał się od jego okrętu, płynąc w przeciwną stronę, to rzucony niedawno rozkaz “Cała naprzód!” sprawi, że dystans ten szybko się skróci. Znów się uśmiechnął i przystawił szkła lornetki do oczu, nie spuszczając ich z celu. Czekał jedynie na więcej szczegółów, choćby na to, pod jaką banderą płynie jednostka, czy jest rzeczywiście nieuzbrojona, oraz czy wygląda bardziej na statek handlowy, czy pasażerski.
-
Jack
Mały punkcik, wyglądający niczym mrówka na stole, stale rósł i powiększał się, aż w pewnym momencie widać było prawdopodobne intencje statku - jednostka pasażerska, do tego jeszcze nieuzbrojona. Do tego bez obstawy. Jak głupim trzeba być, żeby puszczać statki cywilne bez ochrony w tym rejonie, mimo wielokrotnych akcji terrorystycznych, porwań i żądań okupu? No nic, lepiej dla tutejszego piractwa, a możliwości łatwego jak bułka z masłem wzbogacenia się Jack nie mógł znaleźć. Jeżeli to jakaś wycieczka ekskluzywna dla grupy snobów, to los uśmiechnął się do niego jeszcze bardziej. Statek nadal płynął w linii prostej, nie próbował żadnych manewrów ani nie próbował uciekać. Chyba nawet ich nie zauważyli, a nawet jeśli, to lederska flaga skutecznie ich zmyliła. -
W takim razie nie musiał nawet wydawać rozkazów do wysunięcia artylerii, a jedynie kazał obsadzić broń maszynową, przygotować sprzęt do abordażu i broń osobistą… Chociaż, po namyśle, kazał też jednak obsadzić działa, ale nie wytaczać ich jeszcze na pozycje. Niby cel zdawał się cholernie łatwy, ale to tak, jak ten feralny konwój, który dał tęgiego łupnia “Kormoranowi”, gdy Jack był tu jeszcze pierwszym oficerem. Na myśl o tym splunął przez burtę i czekał, aż znajdą się odpowiednio blisko statku pasażerskiego. Wtedy dopiero kazał wyciągnąć na maszt czarną banderę piratów i wytoczyć miotacze harpunów, aby unieruchomić cel.
-
Jack
- Przygotować się do abordażu! - Wykrzyczał rosły bosman, a jego słowa niosły się po całym statku, co rusz powtarzane przez resztę pirackiej załogi.
Na statku momentalnie znowu zrobiło się żywo, a w przeciągu kilku minut wszystkie pozycje z bronią maszynową i miotacze harpunów były obsadzone przez marynarzy, wcelowanych prosto w turystyczny statek, który był coraz bliżej i bliżej. Płynął powoli, kompletnie nie spodziewając się morskiego zagrożenia, jakie właśnie płynęło w jego stronę.Mały stateczek turystyczny, zareagował dopiero, gdy na maszcie “Czarnego Kormorana” zaczęła powiewać czarna bandera, chcąc przyśpieszyć, ale było już wtedy za późno, gdyż znalazł się idealnie w zasięgu miotaczy harpunów.
-
- Pal! - krzyknął, machając ręką w stronę ściganego statku. Później odłożył lornetkę i sprawdził swoje wyposażenie. Uznał, że nie ma po co brać karabinu, zadowolił się jedynie bronią białą i krótką, a i tak walki nie przewidywał. Gdy harpuny zostały wystrzelone, czekał jedynie na unieruchomienie statku oraz zrzucenie trapów czy lin z hakami, aby móc ruszyć na czele swoich ludzi do abordażu.
-
Jack
Miotacze harpunów wystrzeliły wszystkie w tym samym momencie, bez pudła wbijając harpuny w burtę małego statku turystycznego, drąc metal jak kartkę papieru i przyszpilając go w miejscu. Ofiara pirackiego drapieżnika już nic nie próbowała, jakby pogodzona ze swym losem. Opór i tak był już bezcelowy, a na obecny moment przypominałoby to bezowocną walkę Dawida z Goliatem, z tą różnicą, że Dawid nie miał nawet procy. Po obrzuceniu statku linami, można było dokonać abordażu, bez poniesienia żadnych strat własnych. -
I taki też wydał rozkaz, a gdy pierwsza partia piratów znalazła się już na pokładzie wycieczkowca, i kapitan Jack przedostał się na jego deski.
-
Jack
///Nikt się tego nie spodziewał, a już na pewno nie ja.///
Piraci, którym już udało się przedostać na pokład złapanego w pirackie kleszcze wycieczkowca, w oka mgnieniu wycelowali swoje karabiny i strzelby w pięciu cywili, którzy z tą samą szybkością podnieśli ręce do góry. Ku zdziwieniu Jacka, nie wyglądali na żadnych bogaczy - byli ubrani bardziej jak typowi przedstawiciele klasy średniej - flanelowe koszule w kraty, proste spodnie i banalne trzewiki w kolorze brązowym, zrobione z taniej, sztucznej skóry.
- Nie strzelajcie! - wykrzyczał starszy mężczyzna, którego twarz była poorana zmarszczkami jak pole bitwy lejami po eksplozjach. - Nie mamy przy sobie nic wartościowego! -
Czyli tyle w temacie okupu. Ale zawsze mogli ich sprzedać, handel ludzi w Czarnej Banderze kwitł, a wykorzystanie schwytanych jeńców do niewolniczej pracy nie było niczym niezwykłym.
- Zamknij się, to my ocenimy, co jest tu cenne! - krzyknął w jego kierunku, a później zwrócił się do swoich ludzi. - Niech kilku zostanie tu i pilnuje tych jeńców. Reszta ma przeszukać statek, znoście tu wszystko, co cenne, przyprowadźcie też pasażerów, najlepiej żywych.
Gdy rozkazy zostały już wydane, Jack ruszył w kierunku mostka, nie miał zamiaru biernie czekać, zwłaszcza że powinni uwinąć się z atakiem jak najszybciej, zabrać łupy i jeńców, a wycieczkowiec zatopić lub ewentualnie wziąć na hol, zawsze mogli sprzedać go innym piratom lub chociaż posłać na złom. -
Jack
Jeden z piratów, z krwiście czerwoną chustą na szyi i spiłowaną, krótką dwururką pchnął starszego mężczyznę na metalową ściankę jachtu. Starzec z głuchym dźwiękiem uderzył w nią plecami i zsunął się po niej, nie wydając z siebie choćby najcichszego jęku bólu. Reszta, widząc zaistniałą sytuację i zdając sobie sprawę, w jak beznadziejnym stanie się znajdują, z przerażeniem unieśli ręce do góry. Zbledli, w ich oczach malował się zwierzęcy strach.
- Pod ścianę! - ryknął brutalny wilk morski. - Nie ważcie się choćby drgnąć!
Jeńcy bez słowa wykonali polecenie, ustawiając się w jednej linii z wysoko uniesionymi rękami. Ciekawe, jak długo wytrzymają w takiej pozycji…Reszta piratów, wliczając w to łysawego bosmana z przeciągłą głęboką szramą na lewym policzku, rozpoczęła przeszukiwanie statku, począwszy od pomieszczeń cywilnych. Postawny bosman zaczął przekręcać kredowobiały okrągły uchwyt karłowatych drzwiczek, ale ten ani drgnął. Jeszcze chwilę siłował się z opornym uchwytem, aż zrobił się czerwony jak burak na twarzy, a wyskakujące żyły na jego czole były na tyle dobrze widoczne, że można było je policzyć. Wtem jeden z byłych turystów wypalił:
- Nie otwierajcie tego! -
Dał znać swojemu podwładnemu, aby przestał, niech zbierze siły, mogą mu się zaraz przydać.
- Bo co? - zapytał go Jack, unosząc lekko brew. - Trzymacie tam oddział zbrojnych? -
Jack
- Nie, nie, nie - odparł widocznie zestresowany mężczyzna. - My sami nie wiemy, co tam jest. Płynęliśmy z kimś, byli uzbrojeni a do tego dziwnie im się z oczu patrzyło. Po dniu rejsu zaczęło im odbijać, terroryzowali nas, aż w końcu kompletnie ich popierdoliło - jesteśmy tylko my, a oni siedzą tam zamknięci. -
Prychnął pod nosem, za cholerę nie wierząc w tę opowiastkę. Schowali tam pewnie jakieś cenne skarby albo ładniejsze kobietki, licząc na to, że w ten sposób nie dopadnie ich piracka zgraja. Ale nie na warcie Jacka Kordelasa. Polecił bosmanowi odejść, a dwóm innym rosłym piratom ponownie otwierać drzwi. W razie gdyby, rozejrzał się za jakimś okienkiem czy bulajem, przez które mógłby dostrzec wnętrze pomieszczenia, a reszcie polecił mieć broń w gotowości.
-
Jack
- Wszyscy przez was zginiemy! - wydarł się jak obdzierany ze skóry a on sam wyglądał tak, jakby miał zamiar paść zaraz na kolana. - Nie otwierajcie tego!
Ale piraci byli względem jego panicznych błagań byli jak ściany - ignorowali je, a dwóch innych zabrało się do otwierania stawiającej opór śluzy. Na samym początku nie dawali sobie rady, a ich twarze zrobiły się czerwone z wysiłku. Po chwili do uszu Jacka dotarł przypominający przejeżdżanie paznokciem po tablicy zgrzyt, a uchwyt w końcu puścił i droga do wewnętrznej części statku stała otworem. Natomiast bulaj, który Jack znalazł, nie zdał mu się na nic, bo kiedy przez niego wyjrzał, nie był w stanie dostrzec choćby zarysów tego, co znajduje się wewnątrz. Panowały tam zupełne ciemności. -
- Latarka? - rzucił do swoich ludzi, przyglądając się ciemności, obawiając się, że i ta na niego patrzy.
-
Jack
- Ma ją większość z nas - oznajmił bosman spokojnie. -
- Świetna wiadomość, bosmanie. Mam Wam wydać rozkaz do poświecenia do środka czy sami na to wpadniecie? - prychnął kapitan, chcąc rozwiązać sprawę tajemniczego ładunku jak najszybciej, a potem wracać do pirackiej macierzy.
-
Jack
Bosman zrobił nietęgą minę, ale nic nie powiedział. Zanurkował dłonią w poszukiwaniu przedmiotu, będącego teraz na wagę złota, po czym wyciągnął z kieszeni smoliste pudełeczko, które zaczepił o jedną z kieszeni na piersi swojej kamizelki, włączając ją. Blady snop światła padł na ścianę, przeciwstawiając się panującej tam wiecznej ciemności, po chwili wchodząc do środka i rozglądając się.
- Nikogo nie widzę - odrzekł beznamiętnie. - Na razie czysto. -
Dał znak, aby do środka weszło jeszcze kilku ludzi, a później sam udał się do środka, rozglądając się po pomieszczeniu.
- No i gdzie te skarby? - zapytał nieco zdezorientowany. -
Jack
- Jak będziemy przeszukiwać kwatery podróżujących, to znajdziemy coś z pewnością - odpowiedział Bosman.
Znajdował się właśnie na zupełnie pustym korytarzu z kilkoma ostro zakręcającymi w prawo odnogami, które prowadziły wgłąb części cywilnej, skrytej wiecznym mrokiem. Co ciekawe - każdy z włazów prowadzący dalej był zablokowany jakimś meblem - ten najbliżej nich został zawalony postawionym na krótszym boku stołem, reszta natomiast sporą ilością drewnianych krzeseł. Jeden z piratów dostrzegł charakterystyczną wypustkę na jednej z żelazistych ścian, do której podszedł i jednym ruchem ręki przesunął ją w górę. Nic się nie stało.
- Elektryczność im padła - oznajmił badawczo. - Będziemy próbowali coś z tym zrobić? -
Machnął ręką i skierował się do wyjścia.
- Nie ma czasu, przeszukamy to u siebie, bo i tak planuję zabrać statek na hol. Zostaw dwóch ludzi, żeby pilnowali tego miejsca, na razie mają zamknąć je na cztery spusty i czekać na zewnątrz. I niech kilku pilnuje tych schwytanych frajerów. Reszta ma się rozdzielić i przeszukać statek. A Wy dwaj za mną. - wydał rozkazy, ostatnie słowa mówiąc do bosmana i pierwszego z brzegu majtka, aby ruszyć wraz z nimi na mostek uprowadzonej jednostki. -
Jack
Piraci kiwnęli posłusznie głowami i wyszli razem z nim, bez szemrania wykonując powierzone im zadania. Mostek nie był daleko - wystarczyło tylko skręcić na lewo i wyminąć obszerną część cywilną, aby go dostrzec - był na samym szczycie drugiej nadbudówki, przeznaczonej dla nielicznej załogi. Jednak nie było to takie proste - śluza prowadząca do nadbudówki była zamknięta od zewnątrz, a jedyną formą dostania się na górę była niezbyt bezpiecznie wyglądająca metalowa drabinka przyspawana do ściany. -
Uderzył kilkakrotnie pięścią w drzwi, aby zwrócić uwagę zamkniętych tam osób.
- Nie róbcie teatrzyku, bando szczurów lądowych! Otwierajcie te drzwi po dobroci albo zrobimy to po złości i wrzucę Wam tam kilka granatów. Wasza wola. - powiedział, a choć na chwilę obecną blefował, to morda od razu zaczęła mu się cieszyć, gdy pomyślał o takim scenariuszu. -
Jack
Nikt nie odpowiadał.
- To co, wrzucamy? - zapytał jeden z piratów za jego plecami. -
- Wrzucamy. - odrzekł, nieco zdziwiony, że jednak nie wyszli. - A jak wrzucicie, to od razu zamknijcie drzwi czy inne okna, żeby nie mogli odrzucić z powrotem.
-
Jack
Bosman spróbował otworzyć jeden z bulajów, ale podobnie jak w przypadku nieszczęsnej śluzy, nie sprostał temu zadaniu.
- Zamknęli to od środka. Trzeba wybić - rzekł. -
//Nie odpisujesz często, ja tym bardziej, nie przeciągaj więcej, niż to konieczne.//
Skinął głową i polecił tym piratom, którzy mieli karabiny, strzelby czy inną broń, odpowiednią do tego celu, uderzać w szyby tak długo, aż zostaną stłuczone, aby w końcu wrzucić przez te otwory kilka granatów. -
Jack
///Niektórzy się irytują z powodu, że bez ich wpływu kieruje się postaciami, więc wolę dmuchać na zimne///
Szyba bulaju odpuściła za trzecim uderzeniem, rozsypując się niczym domek z kart na kilkadziesiąt małych kawałków. Bosman i jakiś inny brodaty załogant niemal od razu wrzucili wewnątrz dwa granaty, po kilkusekundowej przerwie dając na dokładkę kolejną dwójkę, po czym nastąpiła seria krótkich eksplozji, które lekko zakołysały statkiem. Ktokolwiek był w pomieszczeniu, prawie na pewno tego nie przeżył. -
No i tyle w temacie. Nie otworzą tego teraz, więc postawił jednego załoganta na warcie, a z resztą udał się z powrotem na główny pokład, aby tam przejrzeć łupy i ewentualnych jeńców.
-
Jack
Nieszczęsna piątka stała cicho jak myszy pod miotłą, nadal trzymając odrętwiałe ręce w górze, nie opuszczając ich choćby na centymetr. Natomiast grupa wysłana na rozeznanie innej części statku i zabrania czegokolwiek, co ma jakąś wartość w pieniądzach i nie jest przyspawane do ziemi, jeszcze nie wróciła.
- Ile mamy jeszcze je tak trzymać? - zapytał niecierpliwie starszy z jeńców, którego twarz przybrała czerwony kolor wysiłku.
- Dopóki nie powiem! Zamknij mordę! - zrugał go pirat w czerwonej chuście, który odwrócił się momentalnie w stronę swojego kapitana, milcząc. -
Skinął mu głową z uznaniem i przypatrzył się każdemu z jeńców.
- Gdzie reszta pasażerów? - zapytał ze stoickim spokojem, patrząc każdemu w oczy. - To statek pasażerski, musicie mieć jakichś ludzi na pokładzie. Im szybciej powiecie mi prawdę, tym mniej Was zginie, do tego w miarę łagodny sposób. A może nawet nikogo nie zabiję ani nie będę torturować? To od Was zależy. -
Jack
- W części pasażerskiej - ze spokojem odparł mężczyzna w średnim wieku i żółtej koszuli w kratę. - Może jeszcze uda wam się znaleźć to, co zostało z załogi pod pokładem. -
Skinął głową i zdzielił go kolbą pistoletu w brzuch.
- Co masz na myśli? -
Jack
Mężczyzna zgiął się wpół i runął na twarde deski, jęcząc z bólu.
- Część pasażerska była połączona z częścią przeznaczoną pod pokładem dla załogi - odparł inny jeniec z wyraźnym przestrachem w łamiącym się głosie.
Wtem Jack zauważył coś kątem oka. Gdy odwrócił głowę w bok, zauważył powracających piratów, wysłanych na eksplorację dalszej części statku cywilnego. Nie mieli przy sobie ani jeńców, ani rzucających się w oczach kosztowności. Pełny skład nie wskazywał na to, żeby doszło do jakiejś walki.
- Udało nam się zejść pod pokład - zaczął jeden z matów w prochowej kurtce. - Masa trupów, wszystko zalane krwią, a sami nieboszczycy są podziurawieni jak sito i wygląda na to, że nie umarli wcale tak dawno temu. Cuchnie tam żelazem tak, że nie da się wytrzymać.
- Mówiłem - wycharczał jeniec zwijający się z bólu na zimnej posadzce. -
- To teraz powiedz mi jeszcze, z łaski swojej, dlaczego to wygląda tak, choć nie powinno?
-
Jack
- W pasażerskim doszło do jakiejś rozróby - kontynuował jeniec, który zaczął mówić bardzo szybko pod wpływem stresu, a jego oczy zaczęły się szklić. Wyglądał tak, jakby miał się zaraz rozpłakać. - Ktoś się chyba z kimś pokłócił, interweniowała ochrona i zaczęły się strzały. Wkrótce po tym ktoś odłączył zasilanie. Nic już więcej nie wiem, przysięgam!
- Ktoś się zastrzelił - wymamrotał leżący, wciąż kurczowo trzymając się za brzuch. -
Wzruszył ramionami.
- I to ja jestem ten szalony? - powiedział, sam do siebie, kopiąc leżącego, jak na prawdziwego pirata przystało. - Związać ich i zabrać, może na nich chociaż coś zarobimy. A ten złom bierzcie na hol, wracamy do domu. -
Jack
Wymierzony kopniak w brzuch przygwoździł go do desek na amen, kiedy zaczął się zwijać na nich z ogromnego bólu, wydając nieartykułowane, przeciągłe dźwięki, przypominające nieco kwiki zarzynanej świni.
- A nie lepiej będzie te trupy powypierdalać w głębiny morza od razu? - zapytał mat. - Może się jeszcze w porcie pozarażają jakimś odtrupim świństwem. -
- To piraci, do cholery, widzieli i robili gorsze rzeczy. - odparł, rozkładając ramiona. - A ja nie widzę ochotników do babrania się w trupach. Jak będzie trzeba, to zejdę o jakąś stówę czy dwie z ceny, żeby zrekompensować innym taką niespodziankę.
-
Jack
Mat kiwnął posłusznie głową, po czym rzekł doniosłym głosem, jakby poczuł się za kogoś wyższego rangą:
- Dobra, zawijamy tych kutafonów i wracamy do domu!
W ciągu kilku dłuższych chwil cała piątka nieszczęśników była związana jak baleron, nieszczęśliwy i wystraszony baleron, który został spędzony na pokład pirackiej łajby jak trzoda chlewna do rzeźni, a kilka kolejnych, jeszcze dłuższych chwil zajęło przywiązanie widmowej cywilnej jednostki morskiej kilkoma grubymi linami, których pęk po obu stronach zwieńczony został ciasno zawiązanym węzłem marynarskim. Po wykonaniu roboty, ostatni piraci zaczęli powracać na swój macierzysty statek. -
Skoro tak, to i on powrócił, od razu kierując się na mostek, gdzie dał rozkaz, aby wrzucić całą naprzód i ruszyć na rodzime pirackie wyspy.
-
Jack
Pięć żywych baleronów spędzono pod pokład, gdzie zakwaterowano ich w luksusowych, ciasnych celach, w których zawsze panował półmrok i śmierdziało pleśnią. Piracki statek ruszył z pełną mocą, ciągnąc za sobą martwą jednostkę cywilną, sunącą ślamazarnie jak ślimak, zostawiając za sobą tylko spienione fale. Dodatkowy przypięty bagaż nieco zmniejszył prędkość łajby, ale macierzyste wyspy nie były wcale tak daleko, nie zapuścili się w końcu na samo centrum otwartego, błękitnego oceanu, skrywającego pod taflą wody masy sekretów, o których czasami lepiej nie wiedzieć.Turbiny pracowały na pełnych obrotach, ciągle pożerając kolejne serwowane im przystawki z nieregularnych brudzących brył węgla, co rusz prosząc o kolejne dokładki. Piraci minęli kilka małych bezludnych wysepek i zwrócili się na wschód. W ciągu kolejnych chwil ukochane wyspy, opanowane przez takie same szumowiny i wilki morskie stały się widoczne w okrągłych szkłach lornetki tylko po to, żeby wkrótce stać się widocznymi gołym okiem. Zbliżali się do domu.
“Kormoran” w końcu dotarł do jednego z portów, do którego to bez większych ceregieli przycumował.
-
//Zmiana tematu czy jak?//
-
///Najwyraźniej. Zagubiłem się w akcji.///
-
//To tylko daj znać, gdy powstanie nowa lokacja, i kiedy to będzie, żebym nie czekał jak głupi.//